Wszystkie
kłopoty zaczęły się z początkiem naszej wycieczki szkolnej. Ostatniej
wycieczki, póki wszyscy byliśmy jeszcze licealistami. A może przesądzone były z
góry już dawno? Teraz siedzieliśmy na skraju lasu, oglądając wschód słońca i
kontemplując nasze życie. Ale nie umiałam znaleźć odpowiedzi na pytanie „co
poszło nie tak?”
Spojrzał na mnie. Jego gęste włosy porastające jego zakończone kopytami nogi wciąż były w nieładzie i w jasnym świetle poranka wyglądał jeszcze bardziej przystojnie i ludzko niż kiedykolwiek.
– Chyba proszę, żebyś mi zaufała – powiedział, spoglądając na swój merdający ogon.
– Chyba? – zdziwiłam się, patrząc na niego krytycznie.
– No… Tak mi się wydaje – wybąknął i podrapał się po głowie. – Wiesz, że teraz jest trochę inaczej, ale to nic nie zmienia w naszych relacjach.
– No co ty?
Spojrzał na mnie. Jego gęste włosy porastające jego zakończone kopytami nogi wciąż były w nieładzie i w jasnym świetle poranka wyglądał jeszcze bardziej przystojnie i ludzko niż kiedykolwiek.
– Chyba proszę, żebyś mi zaufała – powiedział, spoglądając na swój merdający ogon.
– Chyba? – zdziwiłam się, patrząc na niego krytycznie.
– No… Tak mi się wydaje – wybąknął i podrapał się po głowie. – Wiesz, że teraz jest trochę inaczej, ale to nic nie zmienia w naszych relacjach.
– No co ty?
– Ale nadal jestem twoim przyjacielem.
– Tylko że z rogami, kopytami i owłosionymi nogami – prychnęłam, wywracając oczami. – Nie masz wrażenia, że to trochę komplikuje sprawy?
– Zaraz tam… Komplikuje.
– A nie? Zgubiliśmy się w obcym lesie przez ciebie! – krzyknęłam rozeźlona jego ignorancją. Zawsze cwaniakował i udawał, że ma na wszystko wyjebane, ale to już przesada. – Dobrze wiesz, że powinieneś unikać sytuacji stresowych, bo one powodują, że przemieniasz się w… To – dokończyłam, taksując go wzrokiem jak gimnazjalistka.
– Powiedziałaś to, jakbym się zmieniał w coś oślizgłego – naburmuszył się. – A ja jestem Satyrem. Rozumiesz? Satyrem.
– No właśnie. Do licha ciężkiego. Zmieniasz się w Satyra, za każdym razem jak się zestresujesz. Nie mogłeś się zmieniać w wilkołaka albo cokolwiek innego co jest… Cool?
– Satyry są „cool” – mruknął, patrząc na mnie spod przymrużonych powiek.
– Jeszcze dwa tygodnie temu nie miałeś nawet pojęcia, że istnieją. A tym bardziej że jesteś jednym z nich.
Pogrążyłam
się w myślach. Nie siedzielibyśmy w lesie z dala od naszego lokum, gdyby Peter
nie zaczął się popisywać. Jest lubiany, ale trochę naiwny. Kumple go podpuścili,
żeby zagadał do Angeli.
– No
dawaj, stary! – padło i jeden z chłopaków klepnął go między łopatkami. – To twoja
ostatnia szansa.
– No ba –
mruknął Peter, szczerząc się łobuzersko.
To
zwiastowało kłopoty.
– Jesteś
pewien? – zapytałam niepewna jego planu. – Wiesz, że możesz się…
– Nie
strasz go. Peter zwali ją z nóg.
– No.
Gorzej, jeśli dosłownie – skwitowałam, patrząc na niego wymownie. Wiedział, co
mam na myśli. – Bierz ją, ogierze…
Popatrzył
na mnie i zmrużył oczy. Siliłam się na uśmiech, ale miałam złe przeczucie. Obserwowałam
jak oddala się w kierunku Angeli – siedziała na ławce ze swoimi dwiema
przyjaciółeczkami – i próbowałam zrozumieć, co oni w niej widzą. Była taka
popularna. No dobra, może i była ładna. Ale wygląd to nie wszystko, a
przynajmniej chciałabym w to wierzyć.
Naciągnęłam
kaptur bluzy na głowę i oparłam się o ogrodzenie. Wszyscy – czyli ja i reszta
chłopaków, bo najwyraźniej w ich umysłach zliczałam się do ekipy – czekaliśmy z
zapartym tchem na rozwój wydarzeń.
Nie
słyszałam, co mówi Peter. Stał do mnie praktycznie plecami. Widziałam tylko
niepewną minę Angeli. Chyba nie rozumiała, o co mu chodzi. Zaczął drapać się po
głowie. Nie dobrze – pomyślałam – to zły znak. Zawsze tak robił, gdy się
denerwował. Zaczynał wtedy mamrotać i w ogóle nie szło rozkminić, co mówi.
Zupełnie jak nasz facet od algebry.
Nikt
inny tego nie zauważył, ale ja widziałam, jak z jego głowy powoli wyrastają
rogi. Zresztą wiedziałam, że to się wydarzy. Rzuciłam się więc w ich stronę,
krzycząc:
– Nie!
Nie zgadzam się!
Gdy
dopadłam do ławki, cała uwaga skupiona była na mnie.
– Ale o
czym ty mówisz? – zdziwiła się Angela. – Nie zgadzasz się z czym?
Chłopacy
z tyłu parsknęli, a ja momentalnie spaliłam buraka. Szybko jednak odzyskałam
rezon, uświadamiając sobie, że nogi Petera robią się coraz chudsze i bardziej
owłosione. A przy krótkich spodenkach było to dość widoczne! W te pędy
chwyciłam go za kołnierz i pociągnęłam w stronę lasu.
Teraz
jednak wpatrując się w Petera, widziałam, że powoli wraca do normalności.
Przynajmniej względnej, dopóki znowu się chłopak nie zestresuje. Gdy rogi
schowały się zupełnie, poprawiłam jego włosy, wstałam i otrzepałam się. Zrobił
to samo.
– Czyli
uważasz, że przetrwasz do końca szkoły? – zapytałam, westchnąwszy ciężko.
– Tak –
odpowiedział i powoli ruszyliśmy w stronę ośrodka.
Jakoś nie chce mi się wierzyć, że Peter przetrwa do końca szkoły, przecież uczęszczanie do niej jest bardzo stresujące!
OdpowiedzUsuńFajny tekst, zabawny, z nietypowym bohaterem. Bardzo przypadł mi do gustu :)
Pozdrawiam!
Zabawny tekst. I to zdanie, że satyry się cool. Ktoś tu za dużo Narnii się naoglądał chyba.
OdpowiedzUsuń