Zakończenie. Dlaczego tak często za szybko
je się ucina lub też ukazuje jedynie niewielki jego wycinek? Dlaczego bardziej
opisuje się przebieg misji lub wojny? Dlaczego więcej uwagi poświęcone zostaje
złemu charakterowi i jego pobudkom do uprzykrzania życia wszystkim dookoła, a
niewiele zaś oddaje ciągu dalszemu? Dlaczego zakończenie v na być najkrótszą
częścią historii, skoro jest również
początkiem zupełnie nowej?
Pociągnął solidny łyk z butelki. Nigdy nie rozumiał bajarzy i ich notorycznego wręcz przedstawiania zakończeń w jednym zaledwie zdaniu. Gdyby on był jednym z nich, z pewnością by tak nie czynił, a przedłużał odrobinę, by opowieść pozostawiła dozę nieusatysfakcjonowania. Nie był nim jednak, zamiast tego mógł spokojnie zostać bohaterem takiej historii. Choć i do tego zbytnio się nie palił.
Pociągnął solidny łyk z butelki. Nigdy nie rozumiał bajarzy i ich notorycznego wręcz przedstawiania zakończeń w jednym zaledwie zdaniu. Gdyby on był jednym z nich, z pewnością by tak nie czynił, a przedłużał odrobinę, by opowieść pozostawiła dozę nieusatysfakcjonowania. Nie był nim jednak, zamiast tego mógł spokojnie zostać bohaterem takiej historii. Choć i do tego zbytnio się nie palił.
Zamiast wraz z kompanami uczestniczyć w potężnej, ale i należycie zasłużonej, wyżerce, znalazł dla siebie miejsce wśród kamieni odgradzających ląd od morza i zapatrzył się w fale, za jedynego towarzyszą mając butelkę solidnego, miodowego napitku. Wpatrzony w słońce mieniące swoim zachodem horyzont na wiele różnych barw nie zwracał uwagi na okrzyki radości i gratulacje dobiegające z miejsca uczty. Nic sobie nie robił z tego, że jednym z gości jest sam namiestnik krainy. Wolał być sam i kontemplować nad wspaniałości świata, brutalnością wojny i beznadziejnością swojego życia. A alkohol jedynie pomagał wprawić się w odpowiedni nastrój.
Niedaleko, tuż przy majestatycznie rozłożystym, pełnym zielonych liści drzewie stał starzec. Obserwował młodszego mężczyznę od jakiegoś czasu, zdołał dostrzec, że ten celowo ucieka od zabawy i tworzy dla siebie samotnię. Już to widział podczas przygotowań do walki, podejrzewał teraz, że ta izolacja ponownie jest wynikiem jakiegoś problemu chodzącego rycerzowi po głowie.
Uśmiechnął się pod nosem. Pamiętał, że kiedyś też taki był. Uważał, że nigdy nie spotka go nic dobrego, nie zazna większości uczuć, nie przeżyje żadnej wspaniałej i niebezpiecznej przygody. Dalsze lata zweryfikowały to, a on nie mógł narzekać na swój los, patrząc na wszystko, czego doświadczył na swojej skórze. Uważał, że i młodzieniec dopiero zaczyna swoje prawdziwe życie, nie powinien wmawiać sobie, że świat niczym go nie zaskoczy. Bo może się naprawdę pomylić.
Zbliżył się powoli do linii kamieni, a kiedy miał pewność, że towarzysz broni zarejestrował jego obecność, zajął miejsce nieopodal.
Spojrzał przed siebie w stronę zachodzącego słońca i westchnął donośnie, jakby dopiero teraz dotarło do niego, co się wydarzyło.
- Najprawdziwszym skarbem są wspomnienia, które zdobyliśmy - powiedział z uśmiechem tonem godnym filozofa.
Młodzieniec spojrzał na niego spode łba i prychnął.
- Ja prawie umarłem!
Starzec roześmiał się serdecznie, przypominając sobie to zdarzenie.
- Ach, tak... To moje ulubione z nich.
- Och, dzięki, na pewno takie jest - młodszy z mężczyzn wstał i otrzepał spodnie. - Moja prawie śmierć to idealna opowiastka do rozpowiadania wśród wnuków - dodał jadowicie i założył przed sobą ramiona, w jednej dłoni nadal dzierżąc butelkę z trunkiem. - A może masz zamiar przedstawić ją już dzisiaj? Namiestnik z pewnością się przy niej uśmieje do łez.
Starzec nie do końca rozumiał tę złość kompana. To, co przeżył, co przeżyli oni obaj oraz ich ziomkowie, nie było czymś pięknym do opowiedzenia. Raczej dostarczyło mnóstwo blizn i wydarzeń, które mogą w przyszłości powracać jako najgorsze koszmary.
Uśmiechnął się krzywo.
- Nawet mi to przez myśl nieprzeszło. Opisanie pojedynku ze strasznym potworem nie jest czymś, co można zaprezentować innym przy ognisku. Nawet jeśli tym potworem była przerośnięta mrówka, której nie dało się zabić, a która pewnie ukryła się gdzieś w mroku, teraz składa jaja, a za kilkadziesiąt lat jej potomkowie przestraszą kolejnych nieustraszonych rycerzy - puścił młodzieńcowi oko, czego ten przez swoją pozycję nawet nie zauważył. - Poza tym uważam, że za swoje czyny każdy odpowiada głównie przed sobą i sam powinien o nich mówić, a nie wysługiwać się innymi. - Również wstał z kamienia i otrzepała piach z płaszcza. - Namiestnik zażyczył sobie opowieści o głównej bitwie, mrówa była znacznie wcześniej, więc nie martw się - nikt nieodpowiedni się o tym nie dowie.
- Przekonamy się, jak tam wrócimy.
Młodszy mężczyzna wskazał dłonią w stronę rozpalanego właśnie ogniska. - Chodźmy, dzisiaj dam radę wytrzymać wśród innych ludzi. Nawet jeśli będę wspominać coś, co wciąż może boleć.
Nie bacząc na to, co robi jego towarzysz, ruszył w drogę z powrotną. Starzec patrzył za nim przez kilka minut, uśmiechając się smutno. Dobrze wiedział, że z wojny każdy wychodzi z ranami, czasami tylko z takimi, których nie widać. Miał jednak nadzieję, że ten młodzieniec nie będzie za bardzo rozdrapywał ran i da się jeszcze ponieść losowi. Miał nadzieję, że inni będą go pamiętać, jego i to, czego dokonał w podczas tej wielkiej przygody. Miał nadzieję, że w tym człowieku wojna nie zabiła tego, co najważniejsze - życie.
Podoba mi się wstęp. Jest ciekawy, ale nie przesadzony, nie za długi, nie za krótki. W sam raz. Jeśli chodzi o uniwersum, mam wrażenie, że mieliśmy już tutaj do czynienia z tym światem. Mam rację?
OdpowiedzUsuńTak się miło, refleksyjnie zrobiło, a tu bęc. Temat wpleciony i starzec się cieszy, że bohater omal nie zginął. Ci ziomkowie mi tu tylko średnio pasują w tych klimatach. Niemniej ciekawa historia.
Naprawdę miły tekst i trafia do mnie idealnie. Nuta fantastyki, wojna i rozważania na temat tego, co zostawia. Cóż, widzę coś podobnego w swoich uniwersach, więc to pewnie kwestia tego. Technicznie też ładnie napisany, więc tylko pogratulować.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam