Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 25 lutego 2018

[80] (1) Muszę... ~ Miachar


                Przez okno do pomieszczenia wpadał lekki zefirek, unoszący kosmyki moich włosów i drażniący policzki mojej towarzyszki, która nie chciała wypuścić mnie ze swojej komnaty.
                - Musisz wracać? - zapytała, przystając przede mną i chwytając moją twarz w swoje dłonie.
                - Muszę, przecież dobrze o tym wiesz - odparłem, ściskając jej palce, pochylając się do przodu i składając na jej policzku słodki, pożegnalny pocałunek. - Wiele już tutaj przeżyłem, ale nigdy nie zdołałem się poczuć jak u siebie. Jeśli nie wrócę, moje serce nie zazna spokoju.
                - Ale ja nadal nie rozumiem. Dlaczego teraz? Dlaczego po tylu latach i przygodach? Dlaczego chcesz odejść, kiedy w końcu zapanował pokój, a my możemy żyć razem, szczęśliwi i wieczni?

                Wiedziałem, dlaczego mnie nie rozumie. Nigdy nie opuściła swojego świata, nigdy nie widziała innych lądów i planet, zawsze zamknięta w swoim własnym kraju, w swojej klatce, w której czuła się bezpieczna.  Ja za to zwiedziłem cały głob, gdzie żyła, porównując go do tego, z którego pochodziłem. Fascynował mnie, ale wiele brakowało mu do mojego.
                - Muszę - powtórzyłem. - Muszę, muszę, muszę...
                - A co z innymi? Opuścisz ich ot tak?
                - Nie - odparłem. - Już się z nimi pożegnałem. Z każdym z nich według zwyczaju krainy, skąd pochodzili. Jak miałbym bez słowa pozostawić tych, którzy zginęli przy moim boku w tej okrutej wojnie? - Uścisnąłem mocniej jej dłonie. - Zrobiłem to, czego nauczyłem się w twoim świecie. Poznałem tak wiele i jestem niesamowicie wdzięczny, że mogłem doświadczyć tego wszystkiego za waszą zgodą, ale teraz muszę odejść. Muszę.
                To jedno słowo i wspomnienie pożegnania wciąż tkwiło mi w głowie nawet teraz, kiedy wróciłem do swojego świata i to w nim próbowałem żyć na nowo.
                Nie było to łatwe.  Przeżyłem to wszystko, czego człowiek może nawet nie zdołać sobie wyobrazić, a teraz znowu byłem tym, kim przed tą niemożliwą przygodą. Kimś, kto czuł się rewelacyjnie dobrze w ciemnych dżinsach, białym t-shircie i czarnej kurtce, w adidasach, które odpowiadały mi bardziej niż ciemnobrązowe rzymianki. Mogąc chodzić tak ubranym, ani trochę nie tęskniłem za lnianymi koszulami, zbyt przewiewnymi spodniami i zbroją, która nie za bardzo chroniło ciało przez jakimkolwiek uszkodzeniem. Wreszcie czułem się dobrze.
                Chyba z radości wynikającej z noszenia porządnych ubrań nie zwróciłem zbytnio uwagi na to, co dzieje się na chodniku, którym szedłem - nie widziałem innego powodu swojego roztargnienia, w wyniku którego nieświadomie i mocno wpadłem na kogoś, kto najwidoczniej zatrzymał się przede mną w jakimś określonym celu.
                - Najmocniej przepraszam - powiedziałem, chwytając tę osobę za ramiona, by nie upadła. - Przepraszam, to moja wina, byłem nieostrożny, przepraszam.
                - Mógłbyś już przestać przepraszać? - zagrzmiał dobrze znany mi głos należący do mojej przyjaciółki z czasów sprzed przygody, która chyba jako jedyna z wielu uważała, że jeszcze tu wrócę. - To już się staje nudne, kiedy przepraszasz na każdym możliwym kroku i kogo tylko możesz.
                - Przepraszam.
                Westchnęła głośno, wyrywając się z moich objęć i przeczesując palcami długie, brązowe włosy.
                - Przestań wreszcie - poprosiła, nie unosząc głosu, i spojrzała na mnie zrezygnowana. - Po prostu nie przepraszaj już i nie chodź tyle z głową w chmurach, okay? Niedawno do nas wróciłeś, nie chcę, byś przez swoje zamyślenie wpadł pod jakiś samochód i znowu zapadł w śpiączkę. Kolejne dziesięcie lat chyba bym na ciebie nie czekała.
                Nie miała pojęcia, w jaki sposób odbierałem jej słowa, ale też nie zamierzałem jej tego tłumaczyć. Wolałem, by pozostało to moją tajemnicą, jak również to, gdzie przebywałem przez te lata śpiączki.
                - W każdym razie jesteś gotowy do kolejnej bitwy? - Uśmiechnęła się zadziornie, a ja po raz kolejny uświadomiłem sobie, dlaczego musiałem tutaj wrócić. - Dasz radę ponownie zachwycić ludzi swoimi niesamowitymi drinkami?
                Roześmiałem się. W jej ustach brzmiało to tak, jakbym był mistrzem, a ja tylko przeniosłem poznane podczas komy smaki ze świata, który nigdy naprawdę nie istniał, do znanych wcześniej przepisów, ulepszyłem i dałem życie nowemu nurtowi w sztuce tworzenia takich napoi.
                - Przecież wiesz, że tak. Zawsze i wszędzie.
                - Więc chodźmy!
                Ujęła mnie pod ramię i wespół ruszyliśmy do baru, gdzie oboje pracowaliśmy, gdzie się realizowaliśmy, a ja - człowiek, który zdołał wyrwać się z rąk śmierci po długiej i ciężkiej bitwie - mogłem żyć pełną piersią i niczego nie żałować.
                Gdzie niczego nie musiałem, ale mogłem i to pozwalało mi po prostu być. A to było dla mnie najważniejsze.

2 komentarze:

  1. Trochę nostalgiczny ten tekst. Najpierw odchodzi, potem okazuje się, że był w śpiączce. Najradośniejsze to to nie jest, ale całkiem nieźle się czyta. No i sam fakt tego, że bohater całkiem nieźle czuje się w swoim świecie, bardziej niż w tym fantastycznym.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. U, ciekawe, torche zaskakujace, ze koma, ale lubie takie realne detale, zreszta, jak to mawual dumbledore to ze cos sie wydarzylo w naszej glowie nie,znaczy, ze sie nie wydarzylo naprawde. Co mi sie marzy to polaczyc adidasy dzinsy I skorzane kurtki z fantasy ;) I pracuje nad tym usilnie, zeby nie musiec wracac xd

    OdpowiedzUsuń