Hej,
to znowu ja. Niektórzy mogą mnie nie znać, bo swój ostatni tekst napisałam
wieki temu!!! Nie wiem czy ten tutaj to jednorazowy zryw czy zostanę na dłużej.
Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Babeczki
przeznaczenia
– Ale szefowo… – odezwał się Ekler z
najbardziej żulowskim, warszawskim akcentem, jaki tylko można sobie wyobrazić.
– Ale jak paprykę do czekolady? Zmarnujemy dobrą partię. Stracimy kasę.
Kierowniczko najzłotsza. Bez chilli.
– Robimy z chilli i tyle, Ekler.
Zobaczysz, jeszcze ci mina zrzednie jak nasze cudo zakwalifikują do klasy “A” i
zarobimy więcej niż kiedykolwiek. To nie będzie towar dla pokemonowych pokurczów.
To towar pierwszej klasy dla hipsterskich szczurów korporacyjnych i fit
mamusiek. Zapamiętaj sobie moje słowa, kochany, będą się o to zabijać!
Nie wiedziałam czy bezzębny (ok,
trzyzębny) uśmiech Wieśka Śmietany oznaczał tęsknotę za ludźmi zabijającymi się
dla dragów, czy zwyczajnie rozmarzył się chłopak na myśl, że w końcu któraś z
naszych kreacji może stać się Asem. W takim wypadku mogłaby to być ostatnia
rzecz jaką zrobimy. Albo znaleźliby nas ludzie z TORTU (Tajny Oddzial Ratowania
Trzeźwości), albo byłoby nas stać na przejście na emeryturę. Osobiście wolałam
opcję numer dwa.
Interkom na biurku wyrwał mnie z transu
w jaki zawsze wpadałam widząc Wieśkowe uzębienie.
– Tak, pani Aniu?
– Pani klient czeka w holu.
– Proszę dać mi dwie minuty i przysłać
go na górę. Dziękuję.– Tajemniczy petent z 13:00 był kompletną zagadką, a to
mogło być całkiem niebezpieczne. – Wiesiek, proszę zejdź tylnymi schodami.
Niech cię dziś nikt nie widzi. – Uśmiechając się ciągle, skinął głową i tyle go
widziałam.
Facet, który czekał na mnie na dole
był teraz najważniejszy. Zadzwonił wczoraj prosząc o spotkanie, nie podał
imienia, nie powiedział dlaczego dzwoni, nie zostawił kontaktu. Nie wiem
dlaczego postanowiłam się z nim zobaczyć. Może to ta desperacja w głosie, może
za mało mi przygód. Wyjęłam z biurka lusterko, sprawdziłam make–up i poprawiłam
ułożenie mojego podręcznego noża. W końcu nigdy nie wiadomo czy spotka się miłość
swojego życia czy płatnego mordercę.
Za szybą drzwi w końcu zamajaczyła
dość barczysta sylwetka w staromodnym kapeluszu. “Kurczę, sam Anansi się
pofatygował”, pomyślałam wstając, żeby go wpuścić do środka. Z bliska był
jeszcze większy. Kapelusz zakrywał mu pół twarzy, ale z spod ronda patrzyła
para jasnych oczu taksujących mnie tak samo jak ja taksowałam jego. Spodziewałam sie garnituru, starego prochowca
i papierosa w ustach, a on wyglądał bardziej jak Van Helsing w bojówkach, cieżkich
butach i skórzanej kurtce. Przy tym obrazie, kapelusz pasował mu jak wół do
karety. No, ale o gustach się nie dyskutuje.
Moja ręka wystrzeliła pierwsza.
– Witam, Melania Kruk. W czym mogę
pomóc?
Z lekkim wahaniem oddał uścisk dłoni,
nie spuszczając mnie z oka.
– Potrzebuję pani pomocy. – Ciągle żadnego
imienia, zero detali. – I nie chodzi tu o pani zdolności detektywistyczne.
Poczułam jak po plecach ścieka mi
strużka potu. A jednak tajniak. Cholera jasna, skąd wiedzą? Skinęłam głową mając
nadzieję, że nie usłyszy mojego serca, które tłukło się pod żebrami jak
Krystyna Pawłowicz na paradzie równości. Usiadłam i pokazałam mu krzesło
naprzeciw biurka. Dotknęłam noża i uspokoiłam się trochę. W razie ataku wiem
jak się bronić.
– Jakich innych zdolności oczekuje
pan, żebym użyła, panie… – zawiesiłam głos.
– Chcę – znów pominął imię czy dobre
maniery – żeby upiekła mi pani trujące babeczki.
Uniosłam brwi jakbym była zaskoczona
jego prośbą, pokręciłam głową z uśmiechem i rozłożyłam ręce.
– Ja nie zajmuję się rzeczami
nielegalnymi. Jestem detektywem, nie sprzedawcą narkotyków – spróbowałam blefu.
– Ja wiem kim pani jest i wiem, że w
obu tych profesjach radzi pani sobie świetnie. To, o co proszę prawdopodobnie
zredukuje pani – odchrząknął – słodszą stronę jedynie do przyjemności, ale
zachowa pani życie i zdrowie. Kto wie, może nawet zostanie pani bohaterką
narodową.
– Nie wiem o czym pan mówi. Wiem za
to, że sama rozmowa na ten temat może być niebezpieczna. – Miałam nadzieję, że
mój ton jest dość zdecydowany. Musiałam się kontrolować, bo byłam coraz
bardziej zainteresowana typem i jego propozycją.
– Dlatego to ja o tym mówię i w ten
sposób chcę pokazać, że nie mam złych zamiarów. Nie w stosunku do pani, w każdym
razie. Jest mi pani potrzebna do obalenia reżimu, do stworzenia nowej
rzeczywistości, do… – znów ta desperacja w głosie – zabicia generała Lipki i
jego świty.
Było to tak surrealistyczne, że
wybuchnęłam śmiechem. Dawno nie śmialam się tak mocno. Gość był zwykłym świrem!
Stres zmieszany z absurdalnym pomysłem gościa w kapeluszu puścił i zaniosłam się
chichotem tak bardzo, że łzy napłynęły mi do oczu. Przez dluższą chwilę nie mogłam
się uspokoić. On tylko siedzial naprzeciw, a jego oczy błyszczały. Sama nie
wiedziałam już, czy widzę w nich szaleństwo czy pasję.
– A jak ma pan zamiar to zrobić,
skoro już jesteśmy przy szalonych pomysłach? – zapytałam sięgając po chusteczkę.
Poczułam jak jego ręka ściska mocno
mój nadgarstek. Kurczę, byl szybki. Nawet nie zauważyłam ruchu. Sięgnął do
kieszeni, a ja pod biurko, gdzie przyczepiony był nóż.
– Proszę nie wyciągać ostrza
niepotrzebnie – zbladłam – mówiłem, że nie mam złych zamiarów. – Wyjął coś z
kieszeni i położył mi na dłoni. – Nazywam się Abraham Lipko i to mój ojciec
jest niebezpiecznym szaleńcem, którego trzeba usunąć jak najszybciej. – W mojej
dłoni błyszczała srebrna moneta z wizerunkiem syna generała.
Mężczyzna po drugiej stronie biurka
zdjął kapelusz, przeczesał palcami jasne włosy, opadające mu na oczy i popatrzył
na mnie tak, jak patrzą amanci na okładkach romansów Harlequina. Tak się składa,
że było to dokładnie takie samo spojrzenie jak to, które widziałam w swojej dłoni.
– Świetnie! – Odzyskałam głos po
kilku dobrych chwilach. – Porozmawiajmy więc o interesach. Lubię wyzwania.
No pacz! Jakimś cudem cię pamiętam ahahaha XD.
OdpowiedzUsuńJuż pierwsze zdania mnie rozwaliły i wybuchłam śmiechem! I... TAK, WYOBRAZIŁAM SOBIE TEGO GOŚCIA DOKŁADNIE JAKO VAN HELSINGA. NIC NIE PORADZĘ.
~SadisticWriter
Chociaż ktoś :)
UsuńDzieki
Chilli do czekolady? Piłabym. Czy tam jadła. Zresztą pamiętam, że w jednym z moich tekstów - nie dla GPK - dziewczęta przygotowały czekoladki z chilli dla jednego z bohaterów, który słodyczy nie lubi. Dobra, koniec osobistych dygresji.
OdpowiedzUsuńTekst jest fantastyczny, jak tak na to patrzę po lekturze całości. Podoba mi się kreacja Melanii, opisy, odniesienia i sam pomysł ojcobójstwa. Może trochę bardziej zaznaczyłabym temat, ale to akurat nie ma znaczenia, co ja bym zrobiła;)
Liczę na jakąś kontynuację.
Pozdrawiam
Dzieki. Bardzo się cieszę ze ci się podobało :)
UsuńLudzie z TORTU. Zabiłaś mnie tym. Zresztą trzy zębny Wiesiek Śmietana też zagina system.
OdpowiedzUsuń"które tłukło się pod żebrami jak Krystyna Pawłowicz na paradzie równości."
Serio? Boże XD
Jakiś generał i przystojny syn generała. No, no, no! Ciekawi mnie to i nie miałabym nic przeciwko, gdyby to nie był tylko jednorazowy wybryk.
Dzieki :)
UsuńZobacze czy uDa mi się ich gdzies wcisnąć.
"W końcu nigdy nie wiadomo czy spotka się miłość swojego życia czy płatnego mordercę" - you made my day! <3
OdpowiedzUsuńRewelacyjny tekst! Uśmiechałam się jak głupia, jednocześnie wsiąkłam na dobre w czytanie. Masz tego towaru więcej? Poproszę!
Pozdrawiam :)
Nie w tym tygodniu, bo życie weszło w drogę, ale będzie.
UsuńDzieki
Kocham cię, klękam i wyciągam pierdzionek, wyjdź za mnie! Cudny tekst. Cu-dny. Ma tyle pięknych fragmentów, że nie da się ich wymienić. Cudna główna bohaterka, fajny amant, Wiesiek, jest moc!
OdpowiedzUsuńDzięki, miszczu!