Nocą opowiedziane
Zgodnie z obietnicą
tym razem dałam Vivian spokój. I tak ma sporo zmartwień ostatnimi czasy, a jak
wiecie, jej przeszłość w „Pożegnaj jutro” normalna nie była. Tak więc zmieniłam
obiekt swych niecnych celów za paczkę żelków^^ Tym razem przenoszę Was na kilka
chwil w przyszłość – tę bardziej optymistyczną – Corrie, którą może pamiętacie
z tych kilku tekstów, w których miała przyjemność wystąpić.
Wiesz, Izuru, nie znoszę zimna.
To zabawne, bo przecież Yukikaze jest zimnym, wolnym wiatrem. Od lar się ze
mnie śmiejecie z tego powodu, choć nikt nie zna przyczyny. I ja sama jej nie
znałam przez długi czas, nie zorientowałam się, że to takie proste.
Nienawidzę zimna, bo takie było
moje dzieciństwo. Zimne, pozbawione uczuć i normalności. Wychował mnie Dwór
Wiatru, wiem, ta nazwa nic ci nie mówi. Wygnane Rody? Tak, to pewnie obiło ci
się o uszy. Ci, co przegrali wojnę i za karę musieli opuścić białe mury
Seireitei, nawet gorzej, bo w Rukongai też nie pozwolono im zostać. Mieli
zginąć na pustyni, przetrwali. Jestem ich potomkinią, choć nie czuję urazy do
shinigami.
Nie pamiętam twarzy matki. Ojca
słabo, widywałam go rzadko, gdy sprawdzał moje postępy. Kojarzy mi się tylko z
surowością i pogardą, którą do mnie żywił. Nigdy nie usłyszałam ani jednego dobrego
słowa z jego ust. Nawet zalążka pochwały. Nigdy nie byłam wystarczająco dobra w
jego mniemaniu. Może to uczyniło mnie tchórzem?
Wychowywała mnie zrzędliwa
ciotka. Midori była siostrą mej matki, ale nie wiem, czy były podobne. Midori
też miała dla mnie tylko pogardę i surowość. Wiecznie mnie poprawiała, miałam
być idealna w każdym calu, a gdy się to nie udało, karała mnie.
Pamiętam dobrze, jak w środku
zimy wypędziła mnie na dwór w jednej tylko cienkiej szacie. Pomyliłam się, gdy
powtarzałam historię Dworu. Padał śnieg i było bardzo zimno. To wtedy
znienawidziłam zimno, choć nie uświadomiłam sobie tego od razu. Nienawidzę go
do dzisiaj i gdy nadchodzi jesień, nie rozstaję się z kocem. Twoje ciepłe
ramiona nie zawsze mogą być dostępne. Tak już jest.
Moje dzieciństwo było zimne, lecz
zawsze wydawało mi się, że tak właśnie miało być. Nie miałam porównania, bo i
skąd? Nie wiedziałam nawet, jak zostaje wychowywany mój młodszy brat –
widziałam go może dwa razy na oczy. Miałam określoną funkcję do spełnienia, więc
wszystko inne powinno być temu podległe, choć to trochę bolało, gdy za murami
rezydencji słyszałam beztroski śmiech innych panien w moim wieku. Jednak to
wszystko wydawało mi się całkiem normalne. Do czasu. Porzuciłam obowiązki wobec
rodu, zrzekłam się przynależności do Dworu Wiatru i odeszłam. Uciekłam przed
smutnym, zimnym przeznaczeniem, które mnie tam czekało.
W Rukongai żyje się całkiem
inaczej. Wiem, dla ciebie jest to dość obce miejsce, znasz je z patroli, misji
i tych nielicznych wycieczek, które sobie urządzaliśmy. Częściej jednak miałeś
okazję widzieć te bardziej zadbane okręgi. To nic złego, nie musi być ci z tego
powodu przykro czy niezręcznie, choć pewnie pomimo moich słów i tak się
poczujesz, jakby to było coś złego. Cały ty.
Nim osiadłam w siódmym okręgu
Wschodniego Rukongai, widziałam wystarczająco dużo dzieciaków, żeby zrozumieć,
czym w rzeczywistości jest dzieciństwo, co inni nazywają dzieciństwem. Zresztą
rodzina Kurenai jest tego doskonałym przykładem. Tak roześmianych dzieciaków
nigdy wcześniej nie widziałam. Dzieci takie powinny być – roześmiane i
beztroskie.
Taka była Yachiru. Tęsknię za nią
i wciąż nie mogę się przyzwyczaić do Ikkaku w roli porucznika Jedenastki. Mam
wrażenie, że czegoś brakuje, łapię się na tym, że czekam, aż Yachiru wskoczy
przez otwarte okno biura z radosnym „Byakushi” na ustach. Ciekawe, czy kapitan
też za nią tęskni.
Wiesz, Izuru, chciałabym, aby
nasze dziecko miało normalne dzieciństwo. By dużo się śmiało i było szczęśliwe.
Myślisz, że możemy mu to zapewnić? Tak bardzo bym tego chciała, choć nieco się
obawiam. Nie lubię tego strachu, minęło już dziesięć lat od tamtej wojny, a ja
wciąż się boję. Nie potrafię pozbyć się obawy, że pewnego dnia obudzę się sama.
Bez ciebie, bez pierścienia na palcu, a jedynie z szarym nagrobkiem na
cmentarzu i pustką w udręczonej duszy. Nie chcę już czuć tego przeraźliwego
zimna, które opadło na mnie tamtego dnia, gdy niemal zawalił mi się świat.
Kira otworzył sennie oczy i
odwrócił się do żony, chcąc ją objąć. Z zaskoczeniem przyjął, że kobieta siedzi
obok i na niego spogląda.
– Czemu ty nie śpisz, Corrie? –
zapytał. – Stało się coś?
Uśmiechnęła się łagodnie i z
czułością przeczesała mu grzywkę opadającą na twarz. Myśli o dzieciństwie
zniknęły razem z niepokojem, pozostała jedynie miłość.
– Wszystko w porządku. Właśnie
się kładłam – odparła.
Nie do końca uwierzył, ale nic
nie powiedział, gdy ułożyła się z głową na jego ramieniu. Z czułością pogłaskał
zaokrąglający się z każdym dniem coraz bardziej brzuch. Nadal nie mógł
uwierzyć, że zostaną rodzicami, ale już kochał to maleństwo równie mocno co
jego matkę. I przenigdy nie chciał ich zostawiać.
– Ciepło – mruknęła Corrie.
– Zachowujesz się dziwnie. –
Westchnął. – Na pewno wszystko w porządku?
– Tak, teraz już tak. Nie musisz
się martwić, Izuru.
– No dobrze, ale śpij już.
Uśmiechnęła się i wtuliła mocniej
w męża. Nie zamierzała mu zdradzać swoich wątpliwości, nie potrzebowali
kolejnych zmartwień. Zresztą to już nie miało znaczenia, nie teraz, gdy Kira
obejmował ją mocno i spał tak spokojnie. Nareszcie czuła ciepło.
Mimo zimnego powiewu bardzo ciepła historia. :) I tak sobie myślę po przeczytaniu- nie jest takie ważne co inni zrobili z naszym życiem, ale co my możemy z nim zrobić, żeby było lepsze..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo ciepło! :)
Mhm, brzmi to dobrze, wszystko, to zimno, smutek, ogarnęła mnie zima. No miała Corrie trochę przerąbane. Na wzmiankę o pustyni zaczęłam się zastanawiać czy to Hueco Mundo. Ale zime by tam mieli? Jakoś nie widzę Grimmjowa przechadzającego się w futrze po swoich włosciach xd no chyba ze w postaci pantery, wtedy jakies futro byłoby na miejscu. Hehe. No, to by było ciekawe, widzieć go zmarźniętego xd
OdpowiedzUsuńWroc, odbiegam od tematu (ale to dobrze, ze mi mysle schodza w tym kierunku, moze mnie do czegos popchniesz!). Kira zawsze wydawał mi się taki... nieśmiały? taki... rozmarzony? Tak trochę nieprzystępny. Odkrywasz rzede mną jego drugą stronę. Tak, myślę, że byłoby mu dobrze w rodzinie, byłby dobrym ojcem i mężem, yhym. Ale co mnie ubodło right through my heart: Nie potrafię pozbyć się obawy, że pewnego dnia obudzę się sama. Bez ciebie, bez pierścienia na palcu, a jedynie z szarym nagrobkiem na cmentarzu i pustką w udręczonej duszy.
</3
Nope. Dont want this. Neva!!!
Trudne uczucia. Kazałaś mi poczuć w trudny sposób. Wyobraźnia sama sobie panią. Ała ;)
Mocno, czysto, spokojnie i mimo wszystko - ciepło. ;)
Muszę przyznać, że naprawdę lubię Twoje komentarze. Poprawiają mi humor w gorszy dzień.
UsuńCóż, nie wiemy, co jest za Rukongai, więc może i pustynia. I fakt, to by było zabawne zobaczyć Grimma szczękającego zębami. Chyba wykorzystam kiedyś ten motyw^^
I teraz tak się zastanawiam, czy nie wprowadzić pewnych zmian w fabule Corrie. Nęci mnie ten Izuru jako mąż i ojciec. Inspirujesz mnie.
To good, bo ja zawsze sercem komentuje całym! ;D
UsuńOi i za mna zaczyna łazic Grimm trzesacy sie z zimna xd tego jeszcze nie bylo ;D
Good, good, good, good! Inspiracja równa się pisanie, pisanie i kombinowanie ;D <3 Och, gooood, jakby to ujął Reno. ;)
Hej :)
OdpowiedzUsuńWzięłam sobie zimny wieczór za idealną porę na czytanie tekstów i trafiłam prosto w sidła zimna, które aż wyziera z tego tekstu i opada mi na serce. Dzieciństwo Corrie nie było najlepsze, właściwie została go pozbawiona, a jednak wyrosła na kogoś zdolnego do miłości. To chyba jedno z jej największych osiągnięć.
Ta końcówka to prawdziwe ciepełko niczym z termofora. Podoba mi się takie zderzenie zimna przeszłości z ciepłem teraźniejszości i zapowiedzią równie ciepłej przyszłości.
Pozdrawiam :)