Prolog
Nazywam się Amber Kiriyau. Mam szesnaście
lat. Jestem jedynaczką, bo moja siostra bliźniaczka zmarła przy porodzie. Gdy
miałam trzy lata, wciąż moczyłam się w gacie. W wieku siedmiu lat mój ukochany pies
zginął pod kołami niebieskiej toyoty yaris. W wieku dwunastu lat zepsułam mikrofalówkę,
chcąc sprawdzić, czy uda mi się przetopić sztućce i przekuć na miecz.
Moja mama ma na imię Maria, pracuje
jako bibliotekarka. Tata nazywa się Grzegorz i pracuje w pobliskiej aptece jako
farmaceuta. Mieszkamy razem niewielkim miasteczku leżącym nad rzeczą. To
znaczy… Mieszkaliśmy. Bo dziś zaczynam naukę w szkole z internatem.
I wszystko byłoby świetnie, gdyby to
była normalna szkoła. Ale nie jest… Jak już wspomniałam, miałam siostrę
bliźniaczkę. Ona była ta dobra, a ja ta zła. Zgodnie z tym powinnyśmy pójść do
osobnych terytoriów, odpowiednich dla nas. Niestety Rząd nie umiał stwierdzić,
gdzie powinnam przynależeć. O zdanie mnie oczywiście spytać nie raczyli.
Właśnie idę do szkoły dla tych dobrych i muszę tam przetrwać kolejne cztery
lata swojego życia.
Część
1 ~ Wilk w owczej skórze.
Ja plus ogromna, ciężka walizka.
Przykry widok, jak mniemam, bo rodzice odstawili mnie przed budynkiem szkoły i
zwiali. Czekało mnie kilka trudnych lat edukacji. Co prawda tutaj wszyscy
dopiero mieli się nauczyć, jak być dobrymi, więc istniała szansa, że nie będę
od razu odstawać od grupy, ale to było wbrew mojej naturze. Odmienność to coś z
czego byłam dumna.
Teraz jednak stałam z tą moją
wielgachną walizą u stóp wielkiej, żelaznej bramy, w myślach bluzgając na Rząd,
który bez mojej zgody wysłał mnie na to wypiździejewo. Gdyż nie było tu nic
poza ogromnym terytorium szkoleniowym. Jedynie pola i lasy. Cudownie. Po prostu
cudownie. Zero cywilizacji i słaby zasięg w telefonie.
I jak na to, że to niby szkoła dla
tych „dobrych”, nikt jakoś nie raczył pomóc z mi z walizką. Ciągnęłam ją
mozolnie za sobą, co jakiś czas potykając się o coś i klnąc cicho. Przecież
nikt nie mógł mnie usłyszeć. To byłby dopiero falstart już pierwszego dnia się
zdemaskować. No proszę! Nie ze mną takie numery.
Nie tylko zamierzałam nie dać się
zdemaskować, uznając to za test praktyczny swojego geniuszu - nie ma przecież
lepszego szkolenia, niż przetrwać w obozie wroga - a wręcz planowałam podbić
serca tutejszych uczniów. Może nawet zostać przewodniczącą samorządu? To byłoby
coś. Powoli, po cichu piąć się w górę na szczeblach szkolnej kariery.
Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Zwłaszcza,
że było mi się niedobrze na widok uczniów ubranych już w mundurki. Dlaczego
miałam chodzić w różowej sukience w kolno?! To już wolałabym błękitny uniform
męskiej części uczniów, niż wyglądać jak landrynka. Stanowczo zbyt słodka i bez
smaku.
Radosny chichot starszych uczennic,
zajadających lunch w kolorowym, kwiecistym ogrodzie działa mi na nerwy.
Postarałam się jednak zignorować wszystkie te przeciwności losu i na dobry
początek zakwaterować się w swoim pokoju. Gdziekolwiek on jest. Tu naprawdę
przydałyby się oznaczenia albo jakaś mapa. Jak do choinki miałam znaleźć
akademik?
Maszerowałam dziarskim krokiem,
patrząc dumnie przed siebie. Co nie znaczy, że mojej uwadze uszły nieprzychylne
komentarze i krzywe spojrzenia starszych uczennic. Podejrzewam, że nawet w
„Dobrej” szkole, zwanej także Białym Terytorium ( w tym przypadku to drugie
nazywane było Czarnym) zdarzają się zakały, niepasujące do danej szkoły.
A może nie tylko ja byłam wilkiem w
owczej skórze, chowającym się wśród niczego nieświadomych baranków? Może takich
jak ja było więcej? Czyżbym miała konkurencję w dążeniu do realizacji swoich
niecnych planów podbicia tej szkoły?
Wreszcie dotarłam do celu.
Przykleiłam na twarz sztuczny, cukierkowy uśmiech i wpisałam się na listę
mieszkańców, po czym odebrałam klucz do pokoju. Oczywiście ze swoją walizką
musiałam się zataszczyć na czwarte piętro schodami, bo władza szkoły
najwyraźniej uznała, że nie potrzebujemy windy. Z założenia pewnie mieliśmy tam
dolecieć na anielskich skrzydełkach.
Banda idiotów. Na szczęście w
nieszczęściu byli na tyle naiwni, że nie sprawdzali bagaży. Dzięki temu udało
mi się przemycić kilka normalnych ubrań, paczkę papierosów, wino, scyzoryk i ulubioną
czarną szminkę.
Doczłapałam się na swoje piętro i
oparłam się o walizkę. Nogi miałam jak z waty, a wentylowałam jak lokomotywa.
Kondycja już nie ta… Teraz już tylko musiałam znaleźć drzwi numer czterysta
cztery i jestem u siebie. Pokoje były co prawda małe, ale miały jedną zaletę.
Każdy miał swój i nie trzeba było dzielić przestrzeni ze współlokatorami. To
dobrze, bo potrzebowałam odrobiny prywatności, by oddać się swoim niecnym
planom.
Następnego dnia zaczynały się już
lekcję. Te beznadziejne przedmioty pozostawię bez komentarza. Poza jednym,
który wybił tą szkołę na wyżyny beznadziei. Filozofia i etyka, na której
siedzieliśmy ponad dwie godziny, słuchając wykładu jakiejś wariatki. Baba
gadała jak natchniona, a ja prawie cały czas miałam ochotę zapytać o numer do
jej dilera.
Na szczęście usiadłam z tyłu sali,
tuż pod ścianą i piorunowałam morderczym spojrzeniem każdego, kto próbował
usiąść obok mnie. W ten sposób załatwiłam sobie jako taki spokój przynajmniej
przez część dnia. Nie miałam ochoty się na razie integrować, więc bazgroliłam w
zeszycie. Zamiast notatek wypełniony był czaszkami w moim wykonaniu.
Nauczycielka wciąż nie przestała
opowiadać tych dyrdymałów, z którymi nie zgadzałam się ani odrobinę… A tym
bardziej z sensem tłumaczenia ich. Nawet dla mnie oczywistym było, że narzucą
nam takie a nie inne wzorce postępowania, więc jaki sens było się nad tym
rozwodzić? Nie wspominając o przydatności tych schematów, gdyż tak naprawdę
były strasznie naiwne i nie obejmowały bardziej skomplikowanych sytuacji.
I gdy już znudziło mi się słuchanie
tych głupot, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Warto było się nieco zapoznać ze
swoją klasą. W końcu miałam z nimi spędzić najbliższe cztery lata, a jeśli
chciałam podbić ich serca, musiałam poznać i obyczaje. Rzetelne informacje na
temat wroga były przecież istotną częścią planowania!
Oczywiście w pierwszych dwóch rzędach
siedzieli prymusi. Co chwilę zadawali jakieś pytania i wyrażali swoje zdanie,
żeby popisać się przed nauczycielem i resztą. Żałosne. Kolejny rząd zajmowali
raczej mniej śmiali uczniowie, którzy niekoniecznie mieli ochotę wypowiadać się
na forum. Ostatni rząd należał do mnie i do jeszcze jednej dziewczyny, siedzącej
po przeciwległym końcu sali.
Przykuła odrobinę moją uwagę, bo
wyglądała na niesamowicie skupioną na wykładzie, a jednak siedziała sama tak,
jak ja. Wątpiłam jednak, żeby była outsiderką z wyboru. Najwyraźniej to jej
przypadła rola ofiary na kolejne cztery lata. Przykro mi, ale nie miałam
zamiaru jej z tego wyręczać. To nie mój problem, jeśli już pierwszego dnia dała
się zakrzyczeć wronom.
Może zazdrościły jej urody? Tak. To
jedno trzeba było jej przyznać. Była naprawdę szczuła i zgrabna. Jak na wiek,
również nieźle obdarzona. Długie blond słowy spięte były w równego warkocza,
jakiego nie potrafiła zrobić nawet moja mama. Ale najbardziej fascynowały mnie
jej oczy. Były błękitne. A może raczej cyjanowe? Nigdy nie widziałam nikogo o
tak niesamowitym i jasnym kolorze oczu. Chociaż nadawało jej to dziwnego nieco
wyglądu. W skrócie, miała oczy juk pies Husky.
Przez moment przeszło mi nawet przez
myśl, że rozumiem resztę dziewczyn, które odsunęły ją na bok. Były zazdrosne.
Ja odrobinę też. Zawsze podobała mi się taka jasna cera. Ja niestety z natury
miałam dość ciemną karnację, a brązowe włosy i pospolite piwne oczy nie
pozwalały mi wyróżnić się z tłumu. Z przyjemnością bym się z nią zamieniła.
Zrobiłabym dobry użytek z takiego wyglądu i wybiła się w ten sposób ponad stado
baranów i owiec.
Część
2 ~ Wilk i czarna owca.
Wreszcie mieliśmy długą przerwę
między zajęciami. Trzy godziny na zjedzenie lunchu oraz relaks. Posiłek zjadłam
pospiesznie na stołówce – udało mi się wepchnąć na początku kolejki – i wyszłam
do ogrodu. Pogoda była piękna. Chociaż nie do końca przepadałam za słońcem.
Sprawiało, że moja ciemna już karnacja, robiła się jeszcze ciemniejsza. Oczywiście
zapomniałam też z domu ciemnych okularów. Podejrzewałam jednak, że i tak nie
wolno byłoby mi w nich paradować.
Potrzebowałam świeżego powietrza oraz
odpoczynku, by zapomnieć o tych wszystkich bzdurach, które próbowano mi tego
dnia wcisnąć do głowy. Czułam też ogromną potrzebę posiedzenia w ciszy i
spokoju, bez gwaru gdaczących kur, których głównym celem w życiu było ładnie
wyglądać, a za kilka lat założyć rodzinę.
Przeszłam przez ogród, aż dotarłam na
tył szkoły, gdzie zamierzałam rozsiąść się w cieniu. W kieszonce sukienki
miałam ukrytego papierosa. Tego było mi teraz trzeba. Niestety najwyraźniej
ktoś jeszcze upodobał sobie to miejsce, bo zobaczyłam grupę dziewczyn. Znęcały
się nad kimś.
Cukierkowe dziunie o IQ worka
foliowego, ciągnęły za włosy jakąś dziewczynę. Robiły przy tym sporo hałasu, a
jednak żaden z nauczycieli nie zwrócił uwagi. Cóż… To nie mój problem. A
przynajmniej nie byłby mój, gdyby nie zajmowały miejsca, jakie upodobałam sobie
na swój odpoczynek. Czyli nici z relaksu.
Zostały mi dwie opcje. Odejść i
znaleźć inne miejsce lub zwyczajnie je stamtąd przegonić. Ta druga podobała mi
się bardziej. Mogłam się popastwić nad tymi idiotkami bez obaw, że zostanę
nakryta. W końcu nie naskarżą na mnie skoro same zostały przyłapane na czynach
niegodnych uczennic Białego Terytorium.
Wyciągnęłam ze stanika scyzoryk. Był
niewielki, składany. Taki, jakiego używa się chodząc na ryby. Na razie jednak
jeszcze trzymałam go w dłoni tak, by nie był widoczny. Uśmiechnęłam się
szeroko, szczerząc zęby w drapieżnym uśmiechu i wyszłam zza rogu budynku.
- Widzę, że świetnie się bawicie –
powiedziałam i wszystkie spojrzały na mnie. Dopiero wtedy rozpoznałam w nich
dziewczyny ze swojej klasy. – Mogę się przyłączyć?
- Spadaj stąd – padło w odpowiedzi. – Chyba,
że chcesz zająć jej miejsca?
- Jej? – zdziwiłam się, przechylając głowę w
bok, by przyjrzeć się nieszczęsnej ofierze. – Ach. Oczy psa Husky – mruknęłam.
- Spadaj stąd. I nikomu ani słowa albo tobie
też się oberwie. Nie jesteś jedną z nas.
- Masz rację – przyznałam i uśmiechnęłam się
słodko. – Nie jestem jedną z was. Nawet bym nie chciała. Jesteście żałosne, a
wasze znęcanie się jest po prostu żałosne i bez wyrazu.
- Znalazła się obrończyni – prychnęła ruda,
która najwyraźniej przewodziła grupie.
- Nie jesteś zbyt bystra, co? – warknęłam. –
Powiedziałam przed chwilą, że nie jestem jedną z was. A wy… Gówno wiecie o
torturowaniu ludzi. – Wyciągnęłam scyzoryk i odblokowałam ostrze. – Jest mały i
cienki, doskonały by wbić go tuż pod paznokciami. Wiesz, że to naprawdę boli? –
zapytałam, a uśmiech nie schodził z mojej twarzy. – Jest też bardzo ostry,
świetnie się nadaje do ścinania miedzianych strąków, które nazywasz włosami,
każdego wieczora obklejając je toną odżywki, szkarado.
- Coś ty powiedziała? – zaperzyła się tamta,
nadymając policzki jak chomik. Prawie urocze. Prawie… - Odszczekaj to.
- Jesteś pewna, że to nie ty powinnaś teraz
siedzieć na ziemi, gdzie twoje miejsce i merdać ogonkiem w nadziei, że nie
zrobię ci krzywdy? – Zrobiłam krok do przodu, ale ruda wciąż robiła odważną
minę. Kolejny krok sprawił, że dostrzegłam w jej oczach niepewność. – Myślisz,
że żartuję? Chcesz się przekonać, jak wysokie dźwięki wyciągniesz, wołając o pomoc,
gdy ja będę wyrywać ci te pomalowane na różowo pazury? Swoją drogą, nie pasuje
ci ten kolor, więc zrobię ci tym przysługę.
- Jesteś stuknięta!
- Ja? Skąd… - kolejny krok do przodu i
dziewczyny naprawdę zaczęły się bać. Byłam coraz bliżej nich. – Odważna jesteś,
skoro naprawdę chcesz się przekonać, że nie żartuję, wywłoko.
- Przestań się zgrywać, nie możesz nam nic
zrobić.
- Właśnie. Alice ma rację.
- Czyli staniecie za nią murem? Nawet jak
zacznie skomleć o litość? Będziecie stać przy niej? A może weźmiecie jej
miejsce?
- Jeśli nas dotkniesz, wylecisz ze szkoły.
- Tak. To może nawet byłby jakiś argument,
gdyby nie drobny szczegół. Taki tyci tyci – roześmiałam się – że zabiłam swoją
siostrę bliźniaczkę, która miała uczyć się w tej szkole i trafiłam tu w jej
miejsce. Naprawdę będzie mi na rękę, jeśli mnie stąd wyrzucą.
- Nie wierzę ci! – Ta imieniem Alice stanęła
ze mną twarzą w twarz, łapiąc się pod boki. – Blefujesz.
- Jesteś pewna? – zapytałam, przykładając
scyzoryk do jej szyi. – Naprawdę chcesz się przekonać.
- Alice, chodźmy stąd lepiej – rozległo się.
– Co jeśli ona nie żartuje?
- Alice, no chodź.
- Dobra. Tym razem ci odpuszczę – fuknęła
ruda, ale powoli wycofała się wraz ze swoimi koleżankami. – Jeszcze nas
popamiętasz!
- A ty – spojrzałam na blondynkę – na co się
gapisz? Znikaj stąd. Już.
- Chciałam ci podziękować…
- Nie zrobiłam tego, żeby ci pomóc. Po prostu
miałam ochotę popastwić się nad landrynkami. W obecnej sytuacji, raczej nie
odważą się naskarżyć.
- To by znaczyło, że…
- Nie powinno mnie tu być? – zaśmiałam się. –
Tak właśnie. Nie żartowałam, mówiąc, że trafiłam do nie tego terytorium.
- Ale mimo wszystko, uratowałaś mnie.
- Mogę robić, co mi się podoba – prychnęłam.
– A ty strasznie pyskata jesteś, jak na ofiarę losu. Jeśli tak bardzo ci
zależy, możesz zostać moją dziewczynką na posyłki. Poczujesz się wtedy
spełniona?
- Jestem Medison Sternaus – zupełnie
zignorowała moje słowa – a ty?
- Amber Kiriyau – odparłam, wyciągając z
kieszeni papierosa.
- Palisz? – przeraziła się blondynka. – Tak
nie wolno.
Wywróciłam oczami.
- A co ja ci przed chwilą powiedziałam? Mam
gdzieś, co wolno, a czego nie wolno. Zapal ze mną albo idź sobie.
- Mimo wszystko uważam, że w głębi duszy
jesteś dobra i wcale nie pomylili się, przysyłając cię tutaj – stwierdziła
stanowczo Medison. – Uratowałaś mnie. Mogłaś przejść obojętnie. A ignorancja
jest przecież najgorsza.
- Ale lubię się pastwić nad ludźmi. To takie
hobby. A one działały mi na nerwy.
- Bo wiesz, że robiły coś czego nie powinny.
- I będziesz mi tak cały czas mądrować? -
Spojrzałam na Medison spod przymrużonych powiek i wypuściłam dym nosem. –
Chcesz?
- Nie, dziękuję.
- Dość stanowcza jesteś, jak na ofiarę.
Wykorzystaj tą energię, żeby postawić się tym amebom.
- A ty dajesz dość sporo rad, jak na kogoś,
kogo nie obchodzi mój los.
- Mam dość słuchania tych bzdur – rzuciłam
papierosa na ziemię i zdeptałam – więc wracam do pokoju.
Medison podążyła za mną do akademika.
To jeszcze przebolałam, choć działała mi na nerwy. Gdy zaczęła iść za mną po
schodach, trafiłam już cierpliwość. Kiedy się okazało, że nie tylko weszła za
mną na czwarte piętro, ale idzie w tą samą stronę, nie wytrzymałam:
- Przestań za mną łazić!
- Idę do swojego pokoju.
- Który… pokój? – zapytałam niepewnie.
- Czterysta trzy.
- Niech to.
Część
3 ~ Owca w wilczej skórze.
- Cześć – usłyszałam, wchodząc do klasy.
Alice machała do kogoś ręką. – Amber!
Uniosłam brwi, spoglądając na rudą w
zaskoczeniu.
- Do mnie mówisz?
- A do kogo, głuptasie – zaświergotała. –
Może usiądziesz dzisiaj ze mną? Akurat mam wolne miejsce.
- Wolałabym nie – odparłam. – Mam uczulenie
na tęczę.
- Co? O czym ty mówisz?
- O tym, że nie mówię w języku foliowych
reklamówek.
Gdzieś w kącie rozległ się cichy
śmiech. Chociaż ktoś zajarzył, co mam na myśli.
- Ach, wolisz siedzieć z tyłu? W takim razie
ja dosiądę się do siebie.
- Nie próbuj – zagrodziłam jej drogę – mam
uczulenie na trzy rzeczy. Idiotów, lizidupy i rudzielców. Nie przeżyłabym
takiego kombo…
- Lubisz się droczyć co.
- Serio… Co z tobą nie tak? Właśnie cię
obraziłam – warknęłam, marszcząc brwi. – Masz jakiś syndrom Sztokholmski? Tylko,
że ja nikogo nie porwałam.
- Jesteś taka zabawna, Amber…
- A ty denerwująca – zgromiłam ja spojrzeniem
– odwal się, rozumiesz?
Do klasy weszła Medison i sama nie
mogłam uwierzyć w to, co miałam za chwilę zrobić.
- Och, czy to nie nasza mała Medi? – Ruda
skierowała na moment swoją uwagę na oczy Husky. – Już myślałam, że nie
przyjdziesz.
- Nareszcie jesteś! – wykrzyknęłam,
przepychając się obok Alice i pochwyciwszy rękę Medison, pociągnęłam ją do
swojej ławki. – Ile można na ciebie czekać, myślałam, że zanudzę się na śmierć
w towarzystwie ryżego łba.
- Co? – zdziwiła się Medison, wlepiając we
mnie cyjanowe spojrzenie. – Co to za nagła zmiana.
- Współpracuj – szepnęłam. – To twoje szansa
odbić się od dna i odwdzięczyć się za wczoraj.
- Właściwie mam coś dla ciebie – wyciągnęła z
torby czekoladę – w podziękowaniu za pomoc.
- Nie jem słodyczy.
- Widzę, że się zaprzyjaźniłyście od wczoraj
– powiedziała Alice, stając przed naszą ławką. – Pasujecie do siebie. Ofiara i
wariatka.
- Zaprzyjaźniłyśmy? – zakpiłam. – Nie, ale z
dwojga złego, ona mnie denerwuje mniej, niż ty.
Ruda chciała chyba coś jeszcze
powiedzieć, ale w tej samej chwili do klasy wszedł nauczyciel i musiała wrócić
na swoje miejsce. Jeden problem z głowy mniej. Tylko, że wciąż nie wiedziałam,
jak uwolnić się od spojrzenia oczu Husky, która najwyraźniej dopatrywała się we
mnie bratniej duszy.
Co to za świat, w którym nie opłaca się już
nawet bycie złym? Bo zawsze znajdzie się jakaś sierota, która dopatruje się w
nas, chociaż iskry pierwiastka dobroci. To jest jawne pogwałcenie praw
człowieka!
Zaraz po tym, jak zaczęła się przerwa
na lunch, uciekłam z klasy, by uwolnić się od nowej przyjaciółki i każdej
potencjalnej. Ukryłam się z papierosem za szkołą, gdzie jak widać nikt zbytnio
nie zaglądał. Toteż rozkoszowałam się samotnością.
- Przyniosłam nam lunch.
- Serio?! Postanowiłaś zostać moim
prześladowcą?
- Uciekłaś tak nagle… Podejrzewałam, że
jesteś tutaj – oznajmiła Medison i postawiła tacę na ziemi. – Dziękuję raz
jeszcze za wczoraj.
- I dlatego, zamierzasz nosić za mnie jedzenie?
– prychnęłam, wywracając oczami. – Równie dobrze mogłaś to samo zrobić z Alice.
Może pozwoliłaby ci ponosić także swoją torbę i byłabyś popychadłem odrobinę
mniej.
Roześmiała się radośnie, a ja
poczułam głęboką irytację i nagłą potrzebę na kolejnego papierosa. Ale
przyłapała mnie. W jednej kwestii miała rację. Byłam straszliwie głodna. Jednak
miałam nadzieję, że jeśli nie pójdę na stołówkę, uwolnię się od niechcianego
towarzystwa.
- Mówiłaś, że twoja siostra nie żyje?
- Ta, a bo co? – rzuciłam jej podejrzliwe
spojrzenie.
- Dobra z ciebie dziewczyna. Może nie zdajesz
sobie z tego sprawy, a może zwyczajnie próbujesz oszukać samą siebie…
- Przestań gadać jak natchniona! Czego nie
rozumiesz? Jestem. Nie. W. Tym. Terytorium. Co. Trzeba. Tak trudno to pojąć?
- Wiesz… Też miałam siostrę – zostałam jawnie
zignorowana – miała wypadek trzy lata temu.
- Przykro mi – mruknęłam pod nosem.
Mimowolnie zabrałam się za jedzenie.
- Ona też miała iść do Czarnego Terytorium. A
ja do Białego, gdzie teraz jesteśmy – wyjaśniła Medison. – Wiedziałam o tym od
samego początku. Nigdy nie było, co do tego wątpliwości. Jednak po jej śmierci
zwątpiłam. Brakowało mi Karen i to bardzo. Nie mogłam pogodzić się z jej
śmiercią i zagubiłam się gdzieś w tym. Naśladowałam jej zachowania, by wypełnić
pustkę. Chciałam, chociaż przez chwilę poczuć znów jej obecność w ten sposób.
- Serio, przykro mi z powodu twojej straty –
odparłam. – Wiem też, do czego pijesz, ale jest jeden drobny problem. Ja swojej
siostry nigdy nie poznałam, więc nie może mi jej brakować.
- Mylisz się. Dobrze wiesz, że osoba, która
miała uzupełniać twoje dobre cechy, odeszła bezpowrotnie. Ktoś, kto zawsze miał
stać po twojej stronie i robić to, czego ty sama nie potrafisz, chociaż
byłyście całkowicie odmienne. Podświadomie czujesz tą pustkę, od zawsze. Ale
ciężko ci się z tym pogodzić, bo nigdy się nie spotkałyście.
- Głupoty gadasz.
- Ja przeżyłam szok, długo nie mogłam się
pogodzić z jej śmiercią, ale musiałam w końcu odpuścić. Zresztą od początku
wiedziałam, gdzie moje miejsce w tym świecie. A ty nigdy nie miałaś szansy
zobaczyć, jaka jest różnica. Ale wierz mi, jesteś tam, gdzie być powinnaś.
- Nie będę tego dłużej słuchać.
- Nie musisz. W głębi serca i tak wiesz, że
mam rację – roześmiała się Medison. – Ale to w porządku, nie wiedzieć. Z czasem
sama się przekonasz. Nawet jeśli to zajmie trochę czasu.
- Dziwna jesteś.
- Uznam to za komplement.
- No nie wiem, czy to miał być komplement…
- Ty też jesteś dziwna.
- Tak jest w życiu ciekawiej – skwitowałam.
Po rozmowie z Medison nie wróciłam na
lekcje. Urwałam się z popołudniowych zajęć. Przeskoczyłam przez bramę, mimo
tego, że miałam na sobie sukienkę, w głębi duszy dziękując światu za bycie
chłopczycą przełażącą przez płoty.
Wsiadłam w autobus, jedyny, który
mógł mnie zabrać z Białego Terytorium. Nie jechałam jednak do domu. Udałam się
na cmentarz, gdzie odnalazłam symboliczny nagrobek z imieniem Amber i
przyklęknęłam. Dłonią zgarnęłam liście, które leżały na czarnym kamieniu, po czym sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam z niej czarną szminkę. Położyłam ją na nagrobku i westchnęłam.
- Należałaby do ciebie...
- Należałaby do ciebie...
Epilog
Hej, Amber. Tu Cristal… Przepraszam,
że dawno mnie tu nie było. Nie potrafiłam… A rodzice nie nalegali, bym tu
przyszła i zmierzyła się z przeszłością. Chociaż nigdy się nie poznałyśmy,
zawsze miałam wrażenie, że jesteś gdzieś obok. Mimo to tęskniłam. Medison miała
rację.
Przybrałam twoje imię, by chociaż przez
chwilę poczuć się, jakbyś była obok. Zawsze zastanawiałam się, jakby wyglądało
nasze życie, gdybyś nie odeszła. Od zawsze obserwowałam inne dzieci, które
bawiły się razem, choć tak bardzo się od siebie różniły. Dlaczego musiałam
zostać sama?
Teraz zaczęłam już szkołę. Trafiłam
do Białego Terytorium, wiesz? Chociaż tak bardzo chciałam pójść do Czarnego.
Chciałam zobaczyć, jakie wiodłabyś życie. Ale podejrzewam, że to już koniec i
muszę pozwolić ci odejść. Nie mogę ciągle się oszukiwać.
Czy to w porządku? Boję się znów żyć
jako Cristal, ale chyba powinnam, prawda? Następnym razem zobaczymy się dopiero
za rok. Jak myślisz, poradzę sobie? Kocham cię, siostrzyczko. Tęsknię...
Tenebris
No, i masz ci los. Napisałam długi komentarz, a tu BUM, nie opublikował się. Teraz już nawet nie wiem co pisałam, więc... postaram się to po prostu skrócić!
OdpowiedzUsuńDobre psychologiczne podejście do postaci. Zaskakujące rozwiązanie w takim sensie, że... Amber to tak naprawdę Cristal i tylko sobie wmawiała, że jest zła! No i jesteś mistrzem dialogów. Worki foliowe rlz >D! Uśmiałam się chwilami jak nie wiem!
Cyjanowe?
OdpowiedzUsuńSzczuple i wlosy, literówki i cus tam po drodze jeszcze mi mignelo, ale wiesz jak to z tekefonu.
Fajnie podzielony, tytuly skomponowane w ten sposob misie podobają, nie czaje czemu rodzice tak polsko pospolicie mamaja na imie jak tu amber i cristal, epilog mnie zaskoczył i wgl to mi sie podobało. Nie pierdolilas sie z opisami, znaczy mialy czasem prawdziwy gorzki smak.nie czasem, zawsze. Ale wiesz, zaczyna mnie ciekawic jakby z Twojej reki wyszla jakas slaba postac, jak Husky, tylko na pierwszym planie. Znaczy nie ze slaba slaba ra postać, bo właśnie wyrazista, chodzi mi o to ze pierwsze skrzypce zawsze graja twardzielki. I po prostu sie zastanawiam.
Wyszłaby ciulowo. W Zemście Deszczu miała być taka cicha postać, tłamszona przez innych. No i teraz w nowej wersji się zbuntowała.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTaki dość sielski obrazek jak na ten temat. Udawała siostrę, żeby zobaczyć, jak to jest. Nieco smutne. Kurczę, jak tak patrzę na prace innych, to aż się wstydzę swojego. Wyszło tak miałko;/
OdpowiedzUsuń'Wilk' krótki, podzielony na części, ale wyszło bardzo dobrze. Nieco zaskakująco, zwłaszcza w końcówce.
Pozdrawiam
Wszystkie motywy szkolne, tak. Wszystkie bunty, też jak najbardziej. :D niby oklepany temat, ale ty przedstawiłaś to w swój sposób, który jest świetny, bo wszytkie bohaterki są inne. Nie są proste i każda ma swoją historię ! :D Cristal jest spoko, ale Medison jest najlepsza ! Niby owca ale ma swój power! :D No i oczy husky! Uwielbiam ! Napisałam ci już, że nie chce żeby się skończyło, a zakończenie jest mega ! Nie spodziewałam się w ogóle! :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się tytuł, jest fajnie przewrotny. Podoba mi się swobodny styl bycia głównej bohaterki, każdy z nas taki bywa, albo chciałby bywać (częściej). Rzuca się w oczy, to co ktoś już wyżej napisał. Imiona... Do teraz nie pamiętam jakie nazwisko ma główna bohaterka. To po co je w ogóle podawać? Wydaje mi się też, że nie wszystkie informacje trzeba koniecznie znać. Można by w ogóle wywalić wstęp i zacząć tekst od stania z walizką przed wrotami akademii.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się twój styl, oryginalne, a tak trafne, skojarzenia podbiły moje serce, nieoczywisty humor, naturalne zachowanie bohaterów, jestem zachwycona. Jednocześnie bardzo martwi mnie okropna niechlujność z jaką ten tekst jest napisany. Wystarczyłoby go jeszcze ze dwa razy przeczytać, pododawać przecinki, powywalać zbędne duperele, a zrobiłoby się z tego coś bardzo smacznego. Spróbuj może więcej czytać, poprawnego języka i z uwagą, na konstrukcje zdań i tego, co nam autor daje, a co zostawia dla siebie.
Co do imion, przyznaję bez bicia, że zmieniłam innym bohaterom, a o rodzicach zapomniałam.
UsuńWstęp był potrzebny, bo co to za opowiadanie bez wstępu. Poza tym był to eksperyment. Pamiętam, jak uczyłam się robienia wstępów do historii i jedno to było właśnie takie zarzucenie informacjami. Chciałam w końcu zobaczyć, jak się przyjmie.
Co zabawne, ja wiele razy sprawdzam teksty zazwyczaj. Tutaj przyznaję, że już mi się trochę nie chciało. Ale kilka rzeczy jest akurat częścią mojego stylu. A z przecinkami wciąż walczę :D
Duży plus za zaskakującą końcówkę :). Poza tym ciekawe zwroty akcji i nazwy rozdziałów. Niestety przewinęło się trochę literówek, ale ogólny odbiór tekstu jest dobry.
OdpowiedzUsuńJeanne_Proust
"Baba gadała jak natchniona, a ja prawie cały czas miałam ochotę zapytać o numer do jej dilera." - Jakbym słyszała większość uczniów mojej starej klasy na zastępstwie z jedną katechetką! >D
OdpowiedzUsuń"Zamiast notatek wypełniony był czaszkami w moim wykonaniu." - Ciekawa odmiana zamiast serduszek, podoba mi się!
"Cukierkowe dziunie o IQ worka foliowego (...)" - pokochałam to wyrażenie. Dobitne.
"Wyciągnęłam ze stanika scyzoryk." - Ej, musiało jej być z nim niewygodnie. :o Ale w sumie niezły patent. Łubudu, mam scyzoryk i nie zawaham się go użyć!
" - Wolałabym nie – odparłam. – Mam uczulenie na tęczę.
- Co? O czym ty mówisz?
- O tym, że nie mówię w języku foliowych reklamówek." - Szybki poradnik jak polubić Amber. :D Ten dialog jest świetny!
O, zaskakujące zakończenie. Nie przypuszczałam, że Amber to tak naprawdę Cristal, która jednak została przypisana do dobrego terytorium. Świetny pomysł z tytułami poszczególnych części. Ciekawy tekst, jest trochę literówek, ale podobał mi się!
Królik
"nikt jakoś nie raczył pomóc z mi z walizką" - niepotrzebne pierwsze "z"
OdpowiedzUsuń"Dlaczego miałam chodzić w różowej sukience w kolno?!" - kolano, literówka ;)
"W skrócie, miała oczy juk pies Husky." Jak xD A ja miałam husky o takich niebieskich oczach *.* Zdechła miesiąc temu...
"Jesteście żałosne, a wasze znęcanie się jest po prostu żałosne i bez wyrazu." - żałosne żałosne... mogłaś napisać "jeszcze bardziej żałosne" i byłoby dobrze.
O imionach rodziców już Wilczy mówiła i Justyna, to już wiesz.
Strasznie mnie zaciekawił ten tytuł xD Idea podzielenia na kilka części, jak rozdziały, też była bardzo ciekawa. Mi tam wstęp się podobał! A końcówka serio zaskakująca! Nie sądziłam że powód zachowania Amber-Cristal był... No taki! Ok, po słowach Medison, że Amber w głębi duszy jest dobra i po tym jej godnym osła uporze, domyśliłam się, że głównej bohaterce jakąś zmianę szykujesz. Nie myślałam jednak, że Medison tak dobrze odgadła powód i w sumie obie przeszły przez to samo. Niby odpowiedź była podana na tacy, ale nie wiem, czy ktoś sam na taki scenariusz postawił.