Babcia już czekała w domu z pierogami z
jagodami i wiejską śmietaną. Dziadek siedział w cieniu na ławce przystanku PKS
i czekał przysypiając od czasu do czasu. Było piękne, letnie popołudnie. Jak to
w bajkach.
Autobus
z duszą męczennika zahamował w zatoczce przystanku z piskiem wszystkich swoich
mechanicznych wnętrzności. Bez wdzięku, ale z wielkim hukiem otworzyły się przednie
drzwi wiekowego pojazdu. Z brzucha zakurzonego, starego auta wyłoniła się
najpierw ruda czupryna, a zaraz po niej reszta wesołego dziewczęcia. Autobus
kaszlnął chmurą spalin, jakby wydarto z niego ostatnią radość życia i pojękując
wytaszczył swoje cielsko na rozmywający się w słońcu asfalt.
Dziadek
rozpromieniony widokiem wnuczki zapomniał o artretyzmie i aż podskoczył z
radości. Tu należy się pewne wyjaśnienie, ponieważ czytelnik mógłby zobaczyć
oczami wyobraźni staruszka, który fika koziołki. Nie! Dziadek podskoczył w
sensie mentalnym, a w rzeczywistości tupnął zdrowszą nogą. Za to dziewczynka (lat trzynaście i pół)
biegała wokół niego jak fryga i co chwila całowała dziadka w oba, pomarszczone
policzki. Wreszcie zarzuciła plecak i
ruszyli w drogę do domu, bo tam babcia, pierogi i wszystkie te wspaniałości,
których w mieście nie uświadczysz…
mmmm….
Zosia od trzech lat sama przyjeżdżała na
wieś do dziadków na połowę wakacji. Kiedyś przyjeżdżała z rodzicami, ale gdy
miała dziesięć lat powiedziała:
-
Mamo, a może bym tak sama do dziadków sobie na wakacje jeździła?
- O!
A dlaczego tak? – zdumiała się mama.
- Mam
tam koleżanki i kolegów i się z nimi bawię całe dnie, a ty z tatą się w tym
czasie nudzicie.- ciągnęła w zamyśleniu Zosia.
Mama
prawie parsknęła śmiechem, ale wytrzymała i była z siebie dumna.
- A
co byśmy mieli robić z tatą w tym czasie, gdy ty będziesz u dziadków?
-
Byście mogli sobie jechać na swój urlop! – oznajmiła z dumą dziewczynka.
- Cóż
– zastanowiła się kobieta, bo pomysł nie był taki zły. – Przemyślę to,
porozmawiam z tatą i wspólnie podejmiemy decyzję. Tylko, czy dziadkowie się
zgodzą?
- Już
się zgodzili! – palnęła Zosia.
-
Jako to?
- Oj…
- dziewczynka zapłonęła na policzkach żywym jak płomień rumieńcem.
- Ty
już wszystko z nimi ugadałaś, tak?
-
Tak..- bąknęła Zosia, nie patrząc na mamę.
Ale
mama nie była zła, bo zaczęła się śmiać i tylko potargała zadziornie czuprynę
swojej córki.
I
tego samego roku po raz pierwszy sama wyruszyła w podróż do wsi Smoczyce.
Na wsi było bosko! Zosia uwielbiała te
klimaty i zawsze powtarzała, że jak już wszystkiego się nauczy w szkołach, to
tutaj będzie mieszkać. Babcia się śmiała, ale w duchu miała nadzieję, że tak
właśnie się stanie. Dziewczynka była bardzo sympatyczna, otwarta i wesoła,
dlatego miała w Smoczycach wiele koleżanek i kolegów. Czasem się mijali jak to
w wakacje. Ten jedzie do cioci, tamten nad morze, a jeszcze inny do babci w
Warszawie. Dziadek powiedział, że we wsi
z dzieciaków jest tylko Ala i chyba widział wczoraj Darka. Reszta jeszcze na
kanikułach. Zosia klasnęła w dłonie z zachwytu, bo Alę lubiła najbardziej!
Tego samego wieczoru już siedziała z Alą na
werandzie jej domu. Gadały jak najęte jedna przez drugą, bo przecież cały rok
się nie widziały i trzeba było nadrobić zaległości. Popijając chłodną maślankę
i odganiając się od komarów, które zaczęły atakować szturmem usłyszały szuranie
po żużlowej drodze za domem. Zosia spojrzała pytająco na Alę.
- Co
to?
-
Stara Gabrycha idzie w góry.- wzruszyła ramionami Ala.
-
Aaa, zupełnie o niej zapomniałam. – uspokoiła się Zosia. I nagle cos jej
zaświtało w głowie.
-
Ala… a ty wiesz, gdzie ona tak chodzi?
-
Tata mówił, że odkąd pamięta, to Gabrycha chodzi wieczorem w góry. Lato, czy
zima.
-
Ciekawe… - zamyśliła się Zosia. – Ala? Aaaa… czy ty nigdy nie byłaś ciekawa PO
CO ona tam chodzi?
-
Pewnie, ze byłam! Nawet chciałam kilka razy za nią iść po cichu, ale ona zawsze
mnie zauważyła i przepędziła. Krzyczała, że powie rodzicom i się wystraszyłam. –
żachnęła się dziewczyna.
-
Nooo, to wiadomo! Też bym nie poszła dalej! – udobruchała koleżankę Zosia.
-
Sama widzisz. –westchnęła z rezygnacją Ala.
-
Ala… a gdyby tak.. gdyby tak coś do Gabrychy przywiązać? Nitkę, albo kłębek
wełny i pójść później, jak będzie widno po tej nitce…co? – drążyła temat Zosia.
- Jak
to niby zrobimy?
-
Taaaak…jaaaak..- przeciągała w zadumie Zosia – jak by to… ?
-
Gabrycha zawsze niesie ze sobą torbę, taką dużą. Może by tam czegoś nasypać?
-
Taaak.. – przeciągała znów Zosia –
jaaaaak..
-
Zosia, dajmy sobie spokój, to głupie. Ojciec się dowie i będę miała szlaban na
resztę wakacji. – wystraszyła się nagle Ala.
-
Dobra, dobra! Rzeczywiście. Nie ma sensu się zajmować jakąś starą wiedźmą!
-
Właśnie! – Ala odetchnęła z ulgą i wróciły do zwyczajnej paplaniny dziewczęcej,
aż babcia Zosi i mama Ali nie zawołały ich do domu.
***
Tej nocy Zosia nie mogła zasnąć.
Obmyślała plan za planem, ale żaden nie był do końca dobry. Usnęła wreszcie,
jednak nawet we śnie nawiedziła ją stara Gabrycha, wygrażająca pogiętym
kosturem. Zosia obudziła się wystraszona, ale właśnie wtedy postanowiła
ostatecznie odkryć tajemnicę Gabrychy! Zasnęła tym razem spokojnie.
Rano, przy śniadaniu zaczęła podpytywać
babcię o starą Gabrychę. Opychając się ciepłymi bułeczkami z masłem i miodem,
popijając pysznym kakao z pełną buzią zagadnęła:
-
Baciu, moesz mi cosz powiedżesz o tej sztarszej pani?
Babcia
ze zgrozą spojrzała na wnuczkę.
-
Zosieńko! Przełknij i dopiero powiedz, bo nic nie rozumiem. Ależ brzydko!
Zosia
spiekła raka. Zjadła i już kulturalnie zapytała:
-
Przepraszam, babciu! Ale śniła mi się dzisiaj ta starsza pani i chciałam
zapytać, co możesz o niej mi powiedzieć.
Babcia
przysiadła obok wnuczki. Popatrzyła w okno i zamyśliła się chwilę.
-
Hm.. A wiesz, że niewiele o niej wiem. Jest dużo starsza ode mnie. Przyznam, że
odkąd pamiętam pani Gabriela zawsze była starszą panią… Hm..a przecież i ja do
młódek nie należę, cóż nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Pani Gabriela tak
się wpisała w krajobraz naszej wsi, że jest jego nieodłącznym elementem. Stałym
punktem. Taaaak…
O! –
pomyślała Zosia. – Już wiem po kim odziedziczyłam to przeciąganie wyrazów! Ha!
Tymczasem babcia nadal patrzyła w okno w zadumie.
- A
po co ona chodzi w góry?- pytanie wnuczki wyrwało kobietę z zamyślenia.
-
Och! Dziecko drogie! Niech wam nie przychodzi do głowy za nią chodzić! To
starsza, biedna i nieszczęśliwa kobieta. Podobno kiedyś miała syna, który
właśnie w tych górach zginął. Tylko nikt nie pamięta kiedy to było i jak to się
stało. Dajcie jej spokój. Dajcie jej spokój…
Babcia
zaczęła krzątać się po kuchni. Przestawiała garnki i talerze z miejsca na
miejsce. Zosia skończyła jeść i chciała pozmywać, ale babcia tylko pacnęła ją
nieodłącznym swoim atrybutem, czyli ścierką do naczyń i wygnała na
podwórko.
Przez kilka następnych dni Zosia
prowadziła intensywne obserwacje poczynań starszej pani Gabrieli. Znała już jej
rozkład dnia, co i o której robi, i o której wychodzi w góry.
***
Jak
zwykle wieczorem dziewczyny siedziały na ganku domu Ali. Zajadały słoneczniki.
- Coś
ty dziś taka milcząca? – zapytała Ala.
-
Eee, nic. Tak mi się coś gadać nie chce.- niby od niechcenia powiedziała Zosia.
Chciała wszystko od razu opowiedzieć Ali, jednak wiedziała, że nic to nie da.
- To
dziwne trochę! – Ala była oazą spokoju i taktu. Nigdy nie była wścibska, nie
zazdrościła i nie mówiła na nikogo nic złego. Tak była ta dziewczyna.
- Nie
dziwne, tylko co tu gadać. Cały czas myślę o tej starej. Nie mogę przestać. –
westchnęła teatralnie Zosia.
-
Ojej, a ja myślałam, ze ci przeszło!
- Nie! Właśnie, że nie! - Zosia udała, ze się dąsa.
- Zosiu, no dobrze i coś wymyśliła?
Acha! Uradowała się w myślach Zosia. Złapałam ją!
- A wymyśliłam, pójdę za nią. Muszę się dowiedzieć.
- Oj, no to idź. I tak
daleko nie zajdziesz. Wyczuje cię i tyle.
- Może jednak mi się uda! Kryj mnie przed babcią!
***
Następnego wieczora,
około godziny osiemnastej Zosia spakowała swój plecak, założyła traperki i po
cichu wymknęła się z domu. Wiedziała, że
za godzinę stara Gabrycha wyruszy w swoją codzienną wędrówkę. Musiała ją
wyprzedzić. Dobrze wydedukowała, że jeśli kobieta od lat chodzi tą samą
ścieżką, to jest ona wydeptana i łatwo będzie trafić do tajemniczego miejsca.
Nie myliła się. Dróżka była wyraźna, chociaż bardzo wąska i
kręta. Zosia doszła do połowy góry. Nagle ścieżynka się rozdwoiła. Dziewczynka
właśnie tu postanowiła zaczekać na starą Gabrychę. Usiadła niedaleko w krzewach
wysokich jagodzin. Było cicho i pięknie. Las pachniał tak słodko, tak miodowo,
aż w głowie się kręciło. Zosia poczuła się szczęśliwa. Uśmiechała się sama do
siebie. Nagle na drodze usłyszała znajome szuranie. Stara kobieta zbliżała się
do rozwidlenia dróg. Zosia wychyliła głowę. Kobieta poszła w prawo. Dobrze
jest! Odczekała jeszcze kilka chwil i, gdy staruszka zniknęła za zakrętem
ruszyła za nią.
Słońce chyliło się już ku zachodowi. Piękna, amarantowa
poświata okryła szczyty gór. Las pachniał jeszcze intensywniej. Nagle droga skręciła w lewo. Las się skończył
i oczom dziewczynki ukazała się górska polana, kamienna, bez źdźbła trawy. Kończyła
się nad urwiskiem za ogromna ścianą skał. I właśnie wtedy ją zobaczyła…
Stara Gabrycha przemawiała do skał! Wyjęła coś z torby i trzymała na wyciągniętej dłoni. Cały czas coś
mamrotała pod nosem. Nagle ziemia zadrżała. Rozległ się pomruk, jakby kamienna
lawina miała zejść z gór. Zosia wystraszona przykucnęła. To, co zobaczyła
chwilę później..
Skała się
rozstąpiła i z jej wnętrza wysunęła się głowa ogromnego gada! Stworzenie to
miało łuski, które mieniły się wszystkimi kolorami świata. Przypominało
jaszczurkę lub dinozaura, ale nie widać było zębów. Wyraz pyska miało łagodny i
jakiś taki… mądry. Pośrodku jego czoła błyszczała ogromna gwiazda lśniąca jak
samo słońce. Gad wychodził powoli z groty i zbliżał się do staruszki jak do
matki. Dotknął pyskiem jej dłoni. Gabrycha uśmiechnęła się do stwora łagodnie i
położyła rękę na jego nosie. Zosia widziała już połowę gada. Był piękny!
Okazało się, że łuski pokrywały tylko jego głowę. Tuż za szyją gad pokryty był
błękitną skórą, na której widać było jakieś wzorki, litery, cyfry a niekiedy
obrazy. Wszystko wydawało się być żywe i ruchome. Dziewczynka patrzyła zaczarowana. Nagle gad
odwrócił się w jej stronę i zaczął węszyć jak psiak. Zosia wystraszyła się nie
na żarty, ale na ucieczkę było za późno. Staruszka również spojrzała w jej
stronę. Gad pochylił głowę i w tym momencie Zosia poczuła, że musi do niego
podejść. Wstała i jak zahipnotyzowana doszła do stwora. Nie bała się. Patrzyła
zafascynowana w jego ogromne, śliczne, prawie ludzkie oczy. Czuła przenikające ją
dobro i spokój. Gad patrzył na
dziewczynkę jakby z rozbawieniem, bez cienia złości. Dopiero teraz Zosia
przypomniała sobie o starszej pani. Z obawą zerknęła w jej stronę, ale na
twarzy kobiety również dostrzegła dobrotliwy uśmiech.
- Tak myślałam, że to będziesz ty. Ja już jestem stara, a
Divina nie może być sama. – odezwała się ciepłym głosem Gabriela.
- Ale kim ona jest? – osłupiała z zachwytu i nieco
zdezorientowana zapytała Zosia.
- To odwieczna istota, która była tu przed wszystkimi
stworzeniami na ziemi. Czuwa nad energią naszego świata, by nasza arogancja go
nie zniszczyła. Nasz świat jest tylko małą częścią wszechświata, ale jest jego
elementem, puzzlem, którego nie może zabraknąć w całej układance.
Zosia przyjrzała się z bliska stworowi. Divina miała historię
całej cywilizacji ukrytą na swojej skórze. Co chwila pojawiały się na niej
obrazy z przeszłości jak hologramy.
- Pani Gabrielo, ale dlaczego pani tu przychodzi?
- Niedługo ty przejmiesz moją rolę. Ja jestem już stara i
zmęczona. Divina musi mieć kontakt choćby z jednym człowiekiem, ale ten
człowiek musi mieć czyste serce i otwarty umysł. Ty taka jesteś. Nasz czas,
czas człowieka jest zapisany na jej skórze.
Przyszłość naszego świata również. Trzeba dbać o Divinę jak najdłużej,
by odwlec to, co nieuniknione, ale nieopisane w czasie.- łagodnie mówiła
staruszka.
Zosia w jednej chwili zobaczyła swoją przyszłość wpisaną w
życie Diviny. Nie, jeszcze nie, jeszcze nie teraz, ale wróci tu i zastąpi
Gabrielę. Przez jej mózg przebiegły całe filmy z przeszłości ludzkości.
Zadrżała. Noc już zakrywała szczyty gór, więc staruszka szepnęła;
- Na nas już czas. Pokłoń się Divinie.
Zosia posłusznie dygnęła przed gadem. Divina mruknęła cicho i
skinęła ogromnym łbem w ich stronę. Po chwili zniknęła w otworze skały, która
zaczęła się zamykać jak ściana Sezamu…
Gdy schodziły z góry starsza kobieta opowiedziała historię
Diviny, ale to już zupełnie inna historia. W każdym razie zakończyła w te
słowa:
- I tak cała ludzkość przepadnie,
zginie i dopiero za kilka milionów lat ponownie się pojawi na tym świecie.
Wszystko zacznie się od początku.
- Dlaczego? – zapytała Zosia, a łzy cisnęły się jej do oczu.
- Tacy jesteśmy. – westchnęła staruszka.
- Więc, gdzie jest zapisany nasz koniec?
- Jeśli nadal będziemy maltretować Matkę Ziemię i sami
siebie, to nasza przyszłość zapisana jest tuż pod ogonem Diviny…
Była już ciemna noc, gdy obie zeszły do doliny…
Dobranoc państwu i miastu…
Październik 2017
MAG
Czytam :) Już początek mnie zaczarował - autobus rusza się dokładnie jak ja, mogę z nim przybić żółwika. Wciągnęło mnie, mimo, że widać, że napisałaś to na szybko. Ale taki urok tego wyzwania. Czytam, czytam, sama już padam z ciekawości, co robi Gabrycha w górach, a tu buuuum, Gabi ma schadzkę ze smokiem! Jeeeee! I to nie byle jakim smokiem. Trochę zakończyłaś jakbyś obierała fasolkę szparagową i by ci się za wiele ucięło. Ale podoba mi się! Liczę na kontynuację, bo opowiadanie aż się prosi, żeby je rozwinąć. Dziewczyny mogą mieć cudne przygody. Np. Ali może wspomnienie wyblaknąć w pamięci, skończy studia i nagle świat zacznie się kończyć? Cudny potencjał w tym jest.
OdpowiedzUsuńHa ha! Ucięłam z premedytacją. Reszta rozmowy między starą Gabrychą a dziewczynką toczyła się w drodze powrotnej. Nie szłam już z nimi, bo by mi się fasolka przypaliła.. ;)
OdpowiedzUsuńJa tu tylko z taką informacją - pisze tekst na dzisiaj i tak się składa, że mój bohater ma wpisane w tekście nazwisko DIVINA! Boże, czy my dwie mamy jakieś połączenie podświadomości? Nie wiem, ale musiałam się tym podzielić.
OdpowiedzUsuńDo tekstu jeszcze wpadnę ;)
Pozdrawiam!
No i przeczytałam całość. Jestem pod wrażeniem tego, jak schludnie stworzono ten tekst. Dobra narracja, odpowiednio tempo akcji, ta tajemnica Gabrieli i jej rozwiązanie - strzał w dziesiątkę! Może reakcja Zosi nie do końca pasuje mi jak na reakcję trzynasto-, prawie czternasto-, latki (spodziewałam się pisku lub okrzyku, który rozniósłby się echem po okolicy), to tekst przypadł mi do gustu.
UsuńPozdrawiam :)
Fajny ten tekst. Taka ładna opowieść, którą można opowiedzieć w czasie ciepłego wieczoru przy ognisku. Zaś początek z tą wsią i w ogóle. Jakoś tak nostalgicznie się zrobiło.
OdpowiedzUsuń