Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 15 października 2017

[61] Pożegnaj jutro: Wrogów trzymaj blisko ~ Laurie



Pożegnaj jutro: Wrogów trzymaj blisko

Miałam nie pisać w najbliższym czasie dla GPK, zwłaszcza w tym tygodniu, bo siedzę dosłownie na kartonach. No może nie całkowicie, ale głównie. W jednym pudle ciuchy, w drugim kuchenne rewolucje, w trzecim materiały do pisania, w czwartym... co jest w czwartym? Jednak temat aż się prosił o choćby krótką scenkę, no i jest. Ponownie do One Ok Rock „Bedroom Warfare”. Choć kombinacji było co niemiara i zmieniłam narrację fragmentu, jednak pierwsza osoba za bardzo mnie ogranicza. Dobra, już nie marudzę. Tęsknił ktoś za nimi?

Keep your enemies close
Your enemies close

      Cisza poranka po głośnej nocy. Postać na balustradzie w sukni koloru krwi, poszarpanej, z ciemnymi plamami, zsunięte ramiączko, jeden pukiel włosów ostały w eleganckim koku. Dowody namiętnej nocy, ktoś by pomyślał.
       Squalo nie był pewny, co widzi. Nie potrafił rozgryźć Vivian i w sumie nieszczególnie mu się chciało o tej porze. Brakowało mu snu, do tego był głodny. Niby prozaiczne, a jednak śmieszne w obliczu tego, co jeszcze do niedawna wyprawiali.

       Chwilowo ją zignorował i spojrzał na rozjaśniające się niebo. Zastanawiał się, ile mają czasu, nim zostaną ściągnięci do bazy. To głupie, co chciał zrobić, ale nie od dziś wszyscy dookoła mieli go za idiotę.
       – Nic tu po nas – powiedział. – Możemy się zbierać. Reszta skończy.
       – Brzmisz tak, jakby nagle moje towarzystwo ci odpowiadało – odparła z kpiną.
       Spojrzał na nią. Przyglądała mu się od kilku chwil. Nie sądziła, że Squalo może tak wyglądać. Jego włosy wciąż były w nieładzie i w jasnym świetle poranka wyglądał jeszcze bardziej przystojnie i ludzko niż kiedykolwiek. A przecież przed kilkoma minutami z zimną krwią mordował wrogów. Zawsze ją to zastanawiało. Ona została tak zaprogramowana przez tysiące godzin katorżniczych treningów, on był zwyczajnym, wkurzającym gnojkiem. A jednak chwilami nie mogła oderwać od niego spojrzenia i oczyścić myśli. Wkurzało ją to, bo jego z całej Varii najtrudniej było rozgryźć.
       – Chyba proszę, żebyś mi zaufała – powiedział.
       – Tobie? – Uniosła brew. – Zostało mi jeszcze trochę zdrowego rozsądku.
       – Wątpię – prychnął. – Ale proszę bardzo, łaski bez. Z ciuchami na zmianę też się pożegnaj.

It’s like I never had a chance
We’re doing a dangerous dance

       Zostawił ją na balustradzie, klnąc pod nosem. Próbował być miły, zakopać pomiędzy nimi topór wojenny, ale najwyraźniej Vivian miała to gdzieś. Dobra, może być i tak. Nie będzie się nią więcej przejmować. Niech sobie durny Boss sam z nią jeździ na misje, skoro ją sobie odchował do roli przeklętej femme fatale.
       Dogoniła go przy samochodzie i zaraz porwała torbę z ubraniami. Obserwował ją, jak wciąga spodnie, a potem beztrosko zrzuca suknię. Bezczelnie prowokowała każdy ruchem. Działała na męską wyobraźnię i pewnie zdawała sobie z tego sprawę. Mógł zacisnąć tylko zęby i udawać, że nie robi na nim wrażenia. Jak to jest, że nawet rozczochrana wygląda dobrze?
       – Zrób coś z tymi kłakami, bo aż wstyd się z tobą gdziekolwiek pokazywać – zakpiła.
       – Nie twój interes.
       – Mój, w końcu chcesz, żebym wsiadła do twojego samochodu. – Wystawiła mu język.
       Warknął pod nosem przekleństwo. Sama nie wyglądała lepiej, a ma czelność go krytykować. Co za mała męda. Robiła to specjalnie, żeby go wkurzyć. Każdy jej gest o tym świadczył.
       Nie spodziewał się, że Vivian przeskoczy przez maskę samochodu i wplecie palce w jego włosy.
       – Co ty wyprawiasz?! – wrzasnął, odsuwając się gwałtownie.
       Nie pozwoliła mu uciec, pociągnęła go z powrotem za włosy i wbiła palec pomiędzy jego żebra z diabelskim chichotem. Warknął na nią, lecz się tym nie przejęła, zwracając uwagę jedynie na białe pasma. Parę sprawnych ruchów później zdawało się, że zostały rozczesane.
       – Od razu lepiej – stwierdziła z zadowoleniem. – Przynajmniej wyglądasz na przystojnego. – Zaśmiała się, wzbudzając jeszcze większy gniew u Squalo.

And I know in the morning we’ll be
Nothing more than each other’s enemy

       Tak inny poranek. Chłód nocy, delikatna, nieśmiała wręcz łuna świtu, szare bloki Karakury. I Vivian wychodząca nieśpiesznie z jednego z nich z uśmieszkiem zadowolenia na ustach. Wspomnienie, które napłynęło nie wiadomo, skąd i po co, nie zepsuło jej tej chwili triumfu.
       Odwróciła głowę i spojrzała w okno Hisagiego. Nie widziała go. Może spoglądał na nią ukradkiem schowany za framugą, a może leżał w łóżku pokonany i wściekły, że nic nie może zrobić. To i tak lepsze niż śmierć, powinien docenić jej gest. Do tego nie mógł narzekać na poprzedni wieczór, doskonale wiedziała, co robiła i robiła to dobrze. Nie każdemu dany był ten zaszczyt.
       Keep your enemies close... – zanuciła z chichotem.
       Uwielbiała tę robotę. Co z tego, że Hisagi wie, kim są i co tu robią? To tylko dodaje smaczku całemu przedsięwzięciu, a on nie ośmieli się znów drążyć, kiedy ma tak blisko wrogów. Nie miał szans w tej batalii.

1 komentarz:

  1. Vivian sobie pogrywa z kolegą, ale w tym chyba jej urok.
    Dość krótko i nie za wiele mogę napisać poza tym, że mi się podobał. Pożegnaj Jutro ma swój klimat, ten fragment się w niego wpasowuje.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń