Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 10 czerwca 2018

[95] Zwyczajny dzień w DT ~ EchooX

Jakoś nie miałam pomysłu do jakiej historii wpleść słowa klucze z tematu, ale na pomoc przyszło mi uniwersum jednej z moich dłuższych prac – „Córki Czarnego Rodu”. Shot dzieje się na rok przed rozpoczęciem akcji i dotyczy jednego z głównych bohaterów. Niektóre rzeczy mogą być niejasne, a na wszystkie pytania (gdyby jakieś były) chętnie odpowiem.
Pozdrawiam cieplutko,
Echo

Słońce prażyło niemiłosiernie, sprawiając, że w całym Dusseld-Trieste ruch niemal zamarł.
Niemal – ponieważ miasto nigdy nie spało. Jednak pod wpływem upału znacznie zwalniało. Fabryki i doki stanowiące mechaniczne serce stolicy pracowały w swoim codziennym rytmie w pogoni za wyrobieniem upragnionej  dziennej normy, ale wystarczyło opuścić ogromne hale produkcyjne, by przekonać się, że pośpiech robotników nie miał swojego przełożenia na ulicach. Tłum przechodniów i powozów – zgęstniała krew miasta – prawie zamarł lub przemykał tylko cicho od cienia do cienia, w wiecznej grze w chowanego ze słońcem.
Rick z całego serca pragnął dołączyć do apatii DT. Marzył o napoju z lodem sączonym pod jakimś drzewem, najlepiej nad brzegiem Luizy, gdzie twarz owiewałby mu chłodny rzeczny wiatr.
Niestety, w mieście w takich warunkach nie uświadczyłby żadnego sprzedawcy lodu, a najbliższe drzewo nad Luizą znajdowało się pewnie na Pałacowej Wyspie, czyli w miejscu, do którego Rick absolutnie nie miał dostępu.
Poza tym nie było mowy o nawet chwili odpoczynku, póki pozostały jeszcze jakieś przesyłki do dostarczenia. Niezależnie od pogody pracownicy Poczty Cyryjskiej musieli wykonywać swoją pracę i biegać po ulicach. Dlatego Rick klął pod nosem, roztapiając się pod swoją obowiązkową, kurierską kurtką, podczas wędrowania po ulicach z torbą ciążącą mu na ramieniu.
Do wieczora musiał odwiedzić kilka mieszkań na ulicy Targowej, później przecisnąć się na Rybną, a na końcu wrócić do głównego budynku poczty, żeby odebrać jakąś wyjątkowo ważną paczkę, by potem niezwłocznie zanieść ją do rezydencji na Alei Bohaterów Starej Ery.
Od rana biegał od jednego punktu do drugiego i późnym popołudniem, gdy wciąż było nieznośnie gorąco, naprawdę miał dosyć.
Przystanął w zaułku, tuląc się do muru, żeby chociaż na moment zejść z pola rażenia prażących promieni.
– No proszę, kogo ja tu widzę!
Rick drgnął, słysząc znajomy głos i natychmiast spojrzał przez ramię. Z niedowierzaniem uniósł brwi, widząc swojego przyjaciela w oknie na pierwszym piętrze.
– Percy? – Potrząsnął głową. – Na litość Axis, skąd ty się tu wziąłeś?
Chłopak odgarnął rude włosy z czoła, po czym uniósł kąciki ust w promiennym uśmiechu.
– Odwiedzam znajomego – odkrzyknął. – Zaczekaj moment, zaraz do ciebie zejdę!
Zniknął z okna, a Rick po prostu westchnął. Właśnie taki był Percy.
Należał do ludzi, którzy zawsze wiedzą, gdzie powinni się w danej chwili pojawić. Jeśli coś ciekawego miało akurat miejsce na którejkolwiek z ulic Dusseld-Trieste, istniało stuprocentowe prawdopodobieństwo, że Percy będzie w okolicy. Młodzieniec wiecznie bujał z głową w chmurach, jednak jakimś cudem potrafił sobie doskonale radzić z szarą rzeczywistością. Nigdy nie nazwał żadnego budynku domem, twierdząc, że jego miejsce było na każdej z ulic DT. Pomieszkiwał to tu, to tam, śpiąc u znajomych, których znajdował równie łatwo, co monety, za które mógł kupić śniadanie. Nigdy nie zhańbił rąk żadną pracą, ale ani razu nie przymierał głodem. Jego znakiem rozpoznawczym były rude włosy, komplet piegów i spodnie na szelkach, a wszyscy jak jeden mąż uważali go za otwartego, radosnego oraz zadbanego chłopaka godnego zaufania. Jakim cudem to robił, nie wiedział nikt. Nawet Rick.
Gdy zszedł do zaułka, promieniując radością i optymizmem, jego zmęczony przyjaciel uniósł lekko kąciki ust w uśmiechu.
– Cudownie cię widzieć, mały. – Percy nonszalancko oparł się o mur.
Prawie nigdy nie wołał Ricka po imieniu, za to ciągle nazywał go „małym”. Chociaż obaj wyglądali na mniej więcej tyle samo lat, Percy uparcie twierdził, że chłopak musi być od niego młodszy. Niestety nie mógł tego w żaden sposób potwierdzić.
Cztery lata wcześniej Rick obudził się na bruku ulicy Strzeleckiej. Na głowie miał płytką ranę, która przypominała ślad po draśnięciu kulą, a w dłoni ściskał rewolwer – elegancki, pięknie zdobiony, z czarnym kamieniem w rękojeści. Chłopak zdołał wywnioskować po tym, że brał udział w jakiejś strzelaninie. Ale nie wiedział nic więcej. Nie pamiętał absolutnie nic. Nie znał nawet własnego imienia, a wyglądał na jakieś trzynaście, czternaście lat.
Percy zwyczajnie go znalazł, po czym przygarnął tak, jak przygarnia się bezpańskiego szczeniaka i od tamtego momentu pozostawali najlepszymi przyjaciółmi.
W czasie tych czterech lat Rick znalazł sobie pracę i mieszkanie. A Percy Percym pozostał. Wpadali na siebie dość regularnie, ale zawsze w niespodziewanych sytuacjach, takich jak ta w zaułku.
– Co u ciebie słychać? – Rick zadał pytanie, którego większość osób używała do rozpoczęcia pogawędki, nie oczekując nawet odpowiedzi. Jednak w stosunku do Percy’ego było ono jak najbardziej zasadne.
Chłopak wzruszył ramionami.
– Nic ciekawego. Odwiedziłem Matilde. Uratowałem jakieś biedne dzieciaki od naszego wspólnego znajomego, niech go Axis porwie, Horace. Wskazałem drogę paru zagubionym przechodniom i wziąłem udział w napadzie na bank. – Wysunął z kieszeni złotą monetę, jakby na potwierdzenie ostatnich słów.
Rick wybuchnął śmiechem. Wiedział, że chłopak muchy by nie skrzywdził, ale nie dociekał i nie domagał się prawdy.
– Mam coś dla ciebie! – Percy nagle przypomniał sobie o czymś, po czym zaczął przeszukiwać kieszenie.
– Pamiątka z napadu na bank?
– Nie, mały. Coś lepszego! Zaproszenie na najnowszą, największą atrakcję DT. – Percy znalazł wreszcie upragniony przedmiot, który okazał się świstkiem papieru i wcisnął go przyjacielowi.
Rick zmarszczył brwi, próbując odczytać niewyraźny napis. To była jakaś ulotka.
– „Niesamowita Megan i jej długie noże”. I to w Zachodnich Dokach! Żartujesz? – Uniósł wzrok, wlepiając spojrzenie w chłopaka.
– Ani trochę. – Percy poklepał Ricka po ramieniu. – Ja muszę iść, ale spotkamy się na miejscu. Wszystko masz na kartce.
– Percy, nie wiem, czy zdążę…
Przyjaciel już odchodził, nie zwracając uwagi na protesty, ale zanim zniknął za rogiem, rzucił jeszcze głośno:
– Kto zdąży, jak nie ty?
*
Rick faktycznie zdążył. Tylko dzięki umiejętności pokonywania godzinnej trasy w piętnaście minut utrzymał się jeszcze na posadzie kuriera w centrum.
Percy może i miał swoją magię, dzięki której przeżywał bez dachu nad głową i źródła utrzymania, ale Rick pozostawał mistrzem zaginania czasoprzestrzeni.
Gdy dotarł na miejsce, czyli niewielki plac Rybaka, nazywany też przez okolicznych mieszkańców placem Motylków – bynajmniej nie od przyjaznych owadów, zapadł już zmierzch. O ile w dzień Zachodnie Doki stanowiły miejsce niebezpieczne, pełne rywalizujących gangów, szulerni, palarni i burdeli, o tyle w nocy… Szanse wyjścia cało ze spaceru pod gwiazdami były doprawdy nikłe.
Jednak skoro Percy chciał, żeby Rick przyszedł, to przyszedł. Ufał mu.
Na co dzień plac pozostawał tylko krzywym prostokątem szarego bruku, wciśniętym między obskurne kamieniczki. Dzisiaj atmosfera uległa zmianie – z całego miasta przyszli ludzie gotowi zaryzykować wędrówkę do Doków, by zobaczyć Megan i jej noże. Większość wyglądała jak typowe zbiry – umięśnieni, w łachmanach, część pokryta tatuażami, kilku łysych, do tego w podcieniach czaiły się panny lekkich obyczajów całe w kolorowych fatałaszkach. Mrok rozświetlały dwie latarnie gazowe oraz żar z papierosów, które z lubością palili widzowie.
Na środku zbudowano lichą scenę z drewnianych desek, na razie pustą. Żeby cokolwiek widzieć, Rick postanowił spróbować przejść do przodu, jednak wolał zrobić to ostrożnie. Nie chciał dostać motylkiem po żebrach.
Nim zdążył zrobić dwa kroki, poczuł rękę na ramieniu. Podskoczył ze strachu, ale zaraz usłyszał głos:
– To tylko ja, mały.
Rick odwrócił się do przyjaciela ze skrzywioną miną.
– Percy, jeśli nie chcesz, żebym umarł na zawał, to proszę, nie rób tak więcej.
Chłopak wybuchł najradośniejszym śmiechem, jaki mogła człowiekowi podarować Axis, czym zwrócił na siebie uwagę wszystkich obecnych na placu. O dziwo, żaden zbir tego nie skomentował, za to kilku również uniosło kąciki ust w uśmiechu.
Jeśli ktoś mógł wybronić się przed gangiem z Zachodnich Doków samym śmiechem, to był to z pewnością Percy.
– Chodź, mały, my mamy specjalne miejsca. – Percy złapał Ricka  za ramię i poprowadził za sobą.
Opuścili plac, przeszli na tyły jednego z budynków, po czym weszli małymi, zapomnianymi drzwiczkami. W środku natrafili na klatkę schodową, która doprowadziła ich na ostatnie piętro, a później na dach.
– Jesteś genialny – wyrwało się Rickowi, gdy odkrył, że stali idealnie nad placem, mając niczym niezakłócony widok na scenę.
– Wiem. – Percy posłał przyjacielowi swój firmowy uśmiech, po czym usiadł na niskim murku okalającym dach, zwieszając nogi ponad głowami widowni.
Rickowi nie pozostało nic innego, jak do niego dołączyć.
Niesamowita Megan przyszła wraz ze swoimi nożami jakieś pięć minut później.
Dwóch potężnych gości w czerwonych koszulach niosło przed i za artystką zapalone pochodnie. A sama Megan również wyglądała jak płomień – jej czerwono-pomarańczowy kostium uszyto z brokatowej, lejącej się tkaniny, która na gibkim ciele dziewczyny przypominała żywy ogień. Jej gołe ręce i nogi też posypano brokatem, za to w czarne włosy wpleciono błyszczące wstążki.
Megan niosła przed sobą tacę, na której równiutko ułożono ostrza, ale widownia zamiast na broń patrzyła na twarz artystki – twarz osłoniętą maską sowy.
Rick wstrzymał oddech.
Akcesoria jasno mówiły, że dziewczyna na co dzień występowała w „Brokatowym Puchaczu”. A wszyscy wiedzieli, że Puchacz należał do Uszatych Sów – jednego z największych gangów DT.
Chłopak spojrzał niepewnie na Percy’ego, który w odpowiedzi posłał mu tylko zagadkowy uśmiech.
– Megan obiecała, że porozmawiamy po występie – oznajmił. – Wydaje mi się, że jeśli Sowy nie będą wiedziały niczego o twojej przeszłości albo o twoim tajemniczym rewolwerze, to nikt nie będzie wiedział. Mam nadzieję, że wziąłeś go ze sobą?
Rick skinął głową.
– Do Zachodnich Doków? To chyba oczywiste.
Nie wyjął broni, jednak włożył dłoń do swojej niezawodnej, kurierskiej torby, w której trzymał jedyny kawałek swojej nieznanej przeszłości. Przesunął palcem po zimnej stali, zastanawiając się, jakie tajemnice kryła.
Wtedy nie miał jeszcze pojęcia, że lepiej by było, gdyby nigdy ich nie poznał.

6 komentarzy:

  1. Hej.
    Niby świat, który dopiero się poznaje, a dla mnie wszystko tu jest jasne. W ogóle to tak mnie wciągnęła w ten tekst, że poczułam się, jakbym już znała tych bohaterów od dłuższego czasu. Świetna kreacja Percy'ego, który chyba coś skrywa - skoro jest taką pozytywną osobą, którą wszyscy lubią, to podejrzewam, że coś musi za tym stać.
    Dobre opisy, bardzo plastyczne. Choć tekst nie jest długi, to ma swój dynamizm, a po zakończeniu lektury chce się tylko więcej.
    Kupiłaś mnie tym światem, za co dziękuję.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! "Córka" to takie moje dziecko, nad którym siedzę od dłuższego czasu i starałam się dopieścić świat, więc skoro się udał, to bardzo mnie to cieszy.
      Pozdrawiam cieplutko

      Usuń
  2. Bardzo podoba mi się tekst i bohaterowie w historii.

    OdpowiedzUsuń
  3. Brawo za ten tekst! Śmiało mogę powiedzieć że to jeden z lepszych jakie miałam okazję czytać na GPK. Na start bardzo podoba mi się nazwa miasta, cos pomiedzy Dusseldorfem a Triestem ;) Brzmi zupełnie naturalnie jako nazwa miasta w wymyslonym uniwersum. Poszłabym tylko odrobinę dalej i zmienila nazwy ulic w jakies wymyslone twory, bo ul. Strzelecka przywodzi raczej na myśl polskie realia. Ale moze to tylko moje fanaberie :) Poza tym, tekst czyta się automatycznie, on po prostu wchodzi jak po maśle, bohaterowie są charakterystyczni, namalowani kolorowymi farbkami, no i opisy... "zgęstniała krew miasta" kupiła mnie na 200%. Konczysz tekst zagadką i aż chce się czytać dalej, więc liczę na to że pojawi się dalszy ciąg :)

    Mikrouwaga do tego zdania: "Gdy zszedł do zaułka, promieniując radością i optymizmem, jego zmęczony przyjaciel uniósł lekko kąciki ust w uśmiechu." poniewaz wczesniej piszesz o Ricku, wiec ma sie wrazenie ze to Rick wszedł do zaułka, a nie Percy, wiec odrobinkę bym zmieniła.

    Jest bosko i czekam na cd. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za taki cudny komentarz :D Na pewno wezmę sobie wszelkie uwagi do serca, a z nazwami ulic pokombinuję. Cieszę się ogromnie, że tekst Ci się spodobał ^^
      Pozdrawiam cieplutko

      Usuń