High risk, no return
Życia na kartonach ciąg dalszy, ale tematy same się proszą, żeby coś
stworzyć w tak spartańskich warunkach, więc próbujemy dalej. Dziś tekst z
alternatywnej historii o Corrie. Pamiętacie „Strażnika i królową”? Dziś czasy
dużo późniejsze, po wielkiej zdradzie i aż proszące się o butelkę alkoholu.
Zabawa
trwała w najlepsze, dookoła panował gwar, a ilość pustych butelek na stole dość
sporo mówiła o stanie trzeźwości uczestników imprezy. Niczego innego nie
oczekiwała, gdy weszła do knajpy, gdzie zwykle rozsiadali się jej przyjaciele.
–
Kira, jesteś jusz pijany – powiedział nieco niewyraźnie Shuuhei.
–
Nie, to ty jesteś rozmazany, Hisagi – odparł Izuru, co chwilę przekrzywiając
głowę w inną stronę, jakby próbował złapać ostrość widzenia.
Corrie
mogła tylko westchnąć. Nadal było bliżej zmierzchu niż świtu, a towarzystwo
doprowadziło się do takiego stanu. Ostatnio zdarzało im się to częściej niż
zwykle. Nie to, żeby nie wiedziała, dlaczego, ale powoli zaczynało być to męczące,
gdy raz po raz musiała zadbać o zbyt pijanych przyjaciół, którzy mogli się
tylko domyślać, jak znaleźli się we własnych łóżkach bez szwanku.
–
Jest i moja zastępczyni. – Renji uwiesił się na jej ramionach stanowczo zbyt
rozweselony. – W końcu postanowiłaś do nas dołączyć.
–
Złaźże ze mnie, Abarai. – Strąciła jego ręce z siebie. – Śmierdzisz sake.
–
Jaka niemiła – prychnął. – Sztywniara.
Pokręciła
tylko głową, obiecując sobie, że jutro nie ocali swego porucznika przed
kapitańskim gniewem. Chyba zbyt często ratuje mu tyłek przed Kuchikim i zaczyna
być mu za dobrze, a tak być nie może. W końcu to on zajmuje wyższe stanowisko.
Jednocześnie
Hisagi z Kirą zaczęli zażartą dyskusję o to, który z nich jest bardziej pijany.
Powoli przeradzało się to w kłótnię, a to ostatnie, czego chcieli i Corrie
postanowiła interweniować. Ostatnie, czego potrzebowali w obecnej sytuacji, to
konflikt pomiędzy wieloletnimi przyjaciółmi.
–
Izuru, zabieram cię stąd – oznajmiła.
–
Ale ja moge jeszsze pić – odparł, mrużąc oczy.
–
Wiem o tym. – Uśmiechnęła się. – Ale chcę spędzić z tobą trochę czasu. Czy może
Hisagi stał się ciekawszym towarzystwem ode mnie?
–
Dlaszego tak sądzisz? – zapytał.
–
Nie wiem. Ty mi powiedz.
Kira
otworzył usta, ale zaraz je zamknął, jakby uświadomił sobie, że posuwa się za
daleko. Napełnił czarkę i wypił jej zawartość, nawet się nie krzywiąc. Corrie
położyła dłoń na jego ramieniu.
–
Wracajmy do domu, Izuru – powiedziała cicho. – Ty też powinieneś dać już
spokój, Hisagi – dodała.
Obaj
zgodnie kiwnęli głowami ku niezadowoleniu reszty towarzystwa. Corrie jednak nie
odstąpiła. Sama nie miała ochoty na sake, a wiedziała, że nie zdzierży dłużej patrzenia,
jak najbliżsi jej ludzie uciekają w alkohol i pracę, bo nie mogą sobie poradzić
ze zdradą. To tak bardzo bolało.
–
Odprowadzę was – zaoferował się Hisagi.
Początkowo
to on trzymał się pewniej na nogach, ale po przejściu kilku metrów musieli go
oboje podtrzymywać, żeby nie zaliczył bliskiego spotkania z brukowaną ulicą.
Jednak na teren Dziewiątego Oddziału dotarli bez niespodzianek.
–
Trochę mi szkoda zostawiać go samego – powiedział Kira, gdy wracali do jego
mieszkania. – A pomyśleć, że to mogłem być ja.
–
Nie zostawiłaby cię z powodu zdrady Ichimaru, głupku – odparła Corrie.
–
Mogłaś mnie nie wybrać – przypomniał. – Wokół jest tylu lepszych shinigamich.
Zdolniejszych i przystojniejszych ode mnie.
–
Nie ma zdolniejszych i przystojniejszych od ciebie, Izuru. – Zaśmiała się. – A
przynajmniej ja takich nie znam.
–
Corrie, nie kpij sobie ze mnie. Mogłabyś mieć każdego i to bez wysiłku.
Zatrzymała
się i stanęła naprzeciw niego z błyskiem gniewu w oczach.
–
Izuru Kira, tłumaczyłam ci to już wielokrotnie. Nie chcę nikogo innego prócz
ciebie. Ciebie takiego nic nieznaczącego, niepotrafiącego się sprzeciwić,
opuszczonego przez Ichimaru i wiecznie poważnego. Kocham cię, Izuru. I nie
myśl, że się mnie pozbędziesz i pchniesz w ramiona innego. Zapomnij o tym.
Odwróciła
się i ruszyła przed siebie. Ta jego niska samoocena naprawdę ją bolała. Jak
mógł w ogóle sądzić, że była z nim z innego powodu niż miłość? Że może go tak
łatwo zostawić po tym wszystkim. Owszem, wiedziała, że to też kwestia zdrady
Ichimaru. Od tygodni Kira szukał winy w sobie jak nieposłuszne dziecko ukarane
zamknięciem w pokoju. Wątpił we wszystko, szczególnie w siebie. Rozumiała, że
to dla niego ciężki okres, ale nadal bolało, gdy zaczynał wątpić w nią i jej
uczucia. I zawsze tłumaczeniem było to samo – dookoła są lepsi od niego, którzy
bardziej do niej pasują. Jakby w ogóle się na tym znał.
–
Corrie! Zaczekaj, Corrie!
Chciał
ją dogonić, ale potknął się i nie złapał równowagi. Zbyt dużo sake sprawiło, że
miałby bliskie spotkanie z brukiem uliczki, gdyby Corrie go nie złapała. Sama
się dość mocno zachwiała, ale utrzymała oboje w pionie.
–
Jesteś pijany. – Westchnęła. – Tylko dlatego wygadujesz te bzdury.
Wtulił
się w nią, schował twarz w zagłębieniu jej szyi, nie przejmując się, że ktoś
może ich zobaczyć. Początkowo się nie poruszyła, ale w końcu objęła go,
wplatając palce jednej ręki w jego włosy.
–
Chcę, żebyś była szczęśliwa – powiedział tak cicho, że ledwo to usłyszała.
–
Jestem.
–
Nie jesteś. Musisz mnie znosić.
–
Ale jesteś obok. Tylko to się liczy. Wszelkie problemy można zawsze rozwiązać,
to nic, czego byśmy nie przetrwali.
–
Nie wiem, za co ty mnie kochasz.
–
Za to, że jesteś i się przede mną otworzyłeś. Muszę mieć inny powód?
–
Nie zasługuję na ciebie.
–
Bzdura. Nie o to chodzi w miłości, żeby ktoś na kogoś zasługiwał. Nie wiem, kto
ci to włożył do głowy, ale powinieneś przestać w to wierzyć. Tak nie jest.
Jeżeli ktoś twierdzi inaczej, to ma problem. On, nie my. Nie zostawię cię z tak
błahego powodu.
–
Jestem beznadziejny.
–
Owszem, jesteś. Obwiniasz siebie o to, co się stało tamtego dnia. Upijasz się z
Hisagim do nieprzytomności, jeśli nikt was nie powstrzyma. Siedzisz nad pracą
do upadłego, kiedy jestem na służbie. To jest beznadziejne, bo nikt nie ma do
ciebie pretensji o cokolwiek. Ja nie mam pretensji i jestem tylko trochę zła,
że pozwalasz się tak bardzo tłamsić Ichimaru, choć go tu nie ma. Nie ma i nie
wróci. Oboje to wiemy.
–
Przepraszam, że tak bardzo nie potrafię sprostać tym oczekiwaniom.
–
Wracajmy już do domu – poprosiła.
–
Dobrze.
Ruszyli
w milczeniu w dalszą drogę. Warta jedynie skinęła im głowami, nie mówiąc ani
słowa. Nie zwrócili na to uwagi. Gdy zamknęły się za nimi drzwi mieszkania,
Kira przyciągnął Corrie do siebie i pocałował. Było w tym tyle desperacji, że
poczuła fizyczny ból. Desperacja smakowała sake. Zamknął ją w objęciach,
przyszpilił do ściany, jakby bojąc się, że za chwilę zostanie sam.
–
Nie zostawiaj mnie – szepnął.
–
Nigdy, Izuru, nigdy – zapewniła.
Wiedziała,
jak wysokie jest ryzyko tego wszystkiego. Ryzyko śmierci, ryzyko bólu, ryzyko
nadchodzącej bitwy, ryzyko końca. Jednak dla nich nie było już powrotu. Gdy po
raz pierwszy przecięły się ich ścieżki, wiele lat temu w Czwartym Oddziale, na
zawsze złączyło to ich losy. Nieważne, co przyniesie przyszłość, Corrie
zamierzała trwać u boku tego mężczyzny, któremu oddała wszystko, co
kiedykolwiek posiadała.
To opowiadanie jest mega romantyczne i takie cieplutkie, pachnie miłością i takim zaopiekowaniem, mimo wichury szalejącej gdzieś obok. Naprawdę ładny i miły, chociaż smutny i pokropiony alkoholem obrazek. ;)
OdpowiedzUsuńOj, aż się rozczuliłam. Romantyczne, ale i smutne przy okazji. Pokazujące ludzką naturę i to, że uciekamy, starając się nie myśleć o problemach, w używki, nadgodziny, czym siebie niszczymy.
OdpowiedzUsuńWidać, że Corrie nie tylko jest zakochana w Kirze, ale naprawdę go kocha. Moja słodsza część natury jest zachwycona tym dziełem.
Pozdrawiam :)