Pożegnaj
jutro: Nienawidzę cię, ale...
Wesołych świąt, kochani! Polubiłam tematy
niefantastyczne, bo mogę stworzyć coś niezobowiązującego, czasami ledwo jedną
scenę, bo w tych drugich potrzeba jednak jakiś tłumaczeń i często brakuje mi
czasu, żeby je dopracować. W ten świąteczny wieczór zapraszam na kolejne
spotkanie z „Pożegnaj jutro”, tym razem z perspektywy Squalo.
Powolne
tykanie zegara, spokojny oddech, cisza dookoła. Za oknem świta. Ta pora nigdy
nie była moją ulubioną, bo nie potrafiłem się w niej odnaleźć. Wszystko jest
takie inne i jakby nierzeczywiste. Koniec upojnej, namiętnej nocy, początek
kolejnego dnia. Czy potrafię to złożyć w całość? Chyba nie, chyba dlatego
zawsze ją przesypiam.
Nie
pasują do mnie tak bogate przemyślenia. Wiem, wszyscy mają mnie za
rozwrzeszczanego głupka, który potrafi tylko machać mieczem na wszystkie
strony. Może naprawdę nim jestem? W tej chwili wątpię we wszystko, w co dotąd
wierzyłem. Już słyszę twój śmiech. Drwiący i obnażający wszelkie moje słabości,
bo taka już jesteś, nie potrafisz inaczej, jak dopiec do żywego drugiej osobie.
Zepsuta do szpiku kości bawisz się innymi, wykorzystujesz wszelkie słabości,
wiecznie grasz. Od początku to wiedziałem. Od pierwszego momentu, gdy cię
ujrzałem, wiedziałem, że chcę spędzić resztę życia, unikając cię. Choć to nie w
moim stylu, powiesz.
To było
w czasie tego feralnego przyjęcia, kiedy mi przyłożyłaś. Dziewiąty mi cię
wskazał, mówiąc, że to twój debiut towarzyski i z pewnością czujemy się
podobnie niezręcznie. Gdy na ciebie spojrzałem, instynkt podpowiedział mi,
żebym się do ciebie nie zbliżał. Nie posłuchałem go i taki był tego efekt.
Nie
znosiłem cię. Pupilka Xanxusa, Dziewiątego, której obaj poświęcali tyle uwagi.
I z jakiego powodu? Było im ciebie żal przez to, co przeszłaś. Nie rozumiałem
tego i nie miałem ochoty rozumieć. Nie miałem ochoty w ogóle na ciebie patrzeć.
A ten pomysł, żebyś dołączyła do Varii, wywoływał mój drwiący śmiech.
Dziewczyna w Varii? To jakiś żart? Chyba co najwyżej w roli dziwki Xanxusa. Ale
zabawne.
A jednak
za każdym razem udowadniałaś, że sobie radzisz. Byłaś przy tym mocno szurnięta
– nadal jesteś – i wszyscy się ciebie obawiali, ale bezbłędnie dosięgałaś celu.
Wkurzało mnie to. Nawet nie wiesz, ile poświęciłem, żeby być w tym miejscu, a
ty tak po prostu pojawiałaś się i udowadniałaś, że jesteś ode mnie silniejsza.
Nie przyznam się do tego głośno, ale tak jest. Oboje to wiemy. Chyba wszyscy to
wiedzą. Nie cierpiałem tego w tobie, bo nie chciałem dostrzec, co cię taką
uczyniło.
Teraz
rozumiem. Anioł Lucyfera – pokłosie po rodzinie Estraneo. To już zawsze będzie
się za tobą ciągnąć. Nieważne, jak bardzo Dziewiąty się starał, nie uciekniesz
przed tym. Wiele z tego zamieniłaś w siłę, ale na wieczność straciłaś część
człowieczeństwa. To mnie w tobie przeraża. Z nas wszystkich to ty jesteś
największym psychopatą, ciebie najbardziej bawi zabijanie. Nieważne, ile razy
to widzę, nie mogę się przyzwyczaić. To budzi mój niepokój.
Powiedz
mi, jak to jest, że nienawiść zamieniła się w namiętność i miłość? Nie znosiłem
cię. Wspólne zadania były dla mnie mordęgą. Nie mogłem na ciebie patrzeć bez
chęci skrzywienia. Kiedy zaczęło mi na tobie zależeć? Jesteś niebezpiecznym
typem, a ja muszę być naprawdę rąbnięty, skoro postanowiłem w to wejść. Wiem,
prędzej czy później znudzisz się mną. Nie jesteś kobietą, która byłaby z jednym
facetem już na zawsze. Wiem to, a jednak zakochuję się coraz bardziej.
Przeklęta femme fatale. Zrobiłbym dla ciebie wszystko, choć wiem, że złamiesz
mi serce.
To
jednak nie jest teraz takie ważne. Nie, kiedy tak spokojnie śpisz obok i nic w
tobie nie przypomina, kim cię uczynili. Jesteś piękna i niewinna, zupełnie
nieświadoma tych głupot, które chodzą mi właśnie po łbie, a gdy wstanie nowy
dzień, rozpłyną się w promieniach słońca. I znów wszystko będzie tak samo,
kończąc się upojną nocą. Życzę sobie, aby ten stan rzeczy zachował się jak
najdłużej. Bym to ja potrafił odepchnąć cię, gdy nadejdzie na to czas.
Jeszcze
na granicy snu przeciągasz się i przytulasz do mojego torsu. Powieki unoszą
się, zielone oczy spoglądają nieco nieprzytomnie.
– Nie
śpisz? – pytasz.
– A nie
widać? – warczę.
Twój
chichot rozbrzmiewa mi w uszach jeszcze długo po tym, jak odwracam cię na plecy
i całuję. Długo, namiętnie i pewnie. Nienawidzę cię, ale cię kocham.
Podobało mi się pod katem refleksji, takich mysli zebranych, zyciowych rozkmin, ktore zwlaszcza gdzies po nocach tudziez nad ranem atakuja czlowieka. realistycznie. Ciekawe relacje miedzy bohaterami. Zdaje sie, ze co innego w glowie/sercu, co innego na jezyku, w tym wypadku. patetyczna koncowka, znaczy dwa duze wyrazenia w jednym zdaniu i no, nie jestem fanem chyba umieszczania bezposrednio nienawisci i milosci w jednym zdaniu ;D Ale to tam... taki moj schiz.
OdpowiedzUsuńO kurde, lubię to!
OdpowiedzUsuńUmiejętnie pokazałaś tę sprzeczność żyjącą w Squalo. Jego przemyślenia mnie podbiły. Bardzo przyjemny tekst.
O kurde, lubię to!
OdpowiedzUsuńUmiejętnie pokazałaś tę sprzeczność żyjącą w Squalo. Jego przemyślenia mnie podbiły. Bardzo przyjemny tekst.