Hej, z tej
strony SadisticWriter (lub Naff albo Marlu – jak kto woli, każdy inaczej zwie).
Miło mi z tego powodu, że dołączyłam do tego projektu! Myślę, że to znakomity
pomysł na zmuszenie swojego umysłu do systematyczności i kreatywności. Życzę
wszystkim miłej zabawy!
Co do pierwszego
zadania – byłam trochę… przerażona, bo część dialogu, którą mieliśmy tu
zawrzeć, kojarzyła mi się z kryminałem, a ja kryminałów ani nie czytam, ani nie
piszę, po co jednak jest ten mózg w nagłówku z wybuchającą tęczą? W mojej
głowie też działała tęcza. Pojawiła się najpierw myśl: aktorzy i z tą myślą,
bez jakiegokolwiek pomysłu, po prostu zaczęłam pisać. Przeżyłam godzinę czasu w
świecie April, Thomasa i Deana i byłam w szoku, że aż tak się zatraciłam. Ich
historia wylewała się z pomiędzy moich palców, jakby to April ją opowiadała,
nie ja. Lubię to uczucie. Może właśnie to dlatego kocham pisać?
Przy okazji
chciałam powiedzieć, że nie jest to wybitny tekst i wydaje mi się, że nawet
trochę nie w moim stylu – zazwyczaj nie jestem tak… głęboko romantyczna (o czym
wiedzą ci, którzy już moje dzieła czytali), ale to ciekawe doświadczenie. O to
chodzi, żeby je zbierać, prawda?
Następnym razem
obiecuję, że to będzie coś lepszego! Pozdrawiam!
***
– Co masz na myśli, mówiąc „współpracuj z nim?” On próbował
mnie zabić!
– Jeżeli chcesz przeżyć, nie
masz wyboru!
Błysk, trzask, krzyk, płacz.
Czasem miałam już dosyć tej wymuszonej
błazenady. Te same kwestie powtarzamy od ponad godziny. Nawet, jeśli
stanęlibyśmy na rzęsach, nie zadowolimy mistrza idealnie wykreowanego świata,
będącego imitacją przedmieścia Nowego Jorku. Niebezpieczne układy, namiętność
zbrodniarzy, zagadki, pieniądze, pogonie, syreny policyjne, fałszywe strzały
padające z pistoletów, dużo krzyków i… chęć zwymiotowania na to wszystko. Wiem,
że dwudziesta już próba zakończy się tym samym.
– Cięcie! – Ryk niezadowolonego
reżysera rozległ się po sali.
Wymieniliśmy z Thomasem znaczące, tak samo
zbolałe spojrzenia. Tym razem plik kartek robiących za scenariusz przeleciał
przez połowę sceny, a reżyser zerwał się z krzesła i zaczął wyklinać na
wszystkich nieznanych Bogów świata, na koniec dodał, że robi sobie przerwę. Miałam
wrażenie, że nasz kamerzysta-żartowniś specjalnie upamiętnił tę chwilę, aby
potem umieścić ją w serii zatytułowanej: „za kulisami mordów” – zazwyczaj był
to materiał udostępniamy tylko nam – mnie i Thomasowi, na poprawę humoru.
Unoszę brew, gdy Dean szczerzy się do mnie ze
Snickersem w buzi i pokazuje palcem, że wszystko jest jak najbardziej okej,
powinnam wyluzować. Przewracam oczami i układam rulon z dłoni, przemawiając
przez niego bezgłośnie:
– Ktoś tu ma okres.
Thomas i Dean zrozumieli. Zarechotali zgodnie,
po bratersku.
Przerwa oznaczała, że wybieramy się w trójkę na
tyły budynku. To była nasza niepisana przyjacielska umowa obowiązująca od lat.
Poznaliśmy się na studiach, ale ukrywaliśmy ten
fakt przed resztą obsady. Dlaczego? Bo to całkiem zabawne, a jakoś trzeba sobie
umilić życie, gdy nic podczas pracy nie idzie tak jak powinno.
Z westchnięciem oparłam głowę na ramieniu
Thomasa. Od razu zauważył, że coś jest nie tak. Objął mnie i poprowadził w
stronę wyjścia. Znanym tylko chłopakom gestem, pokazał Deanowi, że widzi go na
tyłach budynku z trzema kawami i wielkim pudłem pączków. Dziesięć minut i nie więcej,
bo popadnie w niełaskę.
Mimowolnie się uśmiechnęłam.
Z chłopakami mogłam pójść nawet na koniec
świata. Wiedziałam, że nasza relacja bardzo nie podoba się kobietom
występujących w filmie – w obskurnej garderobie, nieraz pokazywały mi swoją
niechęć. Nigdy się ze mną nie witały, obgadywały mnie za plecami, a na planie
niby przypadkowo nieraz, nie dwa, szturchały mnie łokciami. Ale wszystko było
dobrze, póki byli oni.
Thomas i ja trafiliśmy na ten sam rok studiów
aktorskich. Poznaliśmy się już podczas castingów. Chodziłam w tą i z powrotem,
powtarzając na głos wyuczone kwestie, które straszliwie mi się myliły – z
solonych ogórków robiłam wstrętne pikle, do spaghetti wcale nie dodawałam
parmezanu, tylko ser goudę, który zjadłam dziś na śniadanie, a mój ukochany
nazywał się Henry a nie Bill. Rozbawione spojrzenie Thomasa, który przyglądał
mi się z kąta korytarza, sprawiło, że miałam ochotę przywalić mu swoim
beznadziejnym scenariuszem, na szczęście się od tego powstrzymałam. Jedynie
rzuciłam zgryźliwą uwagą, że powinien zająć się własnymi sprawami.
– Twoje zdenerwowanie jest po prostu zabawne –
stwierdził wtedy, wzruszając ramionami. Byliśmy ostatnimi osobami, które miały
wejść na salę i zaprezentować swoje umiejętności. To dało nam swobodę wyrażania
własnych myśli bez zamartwiania się o to, że ktoś nas usłyszy.
– Bardzo zabawne – odpowiedziałam z prychnięciem
i usiadłam na krześle z dala od chłopaka. Plik kartek zgniotłam brutalnie w
dłoni. Już prawie się poddałam. Miałam ochotę stamtąd po prostu wyjść. Wyjść,
pomimo tego, ze przecież tak daleko zabrnęłam.
– Hej, nie denerwuj się tak. Poczuj się, jakbyś
właśnie wstała z łóżka i oznajmiła światu, że masz dziś ochotę na płatki
śniadaniowe – powiedział, puszczając mi oczko.
Przewróciłam oczami. Czasem bardzo ciężko było
do mnie dotrzeć.
– Zamiast tego mam ochotę wylać te płatki na
czyjąś głowę – syknęłam.
– Waleczna – zachichotał. – Tak samo powinnaś
zawalczyć o swoje miejsce w renomowanej szkole aktorskiej.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo moje nazwisko
zostało wyczytane przez osobę, która miała poprowadzić mnie na aktorskie
skazanie. Thomas do dziś z dumą oznajmia światu, że to dzięki niemu dostałam
się do szkoły i wylądowałam na pierwszym miejscu castingowego rankingu. Nie
mogłam temu zaprzeczyć. Byłam wtedy tak zdenerwowana jego wystąpieniem, że
scena w której krzyczałam na niewidzialnego człowieka postawionego przede mną,
wypadła bardzo realnie i wiarygodnie.
Gdy już wyszłam z sali, całkiem zadowolona z
efektów swojej pracy, został wyczytany ostatni ochotnik na ścięcie, był nim
oczywiście Thomas, który przed samym wejściem na salę, podał mi rękę i
powiedział: zobaczymy się na zajęciach. Choć wtedy myślałam, że jest nadętym i
zbyt pewnym siebie dupkiem, to jednak tak samo jak ja dostał się do szkoły
aktorskiej. Od tamtej pory nie dawał mi spokoju. Początkowo trudno było mi
znieść jego głupie docinki, gdy siadał obok mnie na zajęciach, ale w końcu się
zaprzyjaźniliśmy. Połączył nas sarkazm i zamiłowanie do DC comics – godzinami
mogliśmy się kłócić o to, kto jest najlepszym antybohaterem pod słońcem.
Nigdy nie byłam zbytnio otwartą osobą,
preferowałam spokój i samotność. Mam dziwne wrażenie, że tylko Thomas potrafił
do mnie wówczas dotrzeć. Ludzie kpili z naszej przyjaźni, ale najwięcej
oszczerstw słyszałam na swój temat. Może to kwestia tego, że nie próbowałam się
zbliżyć do innych ludzi i pokazywałam im swoją niechęć do nowych znajomości? A
może to z powodu zazdrości? W końcu Thomas był wschodzącą gwiazdą uniwersytetu
– wygadany, charyzmatyczny, przystojny, otwarty i wiecznie się uśmiechał. Byłam
jego przeciwnością z którą równocześnie się uzupełniał.
Nasza przyjaźń trwała długo, potem się w sobie
zauroczyliśmy, bywało, że po studenckich imprezach lądowaliśmy razem w łóżku,
ale żadne z nas nigdy nie powiedziało, że jest zakochane. Żyliśmy w niezobowiązującym
pakcie, bez niechcianych słów na temat miłości.
Deana poznaliśmy dopiero na drugim roku studiów.
Zaczęliśmy wtedy trenować z ludźmi z innych filmowych kierunków – Dean
studiował filmowanie i montaż. Dobraliśmy się z nim w trójkę całkowicie
przypadkiem, ale od razu uznaliśmy, że to był dobry wybór. Już po trzydziestu
minutach współpracy z nim, poczułam się, jakby nasze trio znało się od stuleci,
a po dwóch pełnych godzinach śmiechu i zabawy stwierdziliśmy, że jeszcze dziś
wieczorem powinniśmy umówić się na piwo. Tak zaczęła się nasza znajomość.
Trwała dobre dwa lata i niezmącona była żadną niezgodą. Do czasu, gdy Thomas po
kolejnej nocy spędzonej ze mną w łóżku oznajmił, że nie może tak dłużej żyć.
Nie wiedziałam wówczas o co mu chodzi. Ze zdziwieniem obserwowałam, jak zakłada
na siebie koszule i z trzaskiem drzwi wychodzi z wynajmowanej przeze mnie
kawalerki. Nigdy nie poruszyłam z nim tego tematu, a w międzyczasie nasze
stosunku zaczęły się ochładzać. Rozmawialiśmy ze sobą coraz mniej, coraz
rzadziej spotykaliśmy się na wieczornych seansach filmowych z piwem i popcornem
karmelowym, na dodatek Tom zaczął spotykać się z innymi dziewczynami. W jakiś
sposób mnie to zabolało, ale nigdy nie powiedziałam tego na głos. Choć Deanowi
nie podobało się to, że nasze spotkania zaczynają być często dwójkowe – Thomas
i Dean albo ja i Dean – to jednak postanowił w tej sprawie milczeć. Może i był
żartownisiem, który wrzucał wykładowcom do butelek z coca colą mentosy, ale
jeżeli chodziło o nas, wolał nie żartować. Czekał, po prostu czekał na dalszy
rozwój sytuacji.
Na trzecim roku studiów poznałam Marshalla. Był wielkim
dupkiem. Do tej pory nie wiem czy po prostu wmówiłam sobie miłość, czy bolał
mnie fakt, że Thomas coraz mniej poświęca mi czasu. Zostałam jego dziewczyną i
byłam na każde jego zawołanie jak piesek, który aportuje rzuconą mu kość.
Wiedziałam, że Marshall zdradza mnie na boku, a jednak nie chciałam z tym
niczego robić. Akceptowałam to. Z uśmiechem, jak prawdziwa aktorka,
wysłuchiwałam jego słodkich słówek i starałam sobie wyobrazić nas jako
małżeństwo z gromadą dzieci i psem. Gdy słuchałam opowieści o przyszłości,
czułam pustkę. Dlaczego postanowiłam grać głupią? Bo nie chciałam zostać sama.
Dean wciąż krążył gdzieś pomiędzy nami i
próbował przywrócić nasze trójkowe życie do ładu, jego starania nic jednak nie
dawały. Coraz częściej docinałam sobie z Thomasem, aż w końcu wykrzyczeliśmy
sobie w twarz, że nie chcemy siebie więcej na oczy widzieć.
To był ostatni rok studiów. Nasze trio się
rozpadło, a Marshall stał się jeszcze gorszym dupkiem niż był. Zdarzało mu się
mnie uderzyć, a potem udawać, że wszystko gra. Kazał mi na to patrzeć jak na
przypadek. Miałam coraz gorsze oceny, a wykładowcy grozili mi niezdaniem
semestru. Do tego rodzinne problemy, których nie mogłam opanować. Byłam załamana, samotne odbijanie się od dna
nie wchodziło w rachubę, potrzebowałam kogoś bliskiego. Wszystko uratował nasz
niestrudzony, grubawy i brodaty Dean. Umówił nas na potajemne spotkanie do
restauracji pod pretekstem awansu w swojej weekendowej pracy. Zapewniał, że to
z nim mamy się spotkać. Z nikim innym. Okłamał nas. Początkowo byliśmy na niego
źli, ale w końcu stwierdziliśmy, że to bardzo do niego pasuje – chciał nas po
prostu pogodzić. Dean był dobrym człowiekiem. Na tacy kelnerskiej dostaliśmy od
niego list, który Thomas przeczytał na głos. Napisał w nim całą listę rzeczy,
które mieliśmy kiedyś wspólnie zrobić, wyraził swój żal i stwierdził, że
jesteśmy idiotami, skoro siebie odrzucamy, przecież zawsze dobrze się
dogadywaliśmy.
Ta noc należała do jednej z przyjemniejszych.
Znów zaczęliśmy rozmawiać ze sobą jak ludzie, a ja na nowo poczułam, że żyję.
Byłam nawet w stanie opowiedzieć Thomasowi o Marshallu. Jak wielkie było moje
zdziwienie, gdy stwierdził, ze również powinnam go zdradzić. Ta myśl wydawała
się być absurdalna. Nie sądziłam, że w ogóle się tego dopuszczę. Kto by
pomyślał, że miss moralności poczuje się lepiej, robiąc coś złego?
Zrobiłam to. Zemściłam się na dupku, który
każdego wieczora obracał się wśród cycatych i sztucznych bab, lądujących z nim
w łóżku.
Wszystko wróciło do normy. Znów byliśmy tym
samym dziwnym trio, które każdą przerwę spędza na tyłach uniwersytetu z kawą w
dłoni i słodyczami w pudełku. Byłam wtedy taka szczęśliwa! Zdawało się, że nic
nie jest w stanie zniszczyć mojego szczęścia, a jednak.
Skończyły się studia. Wraz z chłopakami naiwnie
sobie obiecaliśmy, że zawsze będziemy się ze sobą spotykać, niezależnie od tego
gdzie trafimy – przynajmniej raz w miesiącu! Obiecaliśmy sobie również mówić o
wszystkich castingach na jakie się natkniemy, by chociaż raz wystąpić razem w
jednym filmie czy przedstawieniu, a to wszystko, by być ze sobą, grać i cieszyć
się współpracą jak za czasów studiów. Zapowiadało się pięknie, ale nie
przewidziałam jednej rzeczy. Że zajdę w ciążę.
Nie chciałam robić krzywdy dziecku, które do
końca życia mogło pozostać bez ojca. Świadoma konsekwencji, postanowiłam
powiedzieć o tym Marshallowi z którym spędzałam coraz mniej czasu. Nie liczyłam
na wielką radość z jego strony, ale nie liczyłam też na to co dostałam. Na
wieść o ciąży prawie mnie zabił i naprawdę, nie przesadzam z tym stwierdzeniem.
Wpadł w jakąś dziwną furię, zaczął mnie okładać czym miał pod ręką, krzyczeć,
że nie chciał żadnego bachora i mam się mu więcej na oczy nie pokazywać. Ale
nie mogłam się stąd po prostu wynieść. Ilekroć próbowałam się podnieść, chwytał
mnie za włosy i rzucał mną o ścianę. Już wcześniej miał skłonności do bicia
mnie, ale nigdy nie zrobił czegoś tak strasznego. Naprawdę myślałam, że umrę. Jak
za mgłą widziałam własną krew – na ścianach, na podłodze, na ciuchach i rękach
Marshalla. A potem zostawił mnie we własnym domu i uciekł. Na podłodze znalazł
mnie Thomas, który nie mógł się do mnie dodzwonić od kilku godzin. Przyszedł do
mnie wraz z Deanem, a potem natychmiastowo zabrali mnie do szpitala. Nie
pamiętałam co się działo, wiem tyle, że gdy już otworzyłam oczy, chłopacy o
wszystkim wiedzieli. Do tej pory nie mam pojęcia czy ktoś im o tym powiedział,
czy to może samemu Marshallowi złożyli wizytę, a może wszystkiego się
domyślili? Nie wiem, to nie było ważne.
Chłopacy obiecali mi, że będą najlepszymi
wujkami pod słońcem i nigdy mnie nie zostawią, a jeżeli będę chciała, możemy
tymczasowo zamieszkać razem w trójkę – do tej pory wynajmowali mieszkanie w
dwójkę.
Tak się stało i to było najlepsze co mogło się
zdarzyć.
Nie chciałam zamykać chłopaków w jednym domu ze
mną na całe życie – w końcu sami musieli ułożyć swoje plany na przyszłość. Powtarzałam
im to średnio trzy razy w tygodniu, na co obydwoje przewracali oczami. Dean
twierdził, że żadna laska nie leci na sadło i brodę, a Thomas, że ma dosyć
śliniących się na jego widok aktorek z planu, które siłą próbują władować go do
łóżka. Obydwoje czuli przy mnie, że żyją. Nawet nie wiedzieli jak bardzo bolała
mnie ich postawa. Nie chciałam, żeby się dla mnie poświęcali, chciałam, żeby po
prostu żyli, a jednocześnie sama miałam wrażenie, że moje życie się skończyło.
Kto będzie chciał młodą kobietę z dzieckiem na głowie? Chyba tylko szalona
dwójka chłopaków, która była moją najlepszą paczką przyjaciół pod słońcem.
Tak oto wylądowaliśmy na tym samym planie.
Casting, który wyszukał w Internecie Dean, wypadł tak jak powinien. I choć nie
był to szczyt naszych marzeń, bo pensja była naprawdę słaba, warunki ciężkie, a
reżyser to jakiś nadpobudliwy świr, dawaliśmy sobie radę.
– Jak się czujesz? – spytał Thomas, patrząc w
moje oczy z czułością. Wyglądał na zmęczonego. Miał podkrążone oczy.
Najwyraźniej nie spał do późna, bo grał z Deanem w jakieś bzdurne bijatyki.
Czasami jak prawdziwa matka musiałam interweniować i wchodzić do nich o 3 nad
ranem, żeby odłączyć im kabel od Internetu i wyrzucić puste puszki po piwie.
Niesamowicie wtedy narzekali, ale w końcu grzecznie kładli się spać.
– Trochę słabo, bywało lepiej, ale przy tobie mi
całkiem dobrze – spróbowałam zażartować, żeby nie pokazać po sobie jak bardzo
mam ochotę zwymiotować pod nasze nogi lub zemdleć.
– Niby dobra z ciebie aktorka, a jednak nie
potrafisz kłamać, gdy chodzi o złe samopoczucie. – Tom uśmiechnął się i
przeczesał swoje przydługie krucze włosy. Mimo zmęczenia, jego szare oczy
świeciły pełnym blaskiem. Czyżby zdarzyło się coś, co go uszczęśliwiło?
– Ach, tak? – spytałam, uśmiechając się słabo.
– Twoja twarz mimo tony makijażu, który nałożyła
ci ta pogrzana stylistka z irokezem, jest blada. Masz przymrużone oczy, jakbyś
nie spała kolejną noc z rzędu i poruszasz się dwa razy wolniej niż to zazwyczaj
robisz.
Westchnęłam.
– Tak, masz racje, nie potrafię czasem kłamać.
Dotarliśmy na tyły budynku. Nie były to co
prawda uniwersyteckie warunki – tutaj musieliśmy dzielić wąską przestrzeń z
kubłami na śmieci – ale lepiej tutaj niż gdziekolwiek indziej na świecie, póki
miałam przyjaciół.
Usiedliśmy na schodach, a Thomas oparł moją
głowę o swoją pierś. On spojrzał w niebo, a ja zamknęłam oczy i oddałam się w
ciszy rozmyślaniu.
To już czwarty miesiąc ciąży i mimo tego, że
objawy powinny już minąć, wciąż nie czułam się dobrze. Lekarz nie powiedział mi
niczego konkretnego. Stwierdził, że jeżeli będę się czuć bardzo źle, mam
przyjechać do szpitala. Na razie nie zastosowałam się do jego porady, bo chyba
nie było tak strasznie.
– Gnojek z tego Deana – mruknął Thomas. Przybrał
ten zabawny ton głosu, którego używał, gdy chciał zrobić na złość Deanowi.
Dłonią zaczął mnie delikatnie gładzić po włosach. – Miał dziesięć minut, a
minęło już dwanaście. Mówiłem mu, żeby w końcu zrzucił te zbędne kilogramy to
będzie szybszym chłopcem na posyłki.
Zaśmiałam się cicho w jego pierś.
– Nie mów tak. Jego tłuszczyk jest uroczy. Poza
tym musiałbyś widzieć z jaką pasją i szczęściem je kotlety smażone na głębokim
tłuszczu. Nie miałabym serca zrobić mu diety – powiedziałam cicho. – Ostatnio
bardzo popularne stało się bycie misiem, wiesz? Spadasz z listy przebojów, Tom.
Dziewczyny w klubach lecą teraz na ciało, nie na kości.
– Narzekasz na moją męską pierś? – spytał z
udawanym oburzeniem chłopak.
– Ależ skąd. Ja wciąż jestem za kościstą klatką
piersiową mojego najlepszego przyjaciela pod słońcem. – Chciałam zdobyć się na
nutkę ironii w głosie, ale niewiele z tego wyszło.
– Coś jest nie tak, prawda? – spytał po dłużej
chwili ciszy Thomas. – Nie chcesz mi o czymś powiedzieć.
Zacisnęłam usta.
Rzeczywiście. Była jedna rzecz, której
straszliwie się bałam.
Ostatnio zadzwonił do mnie Marshall. Chciał się
upewnić, że dziecko, które w sobie noszę należy do niego, dlatego potajemnie, w
ukryciu przed chłopakami, zrobiliśmy badania na ojcostwo. Gdy czekaliśmy na
wyniki, Marshall zaczął gładzić mnie dłonią po kolanie i szeptać, że mnie
przeprasza. Chciał, żebym do niego wróciła z dzieckiem, już nigdy więcej nie
zachowa się jak gbur. Byłam zdezorientowana. Odrzuciłam wtedy jego dłoń i
zacisnęłam twardo usta. Lepiej, żeby dziecko miało dwóch wspaniałych wujków,
niż katującego jego własną matkę, straszliwego ojca.
Przyszły wyniki i jak się okazało, Marshall
wcale nie był ojcem dziecka. Obydwoje byliśmy w szoku. Przecież tylko z nim
sypiałam! Nie byłam wiatropylna, do cholery! Na pewno to jakaś pomyłka!
Mój były zaczął mnie wyzywać od dziwek i gdyby
nie to, że byłam w miejscu publicznym, pewnie dostałabym od niego w twarz.
Skończył się dobry ojciec Marshall i znowu zniknął z mojego życia, a gdy ja na
spokojnie pomyślałam o wynikach, wreszcie sobie przypomniałam, że miałam w
swoim życiu jeszcze jedną ważną osobę z którą dopuściłam się małej zdrady.
– Thomas – zaczęłam z ciężkim westchnięciem. –
Nie zostawisz mnie, cokolwiek by się działo?
– Co to za głupie pytanie? – prychnął. – Do
ciebie to jak mówić do ściany. Codziennie to samo, jak z dzieckiem. April,
nigdy cię nie zostawię, robisz za dobre obiady – próbował grać poważnego, ale
nie mógł wyzbyć się tego szelmowskiego, lekko rozbawionego uśmiechu.
– A dziecko nie będzie ci przeszkadzać? –
spytałam, próbując powstrzymać łzy. Nie spuszczałam z niego oczu. Starałam się
patrzeć dalej niż w jego tęczówki, dotknąć jego duszy, znaleźć odpowiedzi,
które mnie dręczą.
– Będę świetnym wujkiem, doskonałą imitacją
ojca, po połowie podzielę się z Deanem, którego brzuch będzie robił za
trampolinę dla dziecka – mówiąc to, puścił mi oczko.
Czasem irytowała mnie ta cecha Thomasa. Zawsze
starał się żartować, obojętnie jak poważna byłaby to sytuacja. Był za bardzo
beztroski.
– Nie musisz się z nim dzielić – stwierdziłam
cicho.
– Chcesz go wydziedziczyć? – Tom udał
zdziwienie. Teatralnie zakrył usta dłonią.
– Nie, skąd. Po prostu zostanie dobrym wujkiem
Deanem.
– A ja? – Mój przyjaciel kompletnie zgłupiał.
Usta mi zadrżały. Nie mogłam stchórzyć w takim
momencie. Thomas patrzył na mnie z wyczekiwaniem. W jego szarych oczach krył
się nieuzasadniony strach. Domyślał się tego, co chce mu powiedzieć? Bał się
tego? A może jego strach był spowodowany niewiedzą? A co, jeśli pomyślał, że go
nienawidzę i chcę go zostawić?
Już prawie się wycofałam, tym bardziej, że nad
nami stanął uśmiechający się od ucha do ucha Dean, ale w końcu stwierdziłam, że
to dobry moment, aby powiedzieć im to wprost.
– Ojcem. Będziesz prawdziwym ojcem – wyrzuciłam
z siebie jąkająco i natychmiastowo wybuchłam płaczem.
Nastąpiła długa cisza. Dean i Thomas wymienili
zdziwione spojrzenia. Chyba obydwoje myśleli, że to jakiś kiepski żart. Nie
pasował tutaj tylko mój płacz. Powinnam raczej płakać ze śmiechu.
Tom chwycił mnie za ramiona i odsunął od siebie.
Wtedy rozpłakałam się jeszcze bardziej, bo miałam wrażenie, że chce mnie
zostawić, że nie dotrzyma obietnicy. Potrząsnęłam bezradnie głową i
powiedziałam ciche: „nie” – więcej słów nie byłam w stanie z siebie wydusić.
– Czekaj – zaczął niepewnie. – Sugerujesz, że…
to dziecko jest moje? – spytał bardzo niepewnie. Zabrzmiał jak nie Thomas.
Zaczęło mnie to przerażać jeszcze bardziej. On się tak nigdy nie zachowywał.
Zawsze był pewien siebie, wygadany, na każdą wiadomość reagował stoickim
spokojem. Dlaczego teraz wydawał się być bliski paniki?
Pokiwałam głową i ukryłam twarz w dłoniach.
– Spotkałam się z Marshallem i zrobiliśmy test
na ojcostwo. Dziecko nie było jego, a tylko z dwoma osobami sypiałam –
jęknęłam.
Dean zszedł po schodach i uklęknął przede mną.
Jedną dłoń położył troskliwie na moim kolanie, a drugą uniósł delikatnie mój
podbródek. Spojrzałam w jego maleńkie, brązowe oczka za zasłoną z rudych brwi.
Uśmiechał się do mnie lekko, pokrzepiająco. Dean był najlepszym pocieszycielem
świata. To najlepszy przyjaciel, jakiego można było sobie wyobrazić. Zawsze
służył pomocą i dobrym sercem. Nie rozumiałam dlaczego ludzie kpili z jego
rudych włosów. Może nie był piękny, ale
nadrabiał charakterem.
– Hej, April, dlaczego płaczesz? To chyba dobra
nowina, co? – spytał łagodnie. Mimo tego, że był wielki i posiadał nadbagaż
kilogramów, był delikatniejszy niż niejedna kobieta.
W dalszym ciągu bałam się spojrzeć na Thomasa.
Milczałam, pociągając tylko nosem. Dean bez słowa wręczył mi ciepłą kawę, drugą
podał Tomowi. Nie chciał się narzucać. Wiedział, że tę sprawę muszę załatwić z
Thomasem. Nie czekając na nas, wziął się za pałaszowanie pączków. Przy okazji
nie spuszczał ze mnie oczu.
– Ja w sumie też nie rozumiem dlaczego płaczesz
– odezwał się Thomas. Dlaczego jego głos drżał?
Spojrzałam na niego niepewnie i naprawdę się
zdziwiłam. Jego szare oczy szkliły się łzami. Tom nigdy nie płakał. Był
opanowany, wygadany i posiadał stalowe nerwy. Więc… dlaczego?
– Cholernie, cholernie, cholernie się cieszę,
April – powiedział z czułością w głosie i nim choć jedna łza wymknęła się spod
jego powiek, rzucił się na mnie i przytulił mnie mocno do siebie. Kawa, którą
trzymałam w ręku stoczyła się po schodach i wylądowała pod nogami Deana. Mój
przyjaciel miś westchnął ciężko.
– To ja pójdę po dostawę kawy – stwierdził z
uśmiechem i wcisnął ostatniego już pączka do buzi. – No i pączki. – Po tych
słowach podniósł się z ziemi i przeciągnął, pokazując całemu światu swój
wielki, ale uroczy brzuch. – Wiecie co? Cieszę się, że nie muszę się już
dzielić z nikim byciem wujkiem – ze śmiechem oddalił się do sklepu. Wiedział,
kiedy dać nam chwilę na rozmowę i zawsze robił to taktownie. Wcale bym się nie
zdziwiła, gdyby się okazało, że specjalnie zjadł wszystkie pączki, żeby jeszcze
raz po nie pójść.
– No, nie wierzę, że mówisz mi to dopiero teraz
– jęknął Thomas, gdy Dean zniknął już za rogiem budynku. – Wiesz jaki byłem
zły, że ten dupek Marshall zrobił ci dziecko?
– A teraz nie jesteś zły, że ten nie-dupek
Thomas zrobił mi dziecko? – spytałam ze łzami, próbując zażartować, co jednak
nie szło mi zbyt dobrze. Na szczęście Tom nie miał problemów z wyłapywaniem
żartów, nawet, jeżeli nie były wypowiedziane tym tonem, którym powinny być.
Zaśmiał się.
– Nie-dupek Thomas może zostać zastąpiony na przykład
słowami: ten cudowny Thomas, ten seksowny Thomas, jakkolwiek, wszystko brzmi
lepiej niż obelga z dodatkiem słowa „nie” – zaśmiał się i otarł palcem łzę
ściekającą po moim poliku. W przypływie chwili również zrobiłam to samo z jego
policzkiem. Uśmiechnęliśmy się do siebie.
– Może być: ten beczący Thomas? – spytałam.
– Ani się waż mówić o moich łzach Deanowi –
szepnął konspiracyjnie, pochylając się nade mną. – I dziecku też nie – dodał
jeszcze ciszej z nutką powagi w głosie. Nie mogłam się nie roześmiać. Nagle
cały smutek i przerażenie zniknęły z mojego serca. I choć wiedziałam, że to
jeszcze nie koniec problemów – w końcu są integralną częścią naszego życia – to
jednak na chwilę obecną byłam szczęśliwa.
Miałam wrażenie, że czasem zły los specjalnie
wystawia nas na próbę. Mogłam być dumna i z siebie i z Thomasa – obydwoje ją
przeszliśmy.
– Wiesz, przez moment miałem ochotę wyskoczyć z
„wyjdziesz za mnie?” – powiedział rozbawiony chłopak. – Ale zostawię to na
lepszą okazję. Chciałem ci tylko powiedzieć, że cię kocham – wymawiając te
słowa, spojrzał na mnie z taką troską,
jak spogląda tylko na szczeniaczki, które odwiedzał w schronisku dla zwierząt.
Przez chwilę sama poczułam się jak on. Gdybym umiała, pewnie zamerdałabym
ogonkiem.
– Od jak dawna? – spytałam cicho.
– Wiem, to zabrzmi tak ckliwie jak z tego filmu
w którym gramy, ale… od początku – mówiąc to, uśmiechnął się łagodnie i
odgarnął kosmyk blond włosów z mojego czoła.
Mój sarkazm poprosił mnie w tym momencie o
atencję.
– Co masz na myśli, mówiąc „współpracuj z nim”?
– spytałam z ironią w głosie.
Thomas przybrał poważną, aktorską minę i
odpowiedział:
– Jeżeli chcesz przeżyć, nie masz wyboru.
Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Wiedziałam,
że Tom chce mnie pocałować, ale wstrzymywał się z tym, bo przecież wciąż nie
odpowiedziałam na jego wyznanie.
Czy go kochałam? Owszem. Najczęściej wmawiałam
sobie, że to tylko zauroczenie jego charyzmatycznym zachowaniem i zniewalającym
wyglądem, w końcu tyle dziewcząt już oczarował, ale nie mogłam zaprzeczać
prawdzie wiecznie. Nasza niezgodna na studiach była spowodowana nieznajomością
tego dziwnego uczucia, które pomiędzy nami powstało. Nazywaliśmy siebie
przyjaciółmi, a zachowywaliśmy się jak kochankowie, to dlatego Thomas zaczął
się ode mnie oddalać, a ja poszłam jego śladami. Byliśmy głupi i nie twierdzę,
że teraz jesteśmy mądrzejsi, ale… to nie ma żadnego znaczenia.
Był on, był ja, było ono. I uczucie, które po
latach w końcu nas połączyło.
– Kocham cię, Thomas – szepnęłam, a potem
zanurzyłam się w jego ustach, które przecież tak dobrze znałam. – Od początku.
Och, ten wstęp mi sporo wyjaśnia. Bo przewijałaś się gdzieś jako Naff. Teraz wiem, z kim mam do czynienia.
OdpowiedzUsuńTekst nie musi zawsze być dobry. Grunt, żebyśmy pisali. Jakość przyjdzie z czasem sama :)
Zaczyna się fajnie. Lekko się czyta. Zwłaszcza jak na to, że odczuwałam niepokój na widok nieznanego mi dotąd stylu :)
Fajne, gładkie przejście do tego, jak wyjaśniasz, kiedy się poznali.
Och! Robi się coraz tragiczniej! Boże aż się zdenerwowałam, czytając o przemocy Marshala! Agrr!
Boże! Ja myślę, że pseudonim naprawdę dobrze Ci pasuje. 'Sadistic' zwłaszcza.
"Obydwoje czuli przy mnie, że żyją"
Obaj, Obydwaj, ale nie obydwoje, bo któryś musiałby zmienić płeć.
Ouuu! Jak słodko! Śmiało mogę powiedzieć: podobało mi się. Masz fajny styl. Sympatyzuję z nim.
Tris
Napisala mi smsa w ciagu dnia, ze jestes dobra,ze lubi :D to coś znaczy, a ja sie podpisuje pod tym. Od razu przepraszam zs skapy komentarz. Łapie jakies podłe wifi na molo, b wszystkich przepraszam, nadrabiac bede w domu.
UsuńTriss! (Uwielbiam ten skrót). Właśnie po to ten wstęp! Bo wszędzie kojarzą mnie ludzie jako ktoś inny XD. Tak jak Rilnen skojarzyła mnie po Marlu, tak ty po Naff! Powinnam chyba się ujednolicić w internetach :D.
UsuńTAK! Marshall to dupek! Oczywiście, że mój nick pasuje! Ostatnio babcia spytała dlaczego Sadistic. No, to jej powiedziałam: bo znęcam się nad bohaterami >D.
Obaj. Rzeczywiście ;____;
Dziękuję za opinie <3 jeeeej! Jestem szczęśliwa.
Wilczy: Podłe wifi na molo! ZNAM TO! Co prawda tylko z wakacji, ale... ZNAM! Jeeeej, cieszę się z opinii, dziękuję <3
" Nie byłam wiatropylna, do cholery!" Jak ja kocham ten tekst xD
OdpowiedzUsuń"Był on, był ja, było ono." A nie "byłam ja"? XD
Faktycznie nie umiem powiedzieć, że od razu widać, że to jest twoje. Ale i tak tekst jest cudowny, emocjonalny i może faktycznie ostatnia scena jest taka słodka i romantyczna, ale hej! Co z tego, że napisałaś coś innego niż zwykle, jeśli wyszło równie dobre co zwykle!
P.S. Już wiem, czemu upominałaś się o wstęp xD Mało nie umiesz, ale to dobrze, bo jakbyś to opowiadanie zaczęła skracać, nie wyszłoby to samo.
Dopiero jak to napisałaś to się zaśmiałam, wtf XD. Sama wcześniej nie zwróciłam uwagi, że to może być zabawne :o
UsuńTak, byłam ja XD. Czasem śpię jak piszę buahah.
No, właśnie jestem dumna, ze napisałam coś innego niż zwykle! :D
Taaak. Wstęp się przydał. Lubię wstępy buahah
Kurczę, w życiu nie wpadłabym na pomysł, żeby wykorzystać ten cytat jako pretekst do sceny z planu filmowego. Może to nie jest do końca to, co zwykle piszesz, ale czuć, że to jednak Naffowe pisanie. Przyjemna obyczajówka z nieźle zakreślonym wątkiem romantycznym - tak bym powiedziała.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ja też się dziwiłam, że na to wpadłam, ale lubię iść okrężną drogą XD.
UsuńNaprawdę czuć *___*? A ja się bałam, że to nie ja pisałam XD.
Dziękuję <3
Nigdy nie spodziewałam się, że spotkam w internetach jeszcze kogoś ze starej ekipy ASa! Marlu, co się z tobą działo tyle lat? :) Widzę, że nieźle się wykoksiłaś w pisaniu! :D Ey, dobre. Ey. Piszczałam, jak to czytałam ! Serio. ! Ale mnie to wciągnęlo ! Thomas, Dean, aaaaah ! :D Fangirling mi się włączył ! :D
OdpowiedzUsuńJakiej ekipy? :o
UsuńAs'a XD. Takie forum cudowne o anime i mandze do której bynajmniej ja należałam w okresie gimbazjalnym c: poznaliśmy tam mega wiele ludzi, których znamy do dzisiaj! Fangirlowaliśmy, jaraliśmy się i w ogóle. Ach, te nightcluby, drinki sex on the bitch od Slacza, głupie parodie i inne buahaha. To były jedne z piękniejszych, internetowych przygód!
UsuńMatko, czekaj. Już się podjarałam, że jesteś z As'a, ale... czy miałaś ten nick czy jakiś inny :o?! Bo nie wiem czy sobie wmawiam, że kojarzę akurat TEN twój nick, ale coś mi mówi. Oświeć moją sklerozę! XD
Dziękuję za komentarz, tak w ogóle XD! Cieszę się, że się podobało <3
Miałam inny nick, ale mam ten sam mail co kiedyś. xD To ja wyciągnęłam Saska z tej gablotki z dziurką w której go zamknęłyśmy... xD Stara dobra Usagi nadal jest tak samo dziecinna jak kiedyś :P
UsuńUSAAA! MATKO! Pamiętam już! <3 <3 JEZU! Ile lat minęło! Nie sądzisz, że to dziwny przypadek, że akurat tu się spotykamy :o? Matko! Jaram się! <3
Usuńjakieś... sześć? :P siedem? :D
UsuńNie wierzę w przypadki, wszystko ma swój cel :D Też się jaram no przecież !! :D <3 <3
No, nie :o? Ja wtedy do gimby chodziłam kurde. Powiem ci, że może nawet 8 lat. Ja pierdykam XD. Wciąż nie mogę w to uwierzyć!
UsuńNaff, SadisticWriter, Marlu. Co ja mogę rzecz? Przeczytałam każdy tekst, jaki napisałaś przez ostatnie dwa i pół roku, kocham Cię i Twoją prozę. Po raz kolejny pokazałaś mi, że potrafisz zawrzeć kilka gatunków w swoich dziełach.
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się, pouśmiechałam, prawie poczułam łzy w oczach.
Marshall to palant, April i Thomas oraz dzidziuś - wszystkiego dobrego!, Dean - zostaniesz moim przyjacielem?
Oooooch. Tak mi się milusiooo zrobiłooo ;____; będę płakać! *wielki hug* Dziękuję! Czasem źle się czuję z tym, że ja wszystkich twoich tekstów nie przeczytałam ;____; ale trzeba przyznać, że masz ich zdecydowanie więcej niż ja XD *pominę te moje historie w pudełkach. Dlaczego ci ich nie pokazałam, gdy u mnie byłaś :o?*
UsuńTak, też kocham Deana <3 Dean się chętnie z tobą zaprzyjaźni! A Marshall to palant, a imię odziedziczył po bohaterze "wyśnionych miejsc" <3. Hej ho! Zemsta za stracony czas!
Dziękuję <3
Fajne spojrzenie na główną bohaterkę z psychologicznego punktu widzenia :).
OdpowiedzUsuń( Jeanne_Proust)