— Daleko jeszcze?
— Na Boga! Zewrzyj w końcu gębę!
Nie wytrzymałem.
Ten człowiek doprowadza mnie do pasji. Ile można pytać o to samo. Gdybym ja sam
znał odpowiedź. No i proszę. Wypadło mi szkło. Jeszcze tego brakuje. Nie dość,
że pochodnia prawie wypalona, to jeszcze nie odczytałbym tej przeklętej mapy.
Ojcze
coś na nas sprowadził? W głowie cały czas słyszę te jego absurdalne słowa –
„udaj się do źródła zła”, „zamknij tę puszkę Pandory, którą otworzyłem przez
przypadek”. Co to do cholery ma niby znaczyć? Czy nie jestem już wystarczający
dorosły, żeby w końcu dopuścić do siebie myśl, że ludziom, najzwyczajniej w
świecie, może się na starość w głowie poprzestawiać? Sam sobie jestem winien.
Doprowadziła mnie do tego moja mania udowadniania wszem i wobec, że nie ma
góry, której bym nie przesunął. Udowadniania nawet własnemu ojcu. A może przede
wszystkim jemu?
I
oto jestem. Jesteśmy. Jeżeli mam liczyć jako myślącą personę Arsena. Nie
pamiętam już czy to jego, czy mój pomysł by wyruszyć we dwójkę. Ostatecznie
dobrze mieć jakiś znajomy oddech na plecach. Choćby śmierdział chmielem
i tanim tytoniem.
i tanim tytoniem.
Nie
wiem ile już czasu idziemy. Straciłem rachubę. Patrzę tylko jak żar ulatuje z
pochodni, niczym zła przepowiednia, której nie jestem już w stanie powstrzymać.
Brawo. Nawet w takiej chwili stać mnie jeszcze na poetycką metaforę. Chyba
udzielił mi się panujący klimat.
Schodząc
coraz niżej, zacząłem dopuszczać do siebie myśli, że stary może nie postradał
zmysłów. Bo nawet jeśli wylądowałem w jego śnie, to chyba sam bym tego nie
odczuwał. Jeśli faktycznie tak jest, to oznacza, że połowa moich koleżanek z
dzieciństwa miała równolegle ze mną mokre sny. To chore.
Czy
ja oszalałem? Czy to możliwe, żeby w piwnicy rozpadającej się rudery ciągnęły
się kilometrowe katakumby z glifami i znakami wprost z egipskich piramid?
Możliwe. Szczególnie, gdy widzę niewzruszoną twarz Arsena.
Według
mapy jesteśmy na ostatnim — minus czwartym poziomie. Od godziny. Może nawet
dłużej. Nie potrafię dotrzeć do końcowego punktu. Oznaczony jako … — „Wrota Czeluści”.
Serio?
Większość
ze znaków na ścianach jest niejednoznaczna. Część wyryta została jakby w
alfabecie dla niewidomych. Układające się w jakiś schemat wypuklizny, które
odczytać można tylko zmysłem dotyku. Tak bardzo zdeterminowany jestem by mieć
to już za sobą, że zacząłem nawet ignorować popiskiwania i przeciągłe gardłowe
bulkoty. Pewnie to szczury. Po co zaprzątać sobie głowę czymś na co nie ma się
już wpływu?
Pochodnia
prawie wypalona. Mimo ograniczonej widoczności wydaje mi się, że dostrzegam
jakiś niepasujący do reszty kształt.
—
Daleko jeszcze?
Poczułem
ulgę, która nadeszła w towarzystwie gęsiej skóry. Dziwne uczucie. Dopiero po
chwili dotarło do mnie pytanie Arsena. Jakbym zdjął z uszu słuchawki.
—
Głuchy jakiś czy co? Pytam czy daleko jeszcze?
—
Jesteśmy na miejscu. Możesz pomyśleć nad nowym pytaniem — odparłem.
„Połóż
skrzyżowane dłonie na Wrotach Czeluści w wyznaczonym miejscu, a otworzą się.
Pamiętaj co mówiłem. Nie wiem co tam znajdziesz, ale musi to być szalenie istotne”.
Szaleństwa ciąg dalszy.
Położyłem
dłonie w wyżłobionych zagłębieniach. Drzwi mechanicznie osuwały się w dół, by
ostatecznie schować się pod powierzchnią podłogi. Patrzyłem z niedowierzaniem.
Arsen
lekko drgnął i kazał mi spojrzeć przed siebie. Moim oczom ukazało się małe
pomieszczenie. Ściany pokrywał zgniły bluszcz, który miarowo …
—
Oddycha?
—
Na to wychodzi — niespodziewanie odpowiedział mój towarzysz.
Jakimś
cudem do pomieszczenia przedarł się maleńki snop światła. Wyglądał jak
włócznia, która wbiła się w tę przestrzeń. Prosto w owinięty białym płótnem
kształt, który zauważyłem dopiero po chwili, zbyt przejęty hipnotyzującym
bluszczem. Chciałem wysłać Arsena, ale szybko odgoniłem tę tchórzowską myśl.
Podszedłem do zawiniątka i spoconymi dłońmi poderwałem materiał.
Tego
się kurwa nie spodziewałem.
Kobieta.
Piękna. Młoda. O ciemnej cerze, ciemnych oczach, ciemnych włosach. Naga. Jej
ręce i nogi pokrywał częściowo bluszcz. Ten sam co na ścianach. Ciało było całe
w bliznach, znakach, tatuażach i cholera wie czym jeszcze. Jakby miała historię
całej cywilizacji ukrytą na swojej skórze.
—
W coś ty mnie wpakował, stary głupcze.
No właśnie! Też bym chciała znać odpowiedź na ostanie pytanie w opowiadaniu! :)
OdpowiedzUsuńDla mnie to bardzo ciekawy początek.
Pozdrawiam ciepło :)
Fajnie, że od razu wpada się w samo centrum akcji, a z czasem robi się tylko co raz bardziej emocjonująco. Podoba mi się sposób w jaki piszesz. Zdania niekiedy kuleją, ale wiadomo, te teksty pisze się na szybko, natomiast klimat jest cudny, wręcz namacalny. Wciągnęłam ten fragment nosem. Chętnie dowiedziałabym się co zdarzyło się dalej. Kobieta - bluszcz. Ciekawe :)
OdpowiedzUsuńJest szansa, że poznamy odpowiedź na ostatnie pytanie? :) Bo chętnie bym się z nim zapoznała.
OdpowiedzUsuńWrzuceni w sam środek opowieści, ale między wierszami da się wyczytać co nieco. Zgrabnie, z pomysłem, a przy kobiecie w bluszczu się uśmiechnęłam, bo znam jedną osóbkę, do której bluszcz pasuje.
Ładny obrazek.
Pozdrawiam!
To ciekawe było i pozostał niedosyt. Arsen... Sama mam bohatera o tym przydomku/imieniu i chcąc nie chcąc, to właśnie jego tu widziałam.
OdpowiedzUsuń