Pożegnaj jutro: Wrogów trzymaj blisko
Miałam nie pisać w
najbliższym czasie dla GPK, zwłaszcza w tym tygodniu, bo siedzę dosłownie na
kartonach. No może nie całkowicie, ale głównie. W jednym pudle ciuchy, w drugim
kuchenne rewolucje, w trzecim materiały do pisania, w czwartym... co jest w
czwartym? Jednak temat aż się prosił o choćby krótką scenkę, no i jest. Ponownie
do One Ok Rock „Bedroom Warfare”. Choć kombinacji było co niemiara i zmieniłam
narrację fragmentu, jednak pierwsza osoba za bardzo mnie ogranicza. Dobra, już
nie marudzę. Tęsknił ktoś za nimi?
Keep
your enemies close
Your
enemies close
Cisza
poranka po głośnej nocy. Postać na balustradzie w sukni koloru krwi,
poszarpanej, z ciemnymi plamami, zsunięte ramiączko, jeden pukiel włosów ostały
w eleganckim koku. Dowody namiętnej nocy, ktoś by pomyślał.
Squalo
nie był pewny, co widzi. Nie potrafił rozgryźć Vivian i w sumie nieszczególnie
mu się chciało o tej porze. Brakowało mu snu, do tego był głodny. Niby
prozaiczne, a jednak śmieszne w obliczu tego, co jeszcze do niedawna
wyprawiali.
Chwilowo
ją zignorował i spojrzał na rozjaśniające się niebo. Zastanawiał się, ile mają
czasu, nim zostaną ściągnięci do bazy. To głupie, co chciał zrobić, ale nie od
dziś wszyscy dookoła mieli go za idiotę.
–
Nic tu po nas – powiedział. – Możemy się zbierać. Reszta skończy.
–
Brzmisz tak, jakby nagle moje towarzystwo ci odpowiadało – odparła z kpiną.
Spojrzał
na nią. Przyglądała mu się od kilku chwil. Nie sądziła, że Squalo może tak
wyglądać. Jego włosy wciąż były w nieładzie i w jasnym świetle poranka wyglądał
jeszcze bardziej przystojnie i ludzko niż kiedykolwiek. A przecież przed
kilkoma minutami z zimną krwią mordował wrogów. Zawsze ją to zastanawiało. Ona
została tak zaprogramowana przez tysiące godzin katorżniczych treningów, on był
zwyczajnym, wkurzającym gnojkiem. A jednak chwilami nie mogła oderwać od niego
spojrzenia i oczyścić myśli. Wkurzało ją to, bo jego z całej Varii najtrudniej
było rozgryźć.
–
Chyba proszę, żebyś mi zaufała – powiedział.
–
Tobie? – Uniosła brew. – Zostało mi jeszcze trochę zdrowego rozsądku.
–
Wątpię – prychnął. – Ale proszę bardzo, łaski bez. Z ciuchami na zmianę też się
pożegnaj.
It’s like I never had a chance
We’re doing a dangerous dance
Zostawił
ją na balustradzie, klnąc pod nosem. Próbował być miły, zakopać pomiędzy nimi
topór wojenny, ale najwyraźniej Vivian miała to gdzieś. Dobra, może być i tak.
Nie będzie się nią więcej przejmować. Niech sobie durny Boss sam z nią jeździ
na misje, skoro ją sobie odchował do roli przeklętej femme fatale.
Dogoniła
go przy samochodzie i zaraz porwała torbę z ubraniami. Obserwował ją, jak
wciąga spodnie, a potem beztrosko zrzuca suknię. Bezczelnie prowokowała każdy
ruchem. Działała na męską wyobraźnię i pewnie zdawała sobie z tego sprawę. Mógł
zacisnąć tylko zęby i udawać, że nie robi na nim wrażenia. Jak to jest, że nawet
rozczochrana wygląda dobrze?
–
Zrób coś z tymi kłakami, bo aż wstyd się z tobą gdziekolwiek pokazywać –
zakpiła.
–
Nie twój interes.
–
Mój, w końcu chcesz, żebym wsiadła do twojego samochodu. – Wystawiła mu język.
Warknął
pod nosem przekleństwo. Sama nie wyglądała lepiej, a ma czelność go krytykować.
Co za mała męda. Robiła to specjalnie, żeby go wkurzyć. Każdy jej gest o tym
świadczył.
Nie
spodziewał się, że Vivian przeskoczy przez maskę samochodu i wplecie palce w
jego włosy.
–
Co ty wyprawiasz?! – wrzasnął, odsuwając się gwałtownie.
Nie
pozwoliła mu uciec, pociągnęła go z powrotem za włosy i wbiła palec pomiędzy
jego żebra z diabelskim chichotem. Warknął na nią, lecz się tym nie przejęła,
zwracając uwagę jedynie na białe pasma. Parę sprawnych ruchów później zdawało
się, że zostały rozczesane.
–
Od razu lepiej – stwierdziła z zadowoleniem. – Przynajmniej wyglądasz na
przystojnego. – Zaśmiała się, wzbudzając jeszcze większy gniew u Squalo.
And I know in the morning we’ll be
Nothing more than each other’s enemy
Tak
inny poranek. Chłód nocy, delikatna, nieśmiała wręcz łuna świtu, szare bloki
Karakury. I Vivian wychodząca nieśpiesznie z jednego z nich z uśmieszkiem
zadowolenia na ustach. Wspomnienie, które napłynęło nie wiadomo, skąd i po co,
nie zepsuło jej tej chwili triumfu.
Odwróciła
głowę i spojrzała w okno Hisagiego. Nie widziała go. Może spoglądał na nią
ukradkiem schowany za framugą, a może leżał w łóżku pokonany i wściekły, że nic
nie może zrobić. To i tak lepsze niż śmierć, powinien docenić jej gest. Do tego
nie mógł narzekać na poprzedni wieczór, doskonale wiedziała, co robiła i robiła
to dobrze. Nie każdemu dany był ten zaszczyt.
–
Keep your enemies close...
– zanuciła z chichotem.
Uwielbiała
tę robotę. Co z tego, że Hisagi wie, kim są i co tu robią? To tylko dodaje
smaczku całemu przedsięwzięciu, a on nie ośmieli się znów drążyć, kiedy ma tak
blisko wrogów. Nie miał szans w tej batalii.
Vivian sobie pogrywa z kolegą, ale w tym chyba jej urok.
OdpowiedzUsuńDość krótko i nie za wiele mogę napisać poza tym, że mi się podobał. Pożegnaj Jutro ma swój klimat, ten fragment się w niego wpasowuje.
Pozdrawiam! :)