Piękna
jak oddychanie
Ruchem
głowy przyłożył do ściany, przyszykowaną specjalnie do tego celu, szklankę z
uszkiem. Była szesnasta. Zza ściany doleciał klucz słów, niczym pozornie
bezładna chmura ptaków zza horyzontu.
— No i jak tam jest u ciebie? —
zapytała kobieta.
— Jest... ok — odpowiedziała druga,
lekko przeciągając wyrazy.
— Opowiedz mi co się działo przez
ostatni tydzień?
— Miałam kryzys. Znów poszłam na
imprezę. Był alkohol.
—
Czy chcesz się czymś podzielić?
— Tak. Wiesz, tam był ten chłopak.
Chwilę rozmawialiśmy. Piłam. Wypiłam dwa, może trzy kieliszki. Później
tańczyłam z jego kumplem. Znów piliśmy. Nie wiem ile. Dużo.
Znał
ten schemat. Słyszał to samo co wizytę. Czasem wytrzymywała tydzień lub dwa.
Kiedyś, gdy spotykała się z takim jednym, wytrzymała cały miesiąc. Po chwili
ciszy do jego uczu znów dobiegł dźwięk rozmowy.
— I było jak zawsze. Najpierw mnie
dotknął, niby przypadkiem, w tańcu. Nie dałam mu znać, że mi się to nie podoba.
Później mnie pocałował. Wszystko potoczyło się szybko. Było nawet nieźle. Miło.
— Było miło?
— Tak, miło. — Zamyśliła się. —
Całkiem ładnie pachniał. Nie był głupi. Powiedziałam mu „Ale jesteś pijany!” A
on mi na to „Sama jesteś rozmazana.”. Wtedy wydało mi się to bardzo śmieszne.
— I co było dalej?
— Wytarłam się, wyszłam, wzięłam
taksówkę i pojechałam do domu.
— Dojechałaś bez przygód?
— Tak. Zjadłam mrożoną pizzę,
wzięłam prysznic i poszłam spać.
— A co czujesz teraz, jak mi o tym
opowiadasz?
— Nie jest mi wstyd. Przed tobą.
Ale wiem, że to była ucieczka.
— Przed czym?
— Przed samą sobą. Przed
odpowiedzialnością, przed świadomością. Ja to wszystko wiem. Doskonale znam
teorię.
— A co robiłaś w sobotę?
— Rano wyszłam pobiegać. Mimo, że
trochę kropiło ubrałam te fioletowe, obcisłe legginsy. Wyglądam w nich naprawdę
nieźle.
— I co wtedy czułaś?
— Nic! Nie wiem! Chciałam umrzeć,
jak zwykle.
Uwielbiał
ten moment. Śmiał się wtedy przyklejony do ściany. Ona krzyczała i zaczynała
płakać. Chciałby, by do niego przyszła. Gładkimi jak plastelina nogami oplotła
jego biodra. Pełnymi ustami musnęła jego usta. Ze strzępek rozmów domyślał się,
jak wygląda. Widział to wszystko w głowie. Brązowe, krótkie włosy, czerwone
usta, trampki, sukienka w groszki. Mama czasem oglądała czasopisma, kiedy
czuwała nad jego snem. Siedziała przy łóżku i przerzucała strony w magazynie. A
on patrzył spod półprzymkniętych powiek na te wszystkie dziewczyny i marzył.
Gdy do mieszkania obok wprowadziła się psychoterapeutka zmieniło się całe jego
życie. Przez niezbyt dobrze wygłuszoną ścianę do jego marnego losu sączyło się
życie. Kiedy ustami udało mu się zainstalować, między łóżkiem a ścianą,
szklankę, okazało się, że gdzieś obok ludzie żyją, kochają, załamują się,
wstają i nareszcie słyszał to wyraźnie.
Dzisiaj
miał kolejną szansę. Dziewczyna wyjdzie za piętnaście minut. Zaczął charczeć.
Wył półgłosem. Wiedział, że jeżeli będzie za głośno, pani zza ściany ucieknie
na zawsze. W końcu przybiegła mama. Pokazywał jej oczami na okno. Wył. Rzucał
się najmocniej jak mógł. „Mamo, mamo, chcę do okna!” — próbował powiedzieć.
Matka w końcu zrozumiała. Jęcząc i czerwieniąc się przełożyła go na specjalne
miejsce przy oknie. Powiedziała, że idzie do łazienki i że zaraz wróci. Jeszcze
pięć minut. Tym razem się uda. Zdąży.
Teraz
zróbmy eksperyment. To nie film, ale zrobimy sobie z tego opowiadania film.
Widzicie to?
Tak, jakbyście patrzyli na przekrój
ula. Wyobraźcie to sobie. To ważne, jak oddychanie.
Wdech.
Wydech.
Wdech.
Wydech.
Nos.
Usta.
Brzuch.
Przepona.
Oddychaj.
Przekrój
ula. Mieszkania, jak małe dzieci poustawiane w pary. W jednym z nich przy oknie
siedzi sparaliżowany mężczyzna, niezdarnie posadzony na fotelu. Ręka zjeżdża
mu, wykrzywiając się nienaturalnie. Głowa drga, przekrzywiona. Z ust kapie
ślina. Czeka na dziewczynę. Nie by ją dotknąć czy chociaż powąchać. Ona jest
dla niego jak urodziny. Abstrakcyjna.
W mieszkaniu obok, w przylegającym
do pokoju chłopaka pomieszczeniu widzimy zamykające się białe drzwi. Pokój jest
schludny i pusty. Po to, by była w nim przestrzeń do zwierzeń.
Nie
wiem, jak to się dzieje, ale słychać jadącą windę. Później uchylają się drzwi
od klatki. A później na oko kamery opada czerwona kotara.
Mężczyzna
próbuje wołać „Mamo, mamo, zasłona opadła na okno”, jednak tylko charczy i
płacze. Z oczu leci mu woda koloru rosy na liściach, których gładkości nigdy
nie poczuje. Ta woda ma zapach wyrzutu. Ma zapach kurwa jedno miałem marzenie,
dlaczego kurwa nie może się spełnić chciałem ją kurwa zobaczyć czy to tak
wiele. To nie jest dobry zapach. To nie jest zapach, który można poczuć na
kawałkach tektury w perfumerii bez okien.
Chłopak
nic nie widzi. Stracił jedyną szansę na sprawdzenie, czy jego fantazja jest
prawdziwa.
Jednak my mamy obraz na drugiej
kamerze.
Obraz przeskakuje.
Widzimy blok z zewnątrz.
To wszystko trwało tylko sekundę.
Tyle, ile zazwyczaj trwa zniszczenie czyjegoś marzenia.
Drzwi od klatki się otwierają.
Wyjeżdża z nich dziewczyna na wózku. Czeka na nią ojciec. Prowadzi wózek do
samochodu.
Odjeżdżają.
To
na pewno nie była ona, prawda? Wyszła wcześniej, później, poszła do chłopaka,
którego ma na drugim piętrze. Czy jego marzenie się uratowało, czy się
zniszczyło?
Jak o tym pisać, gdy się nigdy nie
poczuło gruzów świata lecących z sufitu, gdy się pod tymi gruzami nie zasnęło i
się pod tymi gruzami nie obu.............................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................
i zawsze ma się rację. Się.
Szklanka
przy ścianie wciąż jest. Trzeba pilnować by matka jej nie posprzątała. Na
szczęście sprząta dość pobieżnie i myślami jest wtedy gdzie indziej. Jutro na
terapię przychodzi ksiądz, prawniczka i żona. Będzie się działo. Życie jest
piękne.
Bardzo ciekawe porównanie bliku do ula. Mnie się bloki kojarzą z hodowlą kur. ;) Patrząc Twoimi oczami na ten zlepek nieszczęścia blokowego jeszcze bardziej chce mi się w Bieszczady. :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie się czytało, Dzięki!
O kurczę, nie wiem, co powiedzieć. Ugryzłaś temat z całkiem innej strony i jednocześnie jest to przerażające, jak i bardzo smutne. Pomysł zaskoczył mnie bardzo, tyle mojego komentarza.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Mam te same uczucia co Laurie. Inne spojrzenie na temat, a ja czuję, jak odrobinę pęka mi serce, zdobywa jedną nową rysę, bo czuję smutek i empatię, której nie da upustu, bo nie uściśnie tego mężczyzny.
OdpowiedzUsuńPorównanie do ula zgrabne i, cholera, jakże trafne. Poruszyłaś coś w mojej duszy. Brawo.