Jak
dla mnie Eun jest trochę naiwna, ale niech ma trochę radości w swojej pracy.
Możliwy kiedyś ciąg dalszy, o ile będzie okazja.
Nie każdy lubi pracę, którą wykonuje. Można by mu
powiedzieć, że przecież może ją zmienić. No właśnie ta zmiana może nie być taka
prosta, jeśli brak kwalifikacji lub umiejętności, a nie ma okazji, by w dość
szybkim czasie je podnieść. Wówczas tkwi się w robocie, która jedynie nuży albo
doprowadza do załamania nerwowego. Co wtedy robić?
Eun miała na to sposób. Nie przepadała za tym, że musi pracować jako ochroniarz, jednak mając ukończoną tylko szkołę średnią i posiadając czarny pas w karate, i tak mogła uznać się za szczęściarę. W chwilach, kiedy miała już naprawdę dość ciągłej obserwacji i pilnowania, czy nic i nikt w otoczeniu nie zagraża jej pracodawczyni, szła na siłownię, tam dała upust niszczącym ją emocjom. Ćwiczyła także podczas zagranicznych wyjazdów - wołała nie wypaść z formy, a przez godzinę jej szefowej siedzącej w pokoju przy szklance szkockiej nic nie powinno się stać, zwłaszcza że miała jeszcze jednego bodyguarda. Była bezpieczna, a Eun mogła w tym czasie dojść do ładu ze swoimi myślami.
Tym razem nie mogło być inaczej. Przyleciały do Włoch wczesnym rankiem i od razu ruszyły do swoich pokoi. Dały sobie czas na rozpakowanie i prysznic, później zjadły razem z drugim ochroniarzem lekki lunch, po czym Eun i Wayne dostali czas wolny. Ona postanowiła wykorzystać go na aktywność fizyczną, on natomiast został w pokoju, by w razie czego być blisko szefowej. Nic nie powinno się wydarzyć, a nawet gdyby, Eun miała ze sobą pager, szybko biegała i zawsze była chętna, by skopać czyjś tyłek. Takie zabezpieczenie pozwalało jej szefowej czuć się dość bezpiecznie w każdym miejscu i o każdym czasie.
Hotelowa siłownia była prawie pusta. Prawie, bo poza ochroniarz na jednym z urządzeń ćwiczył niski mężczyzna koło siedemdziesiątki. Z pomarszczoną twarzą i zwisają skórą przedramion nie wyglądał najlepiej, jego nogi były chudsze niż nogi Eun, mimo to dawał z siebie, ile mógł. Nieważne było, że prawie przegrywa ze sprzętem, jedynie lejąc z siebie pot, a nie tworząc mięśni, liczyło się to, że nadal jest sprawy. Nie każdy w jego wieku mógł się tym szczycić.
Eun przeszła obok mężczyzny, uśmiechnęła się do niego przyjaźnie i zbliżyła do drugiego końca sali, gdzie znaleźć można było kilka różnych worków bokserskich. Rytmiczne uderzanie w nie podczas jednoczesnego skakania na nogach za każdym razem budziło w niej niezwykłe pokłady adrenaliny, jak i pozwalało na pozbycie się nadmiaru skrywanej agresji. Kobieta dobrze wiedzała, że lepiej nie ćwiczyć, chcąc pozbyć się stresu i złości, bo zdaniem naukowców daje to gorsze efekty niż podczas ćwiczeń w dobrym nastroju, niemniej lepiej czuła się, kiedy maltretując własne ciało, wyrzucała z siebie to, co ją od środka niszczyło.
Obwiązała dłonie taśmą, którą brała ze sobą, kiedy tylko opuszczała dom na dłużej niż dwa dni, po czym zaczęła rozgrzewkę. Z doświadczenia wiedziała, że nigdy, pod żadnym pozorem, nie wolno o niej zapominać - wciąż co jakiś czas wracało do niej wspomnienie kontuzji, której nabawiła się jako piętnastolatka. Wyskok pod kosz po olanej rozgrzewce doprowadził ją do bólu i jednoznacznej diagnozy. Skręcenie stawu skokowego. Nie mogła ćwiczyć przez trzy kolejne miesiące, a jej kolano zostało poddane działaniom maści i ochronie ściągacza. Nie potrafiła nawet dobrze się schylić, by nie poczuć przy tym bólu. Dlatego po powrocie do aktywności fizycznej pilnowała się, byle tylko czegoś znowu sobie nie uszkodzić. Przez ponad dekadę jej się to udawało, miała nadzieję, że nic złego nie przydarzy jej się także podczas pobytu w słonecznej Italii.
Po kilkunastu minutach intensywnego pobudzania mięśni do ruchu przystąpiła do mierzenia się z workiem bokserskim. Kątem oka zarejestrowała, że starszy pan właśnie opuszcza siłownię, nie mając przy tym za ciekawej miny. Może coś mu się stało? Nie zdążyła go o to zapytać, bo trzasnęły za nim drzwi. Została sama.
Przez chwilę boksowała w zupełnej ciszy, ta jednak zaczęła działać jej na nerwy. Zatrzymała worek i rozejrzała się wokół. Nie wydawało jej się, by ktoś miał się tu w najbliższym czasie zajrzeć, mogła więc zrobić jeszcze jedna rzecz, która pomagała jej podczas ćwiczeń. Nabrała powietrza i zaśpiewała pierwszy wers Eye of the Tiger, piosenki, która napędzała ją jak nic. Nie była zbyt wielką fanką Rocky’ego, ledwie przebrnęła przez wszystkie filmy, mimo to uwielbiała soundtrack, który stał się jej ulubionym podczas ćwiczeń.
Pierwsze zdanie było ciche, przy kolejnym zaczęła się rozkręcać, aż w końcu śpiewała, ile sił w płucach. Przecież nikt nie mógł jej słyszeć.
Och, jak bardzo się myliła. Ale skąd mogła wiedzieć, że akurat gdy zaczęła śpiewać refren, za drzwiami zaczaił się pewien młody mężczyzna? Nie była jasnowidzem, więc można jej to wybaczyć.
Stał przy drzwiach i wsłuchiwał się w piosenkę. Nie widział osoby, która ją wykonywała, niemniej z całą pewnością mógł stwierdzić, że osoba ta posiada naprawdę dobry głos. Właściwie to dawno nie słyszał tak czystych dźwięków. Może było to nierozsądne, poczuł jednak, że musi poznać osobę, która właśnie śpiewa jedną z jego ulubionych piosenek.
Cicho otworzył drzwi i przestąpił próg, dość szybko jego wzrok natrafił na wykonawczynię covera wielkiego przeboju Survivor. Zdziwił się, że kobieta nie tylko śpiewa, ale też jednocześnie skacze wokół worka, jakby chciała zadać decydujacy cios. Do tej pory nie spotkał nikogo, kto w trakcie aktywności fizycznej śpiewałby tak czysto. No, może poza Beyonce. Ale ona miała odpowiedni, ojcowski trening.
Podszedł bliżej, wciąż starając się zachowywać cicho, byle tylko za szybko nie dać znać o swojej obecności. Obserwował ją i nie mógł ukryć podziwu malującego się na twarzy. Była naprawdę dobra, uzdolniona zarówno wokalnie, jak i w pracy nóg. Jakby urodziła się ze skakanką w rękach.
Był nią w wpatrzony i całkowicie zasłuchany. W tej chwili idealnie ukazywał, jak wygląda człowiek oderwany od rzeczywistości.
Eun powoli dochodziła do ostatnich słów piosenki, a kiedy te rozbrzmiały, wyśpiewane z całych sił, wykonała pełen gracji półobrót i zaserwowała workowi potężne uderzenie nogi. Ten zachwiał się, a łańcuch, na którym wisiał, wydał z siebie donośny jęk.
Nim o tym chociaż pomyślał, mężczyzna zaczął klaskać, by wyrazić swoje uznanie dla tego przeznaczonego dla nikogo występu. Eun aż się wzdrygnęła, przestraszona spojrzała na nieznajomego.
- Przepraszam - odezwała się twardo, chcąc zamaskować lęk i ukryć zaniepokojenie. - Kim jesteś? I jak mnie tu znalazłeś?
Nauczyła się tego zapytania, oglądając obsesyjnie kilkadziesiąt razy w ciągu jednego bezrobotnego miesiąca Zaplątanych. Używała go w pracy za każdym razem, kiedy ktoś ją zaczepiał w nowym miejscu. Budziło to zażenowanie i niepokój u zaczepiającego, który dość szybko się zmywał. Ten mężczyzna jednak nadal stał kilka kroków od niej i nie spuszczał z niej wzroku. Zapytała więc ponownie.
- Kim jesteś? I jak mnie tu znalazłeś?
Zmieszany odchrząknął i uśmiechnął się przyjaźnie. Pozostała nieufna.
- Dzień dobry. Przepraszam, że przeszkadzam, ale śpiewałaś tak ładnie, że musiałem cię poznać. - Zaczerwienił się, a w duchu zganił za taką bezpośredniość. - Jestem Dylan Horn, pracuje w tym hotelu jako nocny recepcjonista, a przyszedłem tu trochę się odprężyć podczas ćwiczeń. Przepraszam, jeśli w czymś pani przeszkodziłem.
Nie wydawał się jej zagrażać, prześwietlając ją wzrokiem z góry na dół nie znalazła miejsca, gdzie mógłby ukryć broń - krótkie spodenki i t-shirt nie dawały miejsca, by gdzieś wcisnąć pistolet. Nie miała jednak pewności, czy nagle nie rzuci się na nią z pięściami. Postanowiła zachować ostrożność podczas bycia dla niego miłą.
- Nie szkodzi. Jestem Eun, właśnie kończę ćwiczenia. - To było kłamstwo, właściwie jeszcze dobrze nie powalczyła z workiem, wciąż nosiła w sobie pewne pokłady złości, które wypadało z siebie wyrzucić. Mimo to odsunęła się od jednego z worków, by ją nie kusił, i zaczęła odwiązywać taśmę z dłoni. - W każdym razie miło było poznać.
- Proszę zaczekać! - Dylan zrobił krok w jej stronę. - Nie chciałabyś się ze mną zmierzyć w walce wręcz?
- Uniosła brew.
- Słucham?
- Nie chciałabyś się ze mną zmierzyć?
Parsknęła śmiechem i zaprzestała wykonywania czynności.
- Niby dlaczego bym miała? Przecież nawet cię nie znam.
Uśmiechnął się zaczepnie.
- A co, boisz się takiego rywala jak ja? - zaśmiał się z własnego żartu, po czym zaintonował: - Raising up to challenge of our rival…
Zastanowiła się przez chwilę. Już od miesięcy nie miała okazji zmierzyć się z jakimkolwiek sprarringpartnerem poza kolegą z pracy, mała odmiana nie powinna jej zabić.
- Zgoda. Ale nie ma gryzienia, szczypania czy lizania. Zrozumiano?
Wyciągnął dłoń w jej stronę.
- Zgoda. Zaczynamy?
Niepewnie uścisnęła jego rękę i poczuła, jak ciągnie ją w swoją stronę, by wykorzystać jej ciężar przeciwko niej. Uśmiechnęła się pod nosem. Przygoda z uwalnianiem złości właśnie się zaczęła.
Ale fajny tekst!
OdpowiedzUsuń„Nie ma gryzienia, szczypania czy lizania” mnie rozwaliło :)
Moje marzenie - sprawna fizycznie niewielka osóbka z anielskim głosem. Ehhhhh, niestety wzrostu ani strun głosowych się nie wybiera xD
Fajny tekst, choć Eun rzeczywiście nieco niemrawa, jakby nie do końca wiedziała, kim chce być. A może to Ty nie do końca wiesz, jaka być powinna. Ciekawa jestem, jak rozwinęłaby się sytuacja później.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam