Tydzień 95.
Temat 2: przyjaciel;nóż;atrakcja
Totalnie nie czuję tematu ani napływu
kreatywności, ale zmusiłam się do napisania tekstu mimo wszystko. Uwaga,
występują słowa niecenzuralne :)
Podkomisarz
Krzyszożewski sięgnął po kolejnego papierosa. W pokoju unosił się jeszcze dym z
poprzedniego szluga, ale Krzyszożewski palił jak smok. Zwłaszcza kiedy
intensywnie skupiał się nad dochodzeniem i zaczynał łączyć wątki. Wówczas
sięgał do paczki ruchem pacjenta chorego na nerwicę natręctw, który
dziesięciokrotnie sprawdza czy drzwi są zamknięte, a jednak wciąż nie dowierza.
Tak samo Krzyszożewski potrafił wypalić paczkę w przeciągu godziny, a kiedy
nagle pod palcami wyczuwał jedynie pusty kartonik, wpadał w złość. Jego sekretarkę,
poczciwą Janeczkę, koledzy nazywali złośliwie papierośnicą, bo rzadko pomagała
mu w papierowej robocie, natomiast z żelazną skrupulatnością pilnowała, żeby
świeża paczuszka czerwonych Chesterfieldów zawsze leżała w zasięgu jego ręki.
Tym razem pracował
w domu, więc nie mógł liczyć na pomoc Janeczki. Sprawa wyszła na jaw kilka dni
temu. Na miejsce zdarzenia musiał pojechać o czwartej nad ranem, przez co od
razu nabrał podejrzeń, że chodzi o świeżego trupa. Takiego przeleżanego odkrywa
się zazwyczaj w dzień, rano podczas podróży do pracy, po południu na spacerze
czy wieczorem, kiedy nastolatki umawiają się na randki w ustronnych miejscach,
zupełnie nie spodziewając się, że ktoś mógł wykorzystać już to miejsce w innym,
nieco mniej szlachetnym celu. Instynkt nie zawiódł podkomisarza. Zwłoki jeszcze
nie zdążyły się zaśmierdzieć, ba Krzyszożewski nie mógł darować sobie uwagi, że
gdyby była choć trochę żywsza, to by z nią pohulał. Trup bowiem był płci
żeńskiej, w swoim poprzednim stanie istniał nie więcej niż trzydzieści lat, a
na twarzy, co było dość dziwne zważywszy na okoliczności pożegnania się z
życiem, miał piękny, rozanielony uśmiech.
Krzyszożewski
rozłożył przed sobą raz jeszcze zdjęcia z miejsca znalezienia zwłok oraz
notatki z przesłuchania osoby, która wezwała policję. Lea Ngun Yen, bo tak
nazywała się informatorka, podawała że ma dwadzieścia (usłyszał dwanaście, ale
bez przesady!) lat, jest w Polsce od niedawna, dokładniej od kilku
(kilkunastu?) miesięcy i pracuje jako kelnerka w pizzerii. Wezwała policję,
kiedy do mieszkania o trzeciej nad ranem wrócił jej przyjaciel (powtórzyła to
słowo dziesięć razy, jakby rozkoszowała się nim) z zakrwawionym nożem w ręku i
poprosił o wezwanie policji w sprawie morderstwa. Ciało miało się znajdować w
pobliskim lesie. Lea niezwłocznie spełniła prośbę, zaś „przyjaciel”
niezatrzymywany opuścił mieszkanie a miejsce jego aktualnego pobytu jest
nieznane. Kiedy Krzyszożewski dopytywał o tzw. przyjaciela, Lea nie przestając
się uśmiechać wyjaśniła mu, że jest to bardzo trudne polskie słowo, którego
wymowę musiała długo ćwiczyć i kiedy zapytała poszukiwanego jak ma na imię,
poprosił by nazywała go po prostu przyjacielem, aby za każdym razem kiedy do
niego mówi, ćwiczyła wymowę. Nie była zatem w stanie udzielić jakichkolwiek
informacji o tym człowieku, mimo że rzekomo mieszkała z nim od kilku (ilu?)
miesięcy pod jednym dachem. Opis wyglądu w języku polskim sprawiał jej zbyt
dużą trudność, a jak na złość wszyscy przysięgli
tłumacze wietnamskiego w okolicy przebywali na L4.
– Przyjaciel, kurwa – mruknął Krzyszożewski czytając zeznania
– I te leniwe kurwy na zwolnieniu! Gówno prawda, że na zwolnieniu, napierdalają
teraz te swoje prywatne zlecenia na jabłuszkach za dziesięć kawałków! Policja
słabo płaci i chuj! Zgadza się! Ale jakby ich jednych z drugimi zapierdolił w
jakiejś stodole na kneblu to by wtedy dzwonili do Krzysia, żeby ich ratował za
swoją jebaną głodową pensję. A Krzysiu by ich kurwa musiał ratować, bo nie ma
że L4, tylko poszedłby do pierdla. I chuj, lubię to - dodał na koniec monologu,
strzepując popiół w dowolnym miejscu na biurku, jednak z dala od papierów.
Higiena pracy była dla Krzyszożewskiego świętością.
Ponownie
spojrzał na zdjęcie trupa. Czarująca, uśmiechnięta błogo kobieta. Do tego
dziecinnie niewinna, radosna Wietnamka z jakiegoś Kao Lao Li Mao, nie był w
stanie zrozumieć tej nazwy, a z geografii zawsze go w liceum chcieli
upierdolić. No i przyjaciel. Przyjaciel z nożem w ręku. A trup bez
jakiejkolwiek rany kłutej od noża, właściwie bez żadnych śladów. Wyniki sekcji
miał dostać wczoraj, ale oczywiście nie dotarły do niego z powodu urlopu
Janeczki. Jakby atrakcji było mało, jutro przyjeżdżała do niego córka.
Nienawidził kiedy weekend odwiedzin wypadał akurat wtedy, gdy pojawiała się
nowa sprawa. Zresztą Laura też tego nie lubiła, chyba nawet w ogóle nie chciała
przyjeżdżać. Tylko czekał na ten moment, kiedy powie mu prosto w twarz, że woli
wujka Tomisia Sromisia, a on jej odpowie żeby więcej mu się nie pokazywała na
oczy. A potem będzie chlał do nieprzytomności w każdy weekend, bo Laura była
jego ostatnim łącznikiem z normalnym światem i chyba jedynym, co naprawdę mu
się w życiu udało.
Sięgnął po
kolejny papieros. Zabierze ją na lody, zapyta co słychać w szkole. Może zresztą
lepiej, że chodzi ciągle taka nadąsana. Uśmiech źle mu się teraz kojarzył.
Hej.
OdpowiedzUsuńW ogóle nie poczułam, by ten tekst był pisany na siłę, choć miałam taką obawę po przeczytaniu Twojej notki. Właściwie to ja przepadałam z tym tekstem. Czy ktoś mnie może przetransportować w pobliże podkomisarza Krzyszożewskiego (świetne nazwisko!)? Jebal!
Świetne opisy, świetny bohater, który jak się wkurzy, to w słowach nie przebiera, a jego frustracja jest taka ludzka. Chciałabym poznać więcej szczegółów zbrodni, poznać Leę i dowiedzieć się, kto i dlaczego zabił. To idealny tekst na dłuższy kryminał, mam nadzieję, że jeszcze wrócisz do tych bohaterów i tego śledztwa, bo ja już wiem, że tego potrzebuję!
Pozdrawiam.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNiezły agent z tego podkomisarza i furiat troszkę😜. Sama się czuje czasem jak Lea, kiedy zapominam jak powiedzieć coś po polsku(12 lat za granica robi swoje). Tekst fajny i słowa kluczowe ładnie wstawione. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKajuszka(wybacz usuniecie poprzedniego komentarza ale komputer mnie pokonal😣)
Mrrru, cudnie, barwnie, prawdziwie! Zaciekawionam przeokrutnie, liczę na to, że dowiem się czegoś więcej z następnych tekstów. Fajnie wyszło, największą radością mojego serca są polskie imiona, fajny realizm - czuć, że wiesz coś o życiu, i masz wyobraźnię. Pisz, pisz, bo czytanie ciebie sprawiło mi dużą radość. Szacunek, że zmusiłaś się do napisania tekstu, wiem jak to bywa :) Brawo!
OdpowiedzUsuńWow, moim zdaniem tekst jest świetny. Klimatyczny i taki, że serio chce się więcej. Ja chcę więcej! Na początku rozwaliło mnie trochę nazwisko (w pozytywnym sensie), a potem treść też bardzo przypadła mi do gustu. Tak brzmiało to... realnie? Prawdziwie? I jakoś trochę codziennie, może przez polskie realia i bardzo dobrze stworzonego bohatera. Czułam się, jakbym zaczynała dobry kryminał i szkoda, że nie poznam zakończenia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko