Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

poniedziałek, 19 lutego 2018

[79] Lubię makaron ~ Justyna W-R.



Jest dwudziesta druga dziesięć. Skończyłam pisać tekst. Chora jestem i latorośl też. W głośnikach Pearl Jam. Bierzcie i czytajcie to, kto zechce. Nawet jeżeli nikt tego nie przeczyta to z rozkoszą to napisałam.
           
Lubię makaron


            – Jebany guzik! – zaklęłam mocując się z niespodziewaną przeszkodą. Guzik znajdował się na moim mostku i wiedziałam, że muszę go rozpiąć. Gdy wreszcie mi się udało skóra między piersiami rozchyliła się i zobaczyłam kosmos. W dziurę, którą widziałam mogłabym włożyć wszystkie „cześć” które usłyszałam w życiu. Z rozchełstaną skórą poszłam do kuchni. Wyjęłam garnek. Zawahałam się.
– Jednak potrzebny będzie większy... – zamyśliłam się i wyciągnęłam z szafy w przedpokoju ogromny gar, który dostałam w prezencie od (a jakże!) kochanej mamy.
– Będziesz miała w czym gotować barszcz kiedy przyjdę na święta, ha ha ha – mówiła.
Bardzo zabawne, mamo, naprawdę. Garnek zajął dwa palniki. Jestem pewna, że po prostu zajmował jej miejsce, które mogła wykorzystać na składowanie... no nie wiem? Swojego ego? Tak Pan Garnek trafił pod moją strzechę. Nalałam do niego wody i odpaliłam największy palnik. Dziura na piersi bolała jak zawsze, choć miałam wrażenie, że zimne powietrze nieco ją koi. Że tez nigdy wcześniej nie widziałam tego guzika? Ziejącą pustkę czułam od zawsze. Dusił mnie w tym miejscu fizyczny ból, mniej więcej taki, jaki czuje normalny człowiek po tym jak rozdepcze przypadkiem młodą jaskółkę, która wypadła z gniazda. Ból zwiększał się i malał. W czasie chronicznego zmęczenia przeplatanego brakiem poczucia bezpieczeństwa osiągał apogeum. Zabawna plecionka, prawda? Jednocześnie, mimo że bywałam już w szambie nie raz, tym razem czułam się o wiele za dobrze. Było to niepokojące, jak brak zdenerwowania przed prywatką, którą się zorganizowało w domu (na pewno nikt nie przyjdzie, ale mam to w dupie, więcej chipsów dla mnie).
            Gdy woda zaczęła bulgotać otworzyłam największą szufladę. Trzy paczki makaronu... Świderki, lasagne i spaghetti. Wsypałam je bezczelnie nie zważając na to, czy ugotują się wszystkie jednocześnie. Nastawiłam budzik na jedenaście minut.
            Najgorzej było wtedy, gdy zaczął mnie zdradzać. Żyjąc w ułudzie miłości ratującej od całego świata umierałam po kawałku cały rok. Codziennie wysyłałam kupon dużego lotka i codziennie dostawałam po ryju. Jedyne zwycięstwo było takie, że zrozumiałam, że mam tę pustkę. I że nie wszyscy ją mają. Nie wiedziałam, że można mieć normalne dzieciństwo, że są domy, które nie są jak psychologiczne szkolenia dla amerykańskich komandosów. Chociaż na takim szkoleniu ktoś cię opatrzy lub wyśle w bezpieczne miejsce, gdy dochodzisz do kresu. W domu nikt nie odeśle cię w bezpieczne miejsce.
            Gdy jesteś dzieckiem, dom to cały twój świat.
            Budzik zapikał przyjemnie. Wyjęłam z szafki durszlak. Naczynia które stały na nim usłuchały się prawa grawitacji i radośnie poszybowały w najróżniejsze strony, śmiejąc się ze mnie życzliwie. Brzdękały, że to co robię, jest właściwe i dobre. Zagarnęłam cedzak i nucąc pod nosem „I wish I was a neutron bomb, for once I could go off I wish I was a sacrifice but somehow still lived on” zaczęłam wyławiać kluski z gorącej wody. Ostudziłam je pod kranem i zaniosłam do łóżka. Położyłam się i zaczęłam wpychać je w ziejący kosmos pomiędzy piersiami. Włożyłam wszystkie i zapięłam guzik. Dziwne uczucie.
            Obudziłam się rano z wrażeniem, że zapomniałam o czymś ważnym. Jak przez mgłę pamiętałam sen o makaronie i wydał mi się niedorzeczny. Ale za chwile jakaś niestara myśl podleciała mi do głowy. Myśl o tym, że to był fantastyczny sen i że ja jestem fantastyczna i oryginalna. Pomacałam mostek, żebra i okolice i nic nie poczułam. Podeszłam do lustra. Rozebrałam się. Oglądałam się nago i zdałam sobie sprawę, że nigdy tego nie robiłam. Uniosłam w górę ręce. Piersi ładnie sterczały, biodra były okrągłe, ale z wyraźnym wcięciem w talii. Włosy opadały na rozespane oczy. Czułam zachwyt. Chyba pierwszy raz w życiu. Widziałam w lustrze kogoś bliskiego, kogoś swojego, komu nie chcę, by stała się krzywda.
            Na piecu stał ogromny garnek. Był pusty. Paczki po makaronie znalazłam w śmietniku. Co się właściwie wydarzyło? Nie wiem. Wiem, że przestałam czuć pustkę. Nie wiedziałam, że to możliwe. To tak czują się ludzie wychowani w wystarczająco normalnym domu?
            Zaczęłam pakować do torby wszystkie rzeczy, które dostałam od matki i trzymałam tylko po to, by nie było jej przykro. Wszystkie książki, którymi chciałam zrobić na niej wrażenie. Wreszcie przyszedł czas na meble. Dwa telefony i za godzinę sympatyczny pan Kazio wynosił szafki. Przez okno widziałam jak ostatnią przywiązuje do dachu starego poloneza. Gdy odjeżdżał wyobrażałam sobie, że to matka jedzie przywiązana sznurkami do wiekowego dachu i drze się w niebogłosy. A może zachowałaby pełną dumy ciszę?
            Coś się skończyło, teraz potrzebowałam nowego startu. Makaron w piersi dawał poczucie siły. To był pierwszy spokojny dzień w moim życiu. Pod koniec dnia, który mógłby być tak naprawdę paroma latami, podziękowałam mamie.
            Przecież to właśnie ona nauczyła mnie, że kobieta powinna żyć po swojemu. A także gotować makaron.        

