Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

wtorek, 31 października 2017

[63] Wrota Czeluści ~ Teller

— Daleko jeszcze?
— Na Boga! Zewrzyj w końcu gębę!
Nie wytrzymałem. Ten człowiek doprowadza mnie do pasji. Ile można pytać o to samo. Gdybym ja sam znał odpowiedź. No i proszę. Wypadło mi szkło. Jeszcze tego brakuje. Nie dość, że pochodnia prawie wypalona, to jeszcze nie odczytałbym tej przeklętej mapy.
Ojcze coś na nas sprowadził? W głowie cały czas słyszę te jego absurdalne słowa – „udaj się do źródła zła”, „zamknij tę puszkę Pandory, którą otworzyłem przez przypadek”. Co to do cholery ma niby znaczyć? Czy nie jestem już wystarczający dorosły, żeby w końcu dopuścić do siebie myśl, że ludziom, najzwyczajniej w świecie, może się na starość w głowie poprzestawiać? Sam sobie jestem winien. Doprowadziła mnie do tego moja mania udowadniania wszem i wobec, że nie ma góry, której bym nie przesunął. Udowadniania nawet własnemu ojcu. A może przede wszystkim jemu?
I oto jestem. Jesteśmy. Jeżeli mam liczyć jako myślącą personę Arsena. Nie pamiętam już czy to jego, czy mój pomysł by wyruszyć we dwójkę. Ostatecznie dobrze mieć jakiś znajomy oddech na plecach. Choćby śmierdział chmielem
i tanim tytoniem.

Nie wiem ile już czasu idziemy. Straciłem rachubę. Patrzę tylko jak żar ulatuje z pochodni, niczym zła przepowiednia, której nie jestem już w stanie powstrzymać. Brawo. Nawet w takiej chwili stać mnie jeszcze na poetycką metaforę. Chyba udzielił mi się panujący klimat.
Schodząc coraz niżej, zacząłem dopuszczać do siebie myśli, że stary może nie postradał zmysłów. Bo nawet jeśli wylądowałem w jego śnie, to chyba sam bym tego nie odczuwał. Jeśli faktycznie tak jest, to oznacza, że połowa moich koleżanek z dzieciństwa miała równolegle ze mną mokre sny. To chore.
Czy ja oszalałem? Czy to możliwe, żeby w piwnicy rozpadającej się rudery ciągnęły się kilometrowe katakumby z glifami i znakami wprost z egipskich piramid? Możliwe. Szczególnie, gdy widzę niewzruszoną twarz Arsena.
Według mapy jesteśmy na ostatnim — minus czwartym poziomie. Od godziny. Może nawet dłużej. Nie potrafię dotrzeć do końcowego punktu. Oznaczony jako … — „Wrota Czeluści”. Serio?
Większość ze znaków na ścianach jest niejednoznaczna. Część wyryta została jakby w alfabecie dla niewidomych. Układające się w jakiś schemat wypuklizny, które odczytać można tylko zmysłem dotyku. Tak bardzo zdeterminowany jestem by mieć to już za sobą, że zacząłem nawet ignorować popiskiwania i przeciągłe gardłowe bulkoty. Pewnie to szczury. Po co zaprzątać sobie głowę czymś na co nie ma się już wpływu?
Pochodnia prawie wypalona. Mimo ograniczonej widoczności wydaje mi się, że dostrzegam jakiś niepasujący do reszty kształt.
— Daleko jeszcze?
Przybliżyłem pochodnię. To drzwi! To te cholerne „Wrota Czeluści”!
Poczułem ulgę, która nadeszła w towarzystwie gęsiej skóry. Dziwne uczucie. Dopiero po chwili dotarło do mnie pytanie Arsena. Jakbym zdjął z uszu słuchawki.
— Głuchy jakiś czy co? Pytam czy daleko jeszcze?
— Jesteśmy na miejscu. Możesz pomyśleć nad nowym pytaniem — odparłem.
„Połóż skrzyżowane dłonie na Wrotach Czeluści w wyznaczonym miejscu, a otworzą się. Pamiętaj co mówiłem. Nie wiem co tam znajdziesz, ale musi to być szalenie istotne”. Szaleństwa ciąg dalszy.
Położyłem dłonie w wyżłobionych zagłębieniach. Drzwi mechanicznie osuwały się w dół, by ostatecznie schować się pod powierzchnią podłogi. Patrzyłem z niedowierzaniem.
Arsen lekko drgnął i kazał mi spojrzeć przed siebie. Moim oczom ukazało się małe pomieszczenie. Ściany pokrywał zgniły bluszcz, który miarowo …
— Oddycha?
— Na to wychodzi — niespodziewanie odpowiedział mój towarzysz.
Jakimś cudem do pomieszczenia przedarł się maleńki snop światła. Wyglądał jak włócznia, która wbiła się w tę przestrzeń. Prosto w owinięty białym płótnem kształt, który zauważyłem dopiero po chwili, zbyt przejęty hipnotyzującym bluszczem. Chciałem wysłać Arsena, ale szybko odgoniłem tę tchórzowską myśl. Podszedłem do zawiniątka i spoconymi dłońmi poderwałem materiał.
Tego się kurwa nie spodziewałem.
Kobieta. Piękna. Młoda. O ciemnej cerze, ciemnych oczach, ciemnych włosach. Naga. Jej ręce i nogi pokrywał częściowo bluszcz. Ten sam co na ścianach. Ciało było całe w bliznach, znakach, tatuażach i cholera wie czym jeszcze. Jakby miała historię całej cywilizacji ukrytą na swojej skórze.
— W coś ty mnie wpakował, stary głupcze.

4 komentarze:

  1. No właśnie! Też bym chciała znać odpowiedź na ostanie pytanie w opowiadaniu! :)
    Dla mnie to bardzo ciekawy początek.
    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że od razu wpada się w samo centrum akcji, a z czasem robi się tylko co raz bardziej emocjonująco. Podoba mi się sposób w jaki piszesz. Zdania niekiedy kuleją, ale wiadomo, te teksty pisze się na szybko, natomiast klimat jest cudny, wręcz namacalny. Wciągnęłam ten fragment nosem. Chętnie dowiedziałabym się co zdarzyło się dalej. Kobieta - bluszcz. Ciekawe :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest szansa, że poznamy odpowiedź na ostatnie pytanie? :) Bo chętnie bym się z nim zapoznała.
    Wrzuceni w sam środek opowieści, ale między wierszami da się wyczytać co nieco. Zgrabnie, z pomysłem, a przy kobiecie w bluszczu się uśmiechnęłam, bo znam jedną osóbkę, do której bluszcz pasuje.
    Ładny obrazek.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. To ciekawe było i pozostał niedosyt. Arsen... Sama mam bohatera o tym przydomku/imieniu i chcąc nie chcąc, to właśnie jego tu widziałam.

    OdpowiedzUsuń