– 1 –
W życiu
często zaskakują nas różnorakie zdarzenia. Los to przekorna szuja, która
chętnie staje do zakładów o nasze istnienie i z łatwością je wygrywa. Trzeba
być równie upartym draniem, żeby wyrwać coś dla siebie, a potem mieć siłę, by
to utrzymać. Zwłaszcza tu, na obrzeżach Dark City – miasta zapomnianego przez
bogów, gdzie rządzą pieniądz i obłuda. To miasto straceńców pełne
przedstawicieli wszystkich ras tej ziemi potrafiło dać naprawdę w kość. Mściło
się też za każdą próbę uszczknięcia czegoś dla siebie. Sam miałem się o tym
przekonać. I to prędzej, niż bym sobie tego życzył.
To z
pewnością był piękny wieczór. Na niebie nie pojawiła się ani jedna chmurka,
więc można było obejrzeć zachód słońca w pełnej krasie. Rzadki widok w Dark
City, nad którym zazwyczaj wisiały ciemne chmury zwiastujące kolejny deszcz.
Idealne warunki dla kogoś takiego jak ja.
Jednak dziś
wieczór był słoneczny. Z pewnością piękny, choć osobiście zaświadczyć nie mogę,
bo go nie widziałem. Rolety w biurze były opuszczone tak, aby żaden promyk
słońca nie wpadł do środka rozświetlonego jedynie pojedynczą lampką na biurku.
Nie było na nim wiele. Butelka taniej whisky, na wpół opróżniona szklanka i
notes, który tu rano zostawiłem. Gdzieś w tle słychać było rzępolenie elfów z
pobliskiej knajpy, ale na to wolałem nie zwracać uwagi. Jeszcze próbowałyby na
mnie wpłynąć, przeklęte szpiczastouche gamonie.
Gdybym
wiedział, co się wydarzy, pewnie nie pojawiałbym się tego wieczoru w biurze.
Ale skąd mogłem wiedzieć? Żadna Kasandra mi się nie objawiła. W sumie to się
nie dziwię, nigdy w to nie wierzyłem, więc czemu wieszczki miałyby się mną
przejmować? Z pewnością elita Dark City lepiej im za to płaci.
Właśnie
dlatego nawet nie przeczuwałem, w jakie bagno wdepnąłem, kiedy w moich drzwiach
stanęło ucieleśnienie najskrytszych, męskich fantazji. Smukła sylwetka o
pięknych, kobiecych kształtach obleczona w suknię z najlepszej jakości jedwabiu
odsłaniającą stanowczo zbyt dużo jak na tę okolicę. Anielska buzia o dużych,
niebieskich oczach pełnych niewinności, drobnym nosie i ładnie skrojonych
wargach otoczona grubymi, złocistymi lokami swobodnie opadającymi na plecy.
Była piękna, przez co wielokrotnie traciłem dla niej głowę. Cóż, nie nauczyłem
się jeszcze, że zawsze sprowadza na mnie kłopoty. Tym razem również na to nie
zważałem, obserwując ją pożądliwie. Najchętniej zdarłbym z niej suknię i wziął
na blacie biurka, pozwalając działać zwierzęcej żądzy, ale nie wypadało.
Przynajmniej nie w tej chwili.
– Nie
spodziewałem się twojej wizyty, Acayo. Jak zwykle wyglądasz czarująco, choć ta
okolica nie jest zbyt bezpieczna dla pięknej, nieuzbrojonej kobiety.
– Nie
zgrywaj rycerza, Lorcanie. Doskonale wiesz, że potrafię o siebie zadbać –
odparła.
Ta miękka
nuta w jej głosie potrafiła oczarować słabe umysły i nagiąć je do jej woli. Na
mnie ta sztuczka nie działała, więc tylko się uśmiechnąłem, podziwiając grację,
z jaką usiadła w fotelu po drugiej stronie biurka. Doskonale czułem zapach jej
ciała, co nie pozwalało wyrzucić z głowy myśli o szybkim numerku na powitanie.
– W to nie
wątpię, moja droga. Wybacz za moją niegotowość, ale zaoferować mogę jedynie
poślednią whisky krasnoludów.
– Dziękuję
za dobre chęci, Lorcanie, lecz nie przyszłam tu w celach towarzyskich.
W to akurat
nie wątpiłem. Nie pojawiłaby się tu bez powodu, tylko po to, by na mnie
popatrzeć. Jednak nawet wtedy nie miałem złych przeczuć. Kierowała mną raczej
niezdrowa ciekawość, która była drugą po Acayi przyczyną kłopotów w moim życiu.
I jej też powinienem się wystrzegać.
– W czym ci
mogę pomóc, moja droga? Czyżby kolejna wpadka nieomylnej Anielskiej Straży?
Pozwoliłem
sobie na tę kpinę jedynie po to, by zobaczyć jej reakcję. I rzeczywiście nie
musiałem czekać aż jej oblicze zachmurzy się w gniewie. Anielska Straż była
jedną ze spraw, z których żartować się nie powinno, ale, szczerze
powiedziawszy, miałem to gdzieś. Dla nich i tak byłem poślednim gatunkiem,
którym ich rasa nie musiała się przejmować.
– Ta sprawa
jest poza naszą jurysdykcją. W innym przypadku nigdy bym tu nie przychodziła.
Ta jej
bolesna szczerość kiedyś doprowadzała mnie do szału. Teraz jedynie bawiła. Nie
musiałem się wysilać z wyciągnięciem z niej, co się święci. Przy tym mogłem się
nieco pobawić.
– Przykro mi
to słyszeć – odparłem. – Lecz problemy Anielskiej Straży mnie nie dotyczą.
– Odkąd
zarekomendowałam cię Starszyźnie, dotyczą – odpowiedziała butnie. –
Powiedziałam im, że się tym zajmiesz.
– I zapewne
byli zachwyceni – zironizowałem. – Wręcz mnie uwielbiają.
– Lorcanie,
sprawa jest poważna. To nie czas na twoje dziecięce fochy – powiedziała chłodno. – Ważą się losy wszystkich istnień nie tylko w Dark City, ale na całym świecie.
Zaśmiałem
się.
– Czy ja
wyglądam na mesjasza, Acayo? Dobrze wiesz, że mam w poważaniu istnienie Dark
City czy tego świata.
Anielica
westchnęła ciężko. Nie podzielała mojego rozbawienia sytuacją, a może nawet
była mną zawiedziona, choć nie powinna. Znała mnie na tyle długo, by wiedzieć,
jak zareaguję.
– Starszyzna
stwierdziła dokładnie to samo. Że nigdy nie wyjdziesz ze skorupki swojego
nadętego ego. Wyznaczyli do tego zadania Dante.
Skrzywiłem
się na dźwięk tego imienia. Koleś grał mi na nerwach, od kiedy tylko go
ujrzałem. Ten to ma dopiero nadęte ego, co Starszyźnie w ogóle chyba nie
przeszkadzało. No cóż, bycie upadłym aniołem to nadal więcej od człowieka
przemienionego w wampira.
–
Współpracuj z nim – dodała Acaya.
Gdybym
trzymał szklankę z whisky w ręce, natychmiast bym ją puścił. Gdybym właśnie pił
whisky, zakrztusiłbym się. Gdybym huśtał się w fotelu, runąłbym właśnie na
plecy. Tak mnie to zszokowało.
– Co masz na
myśli, mówiąc „współpracuj z nim”? On próbował mnie zabić! – przypomniałem.
I to
niejednokrotnie, właściwie rzecz ujmując. Acaya chyba raczyła żartować,
proponując mi coś takiego. Nie zamierzam się bratać z tym psychopatą, jeszcze
mi życie miłe.
– To, co
słyszałeś – odparła spokojnie. – Uważam, że we dwóch doskonale sobie z tym
poradzicie.
–
Przypominam ci, że ten koleś próbował mnie zabić – podkreśliłem ostatnie słowa.
– Ale nie
zabił. Dante może być nieco specyficzny, ale sięga tam, gdzie ty nigdy nie
sięgniesz. Dopełnicie się.
– Nie ma
mowy, Acayo. Nie zaryzykuję współpracy z niezrównoważonym psychicznie
półdemonem dla anielskiej Starszyzny. Jeśli tylko po to przyszłaś, możesz
wracać do domu – oznajmiłem.
Przez chwilę
przyglądała mi się uważnie, ale rozmowę uznałem za zakończoną. Nie lubię
bezsensownie narażać życia zwłaszcza, kiedy nic na tym nie zyskam.
– Nie
uciekniesz przez tym, Lorcanie – oznajmiła i odeszła.
Wtedy
jeszcze nie miałem pojęcia, jak cholerną miała rację. Sprawę uznałem za
zamkniętą, wykluczywszy z niej mój udział. Jednak już zdecydowano za mnie, o
czym miałem się przekonać jeszcze tej nocy.
Laurie
Dark City. Zaczyna się mrocznie.
OdpowiedzUsuńJak zawsze Twój wstęp :) Nie byłabyś sobą, nie?
Mhm. No,tak. Myślę, że z przyjemnością przeczytałabym jakiś ciąg dalszy. Acaya jest interesująca. Lorcan również. Podoba mi się w ogóle to imię. A jak słyszę Dante to nawet nie wspomnę...
No i dialog, który się należał, też jest. Tekst płynny i przyjemny. Super.
Jeśli Faillen dojdzie do skutku, pozostałe części raczej będą bez takich wstępów.
UsuńMoooja bajka. Calkowicie moje moje klimaty. Mam nadzieje na wiecej tego świata.
OdpowiedzUsuńJak ja się cieszę, że to jest tylko fragment czegoś większego <3 Ale nie powinnam się dziwić, bo parę twoich tekstów już czytałam ;) Dialogi, opisy... I ten podtekst w eleganckim wydaniu xD Narratorem jest facet, można się było tego spodziewać xD Kocham! I więcej chyba nie trzeba.
OdpowiedzUsuńTaaa, dawno nie było u mnie narratora-faceta.
UsuńMrocznie, dorośle, fantastyka... :D Musi być więcej. Musi. Nie popuszczę. :D
OdpowiedzUsuńMam przeczucie, że zakocham się w jakimś upadłym aniele.
No ale od razu polubiłam tego gościa :D elegancko. :)
A niedawno sobie narzekałam, że muszę w wakacje coś od ciebie przeczytać! I jeszcze jest to w moich wakacyjnych planach (rodzice czytali i zastanawiali się kto to jest kurna Laurie XD). Teraz mam okazje!
OdpowiedzUsuńPierwsze co rzuca mi się w oczy to styl jakim piszesz. Taki właśnie lubię! Lekki, przyjemny, nieurwany! W ogóle... mimo tego, że jesteś kobietą, idealnie wcieliłaś się w faceta (szczególnie tekst o zwierzęcym pożądaniu pasuje >D). Dobrze ukazane, jak baby potrafią zakręcić w głowie.
DANTE! I przed oczami widziałam... Devil May Cry! Imię idealnie do niego pasuje :D.
Półdemon <3! Laura byłaby dumna. Ej, przypadek, nie sądzę (Laurie, Laura?).
Cholernie podoba mi się ten fragment, choć nie jest długi. Czyżby miał się jeszcze pojawić jakiś tekst z Faillen? CZEKAM! <3
To perfidia z mojej strony, ale Lorcana (chyba z wiadomej przyczyny?) zostawiłam sobie na koniec. I nie żałuję.
OdpowiedzUsuńGość totalnie zyskał moją sympatię! Chamski, ironizujący, mający instynkty, których jest świadomy. Wygadany, bez zasad. Mam ochotę przybić mu piątkę, bo znając Ciebie i po części Twoją wyobraźnię, liczyłam na jakiegoś nadętego bohatera.
Kilka ras - fantastyka to dla mnie dobry pomysł :) A do tego bycie detektywem - dlaczego mam wrażenie, że to brzmi jak Lucifer? Chyba ten serial zniszczył mi mózg.
Ja chcę więcej!
Mówisz, że moi bohaterowie są nadęci? Wszyscy czy jacyś szczególni?
UsuńNie, nie są, ale przeczuwałam, że ktoś taki kiedyś się u Ciebie pojawi ;)
UsuńChyba się nawet już pojawił, choć na krótko :)
UsuńDuży plus za ciekawy wstęp i intrygujące zakończenie:).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Jeanne_Proust