5 komentarzy:

  1. Bardzo kobiecy tekst, jeśli mogę tak "zaszufladkować", ale pozytywnie. Sny kobiet są inne niż mężczyzn. Facetowi nigdy by się nie przyśniło, ze wpycha sobie makaron w dziurę między cyckami. Choć niektórzy mają je większe od moich. Za to ja czasem mam wrażenie, że inne części ciała mam większe niż oni..sorki za wtrącenie osobistych przemyśleń. Wracając do tekstu. Brak makaronu w organizmie jest często spotykany i dlatego większość kobiet czuje się przez to jakaś taka..pusta w środku. I tu się zaczyna coś, czego nie umiem nazwać- podskórnie, jak ten wepchnięty makaron czuję, w czym rzecz. Wiem przecież, bo dość wyraźnie zrobiłaś "pa pa" zmorom przeszłości, a jednak tajemnica i niedopowiedzenia otwierają drzwi domysłów. I dlatego uwielbiam Cię czytać. Niby z pozoru wszystko jasne..a tu nagle nie wiadomo, czy ten makaron był dogotowany.. Dzięki, Justynko za kawałek dobrej literatury! Buziory! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki! Nawet jak makaron jest niedogotowany to ufam, że jest taki, jak ma być. Z resztą w srodku jest 36,6C wiec spokojnie dojdzie :)

      Usuń
  2. What the... ja to makaronie! Czekaj, bo musze pozbierac mysli. Nie wiem co ci lekarz przepisal na chorobe I co to za choroba... ale czy ja wiem, czy zyczyc ci zdrowia? Xd zreszta ostatnia ksiadz w kosciele - jak juz sie laskawie raz na rok wybiore to mam szczescie do takich kazan - mowil, ze zdrowie nie jest najwazniejsze...
    Pieprzony heretyk. Ciekawe czy kiedys chorowal.
    Wracajac do kuchni...
    Ja pierdole, nie wiem jak to sklasyfikowac! To jest jak abstrakcyjny obraz, ale co, o zgrozo, najwieksze z tego wszystkiego, to ze mam makaron lasagne, mam spageti I chyba tylko zamist swiderkow penne. W zyciu bym nie wpadla na to by wypchac sie nim inaczej niz metoda usta-przelyk-zoladek, a teraz pomyslslam, jaki to swietny pomysl. Xd pewno bede szukac guzika.
    Znakomicie zestawilas anstrakcje I moze troszke groteski z realnym bolem zycia. Jesli moge tak to nazwac. Moze abstrakcja miala ten bol zlagodzic, byc takim smiechem przez lzy, takim machnieciem reka, bylo co bylo "nic sie nie stalo". Nie. Stalo sie.
    Odbieram to bardzo emocjonalnie. Bardzo mnie tekst poruszyl. Wszystkie wzmianki I wystarczajaco normalnym domu I komandosach sa jak rzut lotka w srodek tarczy. A ta tarcza - uwaga pojade po calosci!! - jest moje wilcze serce! Xd
    Serio, daje kopa tekst. I ovhote na wloski obiad ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw sie, misiu, z penne tez powinno sie udać! Mnie porusza bardzo to, że dziecko zna tylko dom. Dorosły lublstarsze dziecko sobie z niego "ucieka" i ma już różne rzeczy jakieś sprawy poza nim, ale małe nie zna niczego innego. I jeżeli to nie jest conajmniej dobry dom - albo nie zły - to dziecko ma przejebane. Jest w pułapce i nie ma ucieczki. NIE MA. Mnie to przeraża.

      Usuń
  3. Hej.
    Matulu (a może lepiej nie?), co tu się wyczyniło? Trudno jest ocenić dokładnie, o czym jest tekst. Dla mnie to taka próba stworzenia prozy z poezji siedzącej w głowie. Makaron zapełniających pustkę po tym, czego nie otrzymało się w dzieciństwie. Odnoszę wrażenie, że bohaterka od matki dostawała tylko przedmioty, a nie uczucia.
    Abstrakcyjny obraz, a mnie w jakiś sposób zasmucił, choć rozumiem go na swój własny sposób. I tu chyba jest największy urok tego opowiadania.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń