Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 25 lutego 2018

[80] (2) Ding Dong przy nadgarstku ~ Miachar


                Dwie pary oczu zgodnie utkwione na przeciwległej ścianie, śledzące wskazówki zegara. Promienie popołudniowego słońca wpadające do sali przez cztery duże okna i rozświetlające rzędy ławek. Odmierzane kolejne sekundy, a do tego westchnięcia jednego z dwóch nastolatków spędzających tu czas i wyglądających, jakby właśnie odbywali najgorszą karę w swoim życiu.
                - Gdzie on jest?! - zapytał ten bardziej znudzony i poirytowany. Jego towarzysz w tym czasie próbował trafić zgniecioną puszką po słodkim, ciemnym napoju do kosza ustawionego na przodzie sali.

                - A bo ja wiem? Może się zgubił?
                - W tym budynku? W drodze do automatu z kawą? Błagam cię. - Niedowierzanie i ironia czasami stanowiły ciekawą mieszankę w wypowiedziach ludzi zdolnych do takich połączeń. - Raczej skory jestem podejrzewać, że znów zaczaił się przed damskim kiblem, byle tylko sprawdzić, czy na pewno nie ma w nim jakiegoś żałosnego i zawodzącego ducha.
                - Taa, bo na pewno mu się objawi w biały dzień. - Drugi z chłopców również bywał sceptykiem, dzięki temu obaj dość dobrze się rozumieli i dlatego zgodzili tworzyć jeden team przy pisaniu pracy semestralnej z języka polskiego. - Koleś się naoglądał za dużo Pottera i teraz mu odwala.
                - Chyba trzeba wystosować jakieś pismo do władz TVN-u, by zaprzestali tak częstego pokazywania całej serii w telewizji, bo to może skrzywdzić psychikę już i tak biednego pod względem umysłowym chłopca. Wziąłbyś w tym udział?
                - No jasne!
                Młodzieńcy przybili sobie piątki i zaśmiali się, gdy do klasy wbiegł ten, o którym przed chwilą mówili - niski, dość krępy chłopak o zaróżowionych policzkach i zmierzwionych włosach, który wyglądał, jakby własnie przebiegł co najmniej półmaraton. Koledzy patrzyli na niego z uniesionymi brwiami; spodziewali się, że wróci do klasy z kubkiem kawy w ręce, po którą przecież poszedł, jednak obie dłonie nastolatek miał puste.
                Coś tu nie grało, dlatego czekali na jakieś wyjaśnienia.
                - Człowieku, czyś ty zboczył z jakieś ścieżki, że tyle czasu zajął ci powrót? - zapytał ten mniej znudzony, nadal trzymając w palcach puszkę, której do tej pory nie posłał w stronę kosza. - A może napotkałeś jakiegoś ducha i się z nim zagadałeś na temat pogody?
                - No co wy - odparł, a jego oddech wciąż był urywany, jakby nie potrafił dojść do siebie. - Stało się coś innego. Normalnie jestem geniuszem!
                Jego koledzy wymienili spojrzenia, obaj uśmiechnęli się złośliwie pod nosem. Wiadomo było, że najniższy z nich nie grzeszy inteligencją, za to często miewa głupie pomysły, które zsyłają na niego kkłopoty.
                - Co tym razem wymyśliłeś? Latające ostrze z metalem, które miałoby wyglądac podobnie do cyrkla i służyć pomocą przy zadaniach z matmy?
                - Ej, a możesz się zapomknąć? Ile jeszcze razy macie zamiar mi to wypominać? To było takie tylko gadanie, przecież wiecie, że nie spróbowałbym tego zrobić i opatentować.
                Jak łatwo się spodziewać, skłamał. Właściwie już szukał, gdzie musiałby zgłosić swój wynalazek, naprawdę czuł się potwornie rozczarowany tym, że ktoś wymyślił cyrkiel przed nim.
                - No dobra, dobra. - Pan znudzony dał popis zaprzeczenia przez podwójne potwierdzenie. - Na co wpadłeś tym razem, Einsteinie?
                - Mam stworzyć bohaterów dla tego naszego projektu sceariusza, tak?
                - No tak, przecież już to obgadaliśmy.
                Jako że scenariusz sztuki teatralnej, który był ową pracą semestralną, miał być wspólnym tworem trojga uczniów, należało w miarę sprawiedliwie podzielić pracę. Pan znudzony był w tej trójce odpowiedzialny za napisanie scenariusza na komputerze z pełną poprawą merytoryczną i korektą. Pan mniej znudzony odpowiadał za fabułę i część dialogów, zaś pan krępy za pozostałą część rozmów oraz opis bohaterów, coby wydali się na tyle ludzcy i normalni, by za swoją pracę nastolatkowie dostali przynajmniej cztery z plusem.
                - Więc wiem już, co będzie cechą charakterystyczną dla naszej femme fatale. - Jako że temat mafii wydał się chłopcom zbyt częsty, a czysty romans czymś dziewczyńskim, postanowili opisać losy kobiety zabójczyni, która zakochuje się w swojej niedoszłej ofierze i stara się ją uratować przed tymi, którzy pragną zabić jej ukochanego i ją samą. - Dopisz do jej opisu: Dodawała zawieszkę do bransoletki za każde życie, które odebrała. ­- Nie zauważając pytających spojrzeń kolegów, klasnął w ręce i zaśmiał się radośnie. - Rozumiecie? Nasza kobitka zabija ludzi na zlecenie, a jak to zrobi, to przypina to badziewie do nadgarstka. Takie ding dong przy nadgarstku! No wiecie, jak z tymi bransoletkami z Pandory. Moja siostra ma taką, chłopak jej kupił na urodziny! Choć tam jest chyba więcej charmsów...
                Jego jakże genialny pomysł spotkał się z milczeniem i wyrazem dezaprobaty malującym się na twarzach kolegów. Najwidoczniej idea, która nawiedziła jego pozbawiony głębszych myśli umysł, nie pasowała do głownego założenia projektu. Tylko dlaczego?
                - Stary, to jest głupie - powiedział pan znudzony, wzdychając ciężko.
                - Ale niby dlaczego?
                -  Pomyślno no, człowieku. To ma być sztuka teatralna. Teatralna. Wiemy, że ta laska zabije najpierw dwie osoby, zanim spotka tego swego ukochanego. Myślisz, że widzowie siedzący na końcu sali zdołają zobaczyć, jak ona przypina jakieś cholerne błyskotki do bransoletki? Nawet z lornetką mogą tego dobrze nie widzieć!
                Krępy chłopiec zadumał się na chwilę, po czym wydął swoje i tak już duże wargi.
                - Ale przecież można zrobić na to zbliżenie. 
                - Przecież to nie film! - zagrzmiał pan znudzony. - Nie da się zrobić żadnego zbliżenia!
                - Ale...
                Kolejna myśl nie mogła zostać wypowiedziana, bo oto do klasy wkroczyła ona - uzbrojona w mop, różowe rękawice, niebieski fartuch i groźny wyraz twarzy, królowa wszystkich sprzątaczek w tej części miasta, wielmożna pani Krystyna, zwana przez wszystkich panią Krysią.
                - A co wy tu jeszcze robicie, chłopcy? - zapytała ostrym tonem głosu, a uczniowie poderwali się z miejsca i stanęli na baczność. - Znowu ukradliście klucze profesorowi Mruczkowi i sie włamaliście, by snuć inne dziwne pomysły?
                To nie był pierwszy raz, kiedy nakryła tę trójkę w sali historycznej. Nie zgłaszała tego jednak dyrekcji, gdyż chłopcy zawsze mówili jej dzień dobry i do widzenia, do tego pomagali, kiedy widzieli, że nie radzi sobie z kolejnym koszem na śmieci wypełnionym po brzegi. Regularnie też przekupywała szkolnego ciecia orzeszkami z toffifee, by nikomu nie zgłosił tego, co widział na szkolnym korytarzu lub w salach, a co dotyczyło tych trzech chłopców. Lubiła ich, nie chciała, by mieli wpadli w jakieś kłopoty.
                Koledzy zgodnie, jednym głosem zakrzyknęli:
                - Dzień dobry, pani Krysiu! Przepraszamy! To ostatni raz!
                Machnęła ręką na ich słowa.
                - Ostatni, nie ostatni, mniejsza o to. Zmykać mi stąd, w domach pewnie na was z obiadem czekają. No, już was nie ma!
                - Tak jest! - Chłopcy chwycili za plecaki, narzucili je na plecy i ruszyli ku drzwiom, nie zapominając o ukłonie przed naczelną panią konserwator powierzchni płaskich. - Do widzenia, pani Krysiu!
                - No już, sio!
                Nastolatkowie szybko opuścili budynek, milcząc przez chwilę. Ale chwila, jak to chwila, kiedyś mija.
                - A co wy na to, by nasza femme fatale wyglądała jak pani Krysia? - zapytał krępy chłopiec i wybuchnął śmiechem. - Jedną aktorkę już byśmy mieli!
                Jego koledzy zgodnie uderzyli go otwartymi dłońmi w potylicę, po czym trójka nastolatków ruszyła przed siebie, debatując nad tym, czy wybrać się w najbliższy weekend na lody , czy może do kina, porzucając na chwilę myśli o projekcie na zaliczenie.
                I tylko pani Krysia odprowadzała ich wzrokiem, stojąc przy oknie na trzecim piętrze szkoły, która już niedługo, zgodnie z ustawą, miała zniknąć z powierzchni kraju.

1 komentarz:

  1. Nie ma to jak szkolne życie :D Potter, pani Krysia i zabójczyni mafii w jednym. Uśmiechnęłam się na to ostatnie, choć nie widzę Eleny z tego typu bransoletką na ręce. Nie ten typ :D
    I pewnie uśmiechałabym się do końca, gdyby nie ostatni akapit. I tak mi się przykro zrobiło.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń