Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 11 lutego 2018

[78] Pożegnaj Jutro: To, co utraciła ~ Laurie


Pożegnaj jutro: To, co utraciła

Nie spodziewałam się, że zwycięży temat, na który głosowałam, ale wygląda na to, że mam dobry tydzień, skoro obok tego wyszło również parę innych przyjemnych rzeczy. Były i nieprzyjemne, przez co myślałam, że ten tekst stanie pod znakiem zapytania. Zresztą na początku zaczęłam pisać coś nieco innego, potem koncepcja się zmieniła i przez moment sądziłam, że powstaną dwa teksty – oba spod znaku „Pożegnaj jutro”. Połączyłam je jednak i tak powstała kolejna karta odsłaniająca przeszłość Vivian z muzycznym tłem od Evanescence i ich „My immortal

I'm so tired of being here,
Suppressed by all of my childish fears


Kolejna piękna suknia zaprojektowana specjalnie dla niej leżała idealnie. Trudno się dziwić, Lussuria zawsze zwracał uwagę na szczegóły, a ją uwielbiał rozpieszczać detalami. Tym razem były to odkryte plecy, dzięki czemu było widać tatuaż na jej łopatkach przedstawiający anielskie skrzydła, i diamenty, którymi obszył gorset. A niby to tylko kolacja z następcami, która przecież miała odbyć się w całkowicie niezobowiązującej atmosferze.
Szczerze mówiąc, Vivian nie miała ochoty spędzać tego wieczoru z bandą dzieciaków, które niewiele wiedziały o życiu mafii. Zupełnie nie rozumiała, dlaczego Dziewiąty na swojego następcę wyznaczył nie Xanxusa, ale dziesięć lat młodszego od szefa Varii jego kuzyna wychowanego w Japonii z zerowym kontaktem z mafią. Zresztą o prowadzeniu domu mody pewnie też nie miał chłopak zielonego pojęcia – na razie on i jego rodzina mieli stanowić wsparcie Varii na wybiegu. Jej zdaniem będą tylko przeszkadzać, chociaż chyba tylko Xanxus podzielał jej zdanie, reszta czuła pewną nutkę ekscytacji na myśl, że będą mieli kogo podręczyć w przerwie od zadania.
Właśnie, przyjechali do Japonii pracować, a póki co siedzieli w Namimori dość cicho. Varia dostawała pojedyncze wytyczne co do celów, a cała akcja miała tak naprawdę zacząć się dopiero po przeprowadzce do Karakury i zawiązaniu oficjalnych kontaktów z Kuchikimi. Na razie czekali, czort wie na co.
Dziewiąty wykorzystał sytuację, by w końcu skonfrontować Varię z Dziesiątym Pokoleniem, czego skład Xanxusa raczej unikał. Nie byli zainteresowani, jednak zaproszenia samego szefa nie mogli odrzucić. Nie pozostało im nic poza olśnieniem młodzieży i samą postawą dania im do zrozumienia, że nie mają szans na zyskanie pozycji ze swoimi śmiesznymi kwalifikacjami. Wszystko w granicach smaku i klasy, którymi pochwalić może się jedynie prawdziwa mafia.
– Gotowa?
W lustrzanym odbiciu zobaczyła Squalo w eleganckim garniturze i pod krawatem. Nawet włosy miał związane w schludny koński ogon nisko nad karkiem. Dawno nie wyglądał tak szykownie i nietrudno było przypomnieć sobie, że przecież kiedyś stanie na czele swojej rodziny. Przez chwilę miała ochotę rozebrać go z tych drogich ciuszków, zburzyć tę harmonię stworzoną na potrzeby ich małego przedstawienia, lecz nie wypadało się przecież spóźnić na kolację wydaną przez Dziewiątego.
Spryskała się perfumami i odwróciła do niego z drapieżnym uśmiechem na ustach skrywającym wszelkie jej obawy i niechęć.
– Jak wyglądam? – zapytała.
– Jak diabelnie skuteczna dumna Chmura Varii – odparł.
– Więc możemy iść na dół, mój Deszczu.
Wyszczerzył do niej zęby i podał ramię, choć ta kurtuazja była tylko dla Dziewiątego i pracowników hotelowej restauracji. Mafijna kolacja odbywała się bez udziału postronnych, tak na wszelki wypadek, choć tylko kompletny samobójca próbowałby napaść szefa Vongoli w obecności całej Varii. Nawet bez broni byli śmiertelnie niebezpieczni dla wrogów.
– Prezentujecie się jak zwykle wspaniale – stwierdziła Anika, wiedząc, skąd ta elegancja zabójców.
Domyślała się, że to się tak skończy, skoro niemal zmusili ich z ojcem do tej konfrontacji. Mogła mieć tylko nadzieję, że nie dojdzie do żadnej katastrofy z ich bezpośrednim udziałem, co przecież nie było takie niemożliwe. To w końcu Varia.
– Wszelkie pochwały należą się Lussurii – odparła Vivian. – To on zadbał o oprawę dzisiejszego wieczoru.
– Jak zwykle niezawodny. Siadajcie, Tsunayoshi i jego rodzina lada chwila tu będą.
– Oby byli warci naszego czasu – mruknął Squalo, odsuwając Vivian krzesło.
– Może będzie ubaw. – Zachichotał Bel, ukradkiem wyciągając noże, którymi posługiwał się jako zabójca.
– Dziś bez krwi, upadły książę – powiedział bez emocji Fran.
– Nikt cię nie pytał o zdanie, żabo – syknął Bel.
– Dajcie sobie spokój – powiedziała Vivian. – Jeszcze będziecie mieli okazję pozbyć się tej energii, gdy pojawi się dzieciarnia.
Żaden nie zdążył odpowiedzieć, bo o to przybyło kolejne pokolenie Vongoli. Choć odziani w dobre gatunkowo ubrania, nie robili tak piorunującego wrażenia jak Varia. Przede wszystkim byli dość spięci, a nawet rzecz można przerażeni tym spotkaniem.
Dziewiąty przywitał młodych z typową dla siebie serdecznością, podczas gdy Varia bardziej zainteresowana była jedzeniem, które miało się za chwilę pojawić na stole. To ostentacyjne zachowanie nie umknęło uwadze Aniki, która odchrząknęła i uśmiechnęła się niewinnie.
– Z pewnością wiele słyszeliście o Varii, ale nie mieliście z nimi dotąd przyjemności – odezwała się, skupiając na sobie uwagę zabójców. – Mam nadzieję, że znajdziecie z nimi wspólny język.
Xanxus prychnął, nie zamierzając zbytnio kryć się ze swoją niechęcią wobec kuzyna o niewinnych oczętach w kolorze czekolady i roztrzepanych na wszystkie strony włosach w bardzo podobnej barwie.
Vivian spojrzała na młodzież niezbyt zainteresowana. Słyszała już co nieco niemal o każdym z nich i nikt nie przykuł jej uwagi. Z nikim nie miała ochoty poznać się bliżej. Z towarzystwa kojarzyła jedynie problematycznego syna rodziny Gokudera, który parę lat temu zwiał z domu i znalazł się dopiero tu, w Namimori u boku przyszłego Dziesiątego. Tylko błogosławieństwo Vongoli ocaliło chłopakowi skórę, stary Gokudera bowiem był dość surowy wobec swego następcy, co nikogo jakoś szczególnie nie dziwiło.
Jej spojrzenie prześlizgnęło się po reszcie i pewnie wróciłoby do Tsunayoshiego dość nieusatysfakcjonowane, gdyby nie napotkało różnokolorowych oczu, które wpatrywały się w nią z ironią. Znała to spojrzenie, choć minęło tyle lat, nigdy go nie zapomniała i teraz cała się spięła na widok właściciela oczu.

I wish that you would just leave,
Your presence still lingers here,
And it won't leave me alone!

Squalo zauważył, że z jego partnerką dzieje się coś dziwnego. Podążył wzrokiem za jej spojrzeniem, ale chłopak o dość charakterystycznej fryzurze na „ananasa” i różnokolorowych – prawym czerwonym, lewym niebieskim – oczach nic mu nie mówił.
– Cóż za miłe spotkanie po latach – odezwał się głosem ociekającym ironią. – Co prawda słyszałem, że Anioł Lucyfera przetrwał, lecz sądziłem, że to plotki.
Teraz już wszyscy zauważyły, że coś się dzieje. Ciepły uśmiech zamarł na ustach Aniki, gdy zobaczyła minę Vivian. Nigdy jej takiej nie widziała – przeraźliwie zrozpaczonej i pełnej nieopanowanej furii.
– O czym ty mówisz, Mukuro? – zapytał Tsunayoshi kompletnie zbity z tropu.
Informacje przekazane im przez Reborna, korepetytora, z którym użerali się od czterech lat, były dość skąpe i nie sądził, żeby poza Hayato jego Strażnicy mieli do czynienia ze sławną Varią.
Vivian nie czekała dłużej. Jej krzesło upadło z hukiem, który zagłuszył krzyk Aniki, żeby Squalo powstrzymał kobietę. Walker przeskoczyła stół, sięgając po nóż przypięty do uda, po czym zaatakowała Mukura. Ten zasłonił się przed ostrzem trójzębem, którego rękojeść wydłużyła się automatycznie.
– Zabiję cię – wysyczała Vivian. – Zapłacisz za to, co im zrobiłeś.
– Ukróciłem jedynie ich męki – odparł z ironicznym uśmiechem. – Czyżby Drugi cię tak skutecznie osłonił, że przetrwałaś?
– Nie wspominaj o nim! Nie masz prawa!
Zasypała go gradem śmiercionośnych ciosów, którym każdy normalny człowiek uległby w ciągu chwili. Mukuro jednak z łatwością dotrzymywał kroku rozwścieczonej kobiecie. Nie spodziewał się jednak kopniaka, który posłał go na zastawiony stół.
– Mukuro!
– Nie wtrącajcie się – polecił, podnosząc się i spluwając krwią. – Naprawdę jesteś bestią, Aniele Lucyfera.
Vivian nie odpowiedziała. Jej nóż jedynie drasnął skórę na szyi Mukura, gdy została pociągnięta do tyłu. Squalo zablokował jej ruchy, choć miał problem, żeby utrzymać ją w miejscu.
– Puszczaj mnie – warknęła. – W tej chwili.
– Uspokój się – odparł tym samym tonem. – Robisz taki cyrk tuż przed nosem Dziewiątego, a zapominasz, kim jesteś.
Spuściła głowę, wciąż dysząc z gniewu. Nie widziała więc, że wokół przystanęli pozostali członkowie Varii z bronią wycelowaną w jej przeciwnika. Czekali na rozkaz swego dowódcy, czy sprzątnąć gówniarza, który doprowadził ich towarzyszkę do szału, czy zignorować incydent. Zresztą Tsunayoshi i jego Strażnicy również byli gotowi, by wesprzeć swojego przyjaciela.
– Uspokójcie się, wszyscy – polecił Dziewiąty. – Vivian, wiem, że to dla ciebie trudne, ale czy naprawdę konieczny jest kolejny konflikt w rodzinie?
– To coś nigdy nie będzie rodziną – syknęła, nie podnosząc głowy. – Nie jestem tak miła jak ty czy panienka Anika i nigdy nie wybaczę mordercy mojej rodziny.
Tsunayoshi chciał coś powiedzieć, ale po tym słowach zrezygnował. Znał historię Mukura, ale nie sądził, że z tamtej masakry ocalał ktoś jeszcze. Reborn nic o tym nie wspominał.
– Nic takiego nie zostanie wybaczone – odparł Dziewiąty. – Jeśli jednak jest szansa na odkupienie, czemu jej nie dać?
– Puść mnie – poleciła Squalo. – Nie będę walczyć.
Superbi nie był tego taki pewien, wahał się jeszcze przez chwilę, ale po niemym pozwoleniu Xanxusa wypuścił rozgniewaną Chmurę z uścisku. Przez moment się nie poruszyła, po czym schowała nóż i spojrzała na Dziewiątego z wyrzutem i zranioną dumą.
– Nie zaakceptuję ich – powiedziała. – Nie z tym potworem w szeregach. I na pewno nie będę jadła z nimi przy jednym stole. – Przeniosła spojrzenie na Mukura. – Mam nadzieję, że nigdy nie zapomnisz żyć, które odebrałeś. Że będą cię prześladować do końca twojej parszywej egzystencji.

These wounds won't seem to heal,
This pain is just too real,
There's just too much that time cannot erase...

Vivian zostawiła za sobą restaurację. Wiedziała, że nie da rady nad sobą panować w obecności tego gnojka. Prędzej czy później znów rzuciłaby mu się do gardła i tym razem nie pozwoliłaby się powstrzymać. Musieliby ją zabić, a przecież to poważnie zmieniłoby ich plany wobec Karakury.
Weszła na piętro. Stał tam fortepian, do którego usiadła. Nie pytała nikogo o zgodę, spod jej palców uciekła melodia, a z gardła słowa. Wyłączyła się, jak zawsze, gdy siadała do tego utworu. Zalała ją fala wspomnień. Dni spędzone jako obiekt eksperymentów naukowców Estraneo. Katorżnicze treningi mające na celu zamienienie ich w maszyny do zabijania. Gwałty dokonywane przez sfrustrowanych strażników, choć nie była jeszcze gotowa na coś takiego. Mieli tylko siebie, nadal pozostawały w nich odruchy, by dbać jedno o drugie. Niewypowiedziana solidarność tych, którzy przeżywają ten sam koszmar. Byli tylko dziećmi, niewiele z tego rozumieli.
Tamtego dnia nikt ich nie ciągnął na kolejną sesję badań czy trening. Nie wiedzieli dlaczego. Siedzieli cicho, żeby o sobie nie przypominać strażnikom. Ich ciała nienawykłe do odpoczynku odzywały się dziwnym, nieznanym im bólem. Młodsze dzieciaki płakały w ramiona starszych, by tylko szloch nie przykuł niczyjej uwagi. Może ten koszmar w końcu się skończy.
Pamiętała pisk Allena, gdy drzwi się tak nagle otworzyły. Nikt nie zdążył o nic zapytać, gdy ich nosy uderzył zapach krwi. I czegoś jeszcze. Zbyt późno zrozumieli, że tak pachnie śmierć. Próbowali walczyć. I ona, i Yuu chcieli ochronić pozostałych, byli najstarsi, czuli się odpowiedzialni, choć tego wtedy nie rozumieli. Nie dali rady. Wszyscy zginęli. Wszystkich utopił we krwi. Chłopiec o ciemnych włosach i różnokolorowych oczach. Dźgał ich dziwaczną bronią o trzech ostrzach z zadowolonym uśmiechem na ustach. Yuu ją zasłonił, gdy napastnik próbował nabić i ją na broń. Usłyszała jego krzyk bólu, poczuła rozrywanie skóry. Nie utrzymała się w pionie, gdy bezwładne ciało zwaliło się na nią. Uderzyła głową o posadzkę, poczuła słabość. Chłopiec dźgnął plecy Yuu po raz kolejny, w uszach miała czyjś krzyk. Dopiero później uświadomiła sobie, że to ona krzyczała aż do utraty przytomności.
Gdy się obudziła, wokół była tylko cisza i metaliczny zapach krwi. Leżała przywalona Yuu. Oboje zakrwawieni. Potrząsnęła jego ramieniem z rodzącym się uczuciem paniki. Nie wiedziała, co robić, jak mu pomóc. Nie rozumiała, co się stało. To wszystko było tak nienaturalne i inne od codzienności, że nie potrafiła zdusić w sobie strachu.
Oczy Yuu spojrzały na nią, choć były dziwnie zamglone.
– Żyjesz – wyszeptał z trudem.
– Ty też. – Po jej policzkach spłynęły łzy. – Oni wszyscy nie żyją. Zabił ich.
– Przetrwasz, ty jedna przetrwasz. Niesiesz naszą pamięć. Przetrwasz.
Nie rozumiała. Yuu zsunął się z niej trochę, po czym zamknął oczy. Potrząsnęła nim.
– Yuu! Yuu! – krzyczała, lecz bezskutecznie. – Yuu!

When you cried I'd wipe away all of your tears,
When you'd scream I'd fight away all of your fears,
And I've held your hand through all of these years,
But you still have all of me...

Już na schodach Squalo słyszał fortepian. Zbyt dobrze znał tę melodię, którą stworzył dla niej, by mogła uwolnić emocje związane z przeszłością. Nigdy do końca nie pogodziła się z samą sobą i z tym, co się stało. Czasami budziła się z krzykiem i wiedział, że znów widziała laboratorium we krwi, znów chodziła wśród trupów naukowców, strażników i pozostałych dzieci. Jedyna, która ocalała z rzezi. O tym opowiadała tymi słowami, tą melodią. Praktycznie nie grali jej na żywo, była bardziej prywatna, choć doskonale Varii znana. Gdy rozbrzmiewała w rezydencji, wszyscy cichli, by nie narazić się rozstrojonej Chmurze.
Spojrzał na nią przy hotelowym fortepianie i widział, jaka jest piękna, choć pełna smutku. Gniew już zniknął, pozostały tylko te uczucia, z którymi nie potrafiła sobie poradzić. Jak zawsze w takie dni.
Usiadł obok niej. Już nie śpiewała, choć palce nadal uderzały o klawisze, raz po raz zaczynając od nowa opowieść o tym, co utraciła. Nie potrafił jej pomóc, zabrać tego od niej, ale przynajmniej starał się przy niej być i przypominać, że świat nie kończy się na ciemnościach Estraneo.
– Mam nadzieję, że nigdy nie zapomnisz żyć, które odebrałeś – powtórzył jej słowa. – Coś takiego w ustach zabójczyni brzmi jak ponury żart.
– Jeśli zamierzasz stanąć po jego stronie, możesz stąd spierdalać – syknęła. – Zresztą co tu robisz? Powinieneś być na kolacji Dziewiątego.
– Atmosfera jest kiepska, nie chce mi się tam siedzieć – mruknął. – Dziewiąty musiał o tym wiedzieć. Mógł cię uprzedzić.
– Wiedział, jak zareaguję. Nie wiem, czego oczekiwał.
– Gdyby to był nasz durny szef, powiedziałbym, że konfrontacji, ale Dziewiąty daleki jest od takich ekscesów. Nie rozumiem, co chciał osiągnąć. Oni jadą z nami do Karakury.
– Nie będę z nim współpracować – syknęła. – Nawet przy pokazach, a beze mnie Lussuria też odmówi pracy. Dziewiąty o tym wie. Nie zmusi mnie do tego.
– Chodź na górę. Nie ma sensu, żebyś się tym katowała – powiedział. – Jutro pomyślimy, co z tym zrobić.

But now I'm bound by the life you left behind.
Your face it haunts my once pleasant dreams,
Your voice it chased away all the sanity in me.

Wiedziała, że śni. Znów szła przez skąpane we krwi laboratorium. Mijała trupy dorosłych, którzy każdego dnia się nad nią znęcali, a jednocześnie nie czuła satysfakcji. Nie czuła też smutku. Niczego nie czuła zupełnie pusta. Nie przerażały jej otwarte drzwi zwykle zamknięte przed nią i pozostałymi dziećmi. I tak wszędzie była krew, morze krwi. Zapach śmierci dusił jej oddech. Ból zadanych ran nie robił na niej wrażenia, szła, choć nie wiedziała, dokąd i po co. Błąkała się godzinami, nim dotarła na górne części budynku, lecz tam też czekała tylko śmierć. Iluzjonista zabił ich wszystkich. Nikogo nie oszczędził.
Zatrzymała się, gdy dostrzegła postać mężczyzny. Żył, stał przed nią odwrócony plecami. Długie, atramentowoczarne włosy miał spięte w niską kitkę opadającą na czerń marynarki. Wysoki i postawny, bardzo niebezpieczny – czuła to podświadomie.
Odwrócił się niespodziewanie, strasząc ją. Nie była pewna, co zrobi. Jednak rozpoznała jego twarz. Nieważne, że był starszy od chłopca, którego tak rozpaczliwie wzywała, aż zrozumiała, że już się nie obudzi. Wszędzie by go rozpoznała. Zawsze. Nieważne, jak wiele czasu by minęło.
Już nie była tamtą zakrwawioną dziewczynką. Stała przed nim taka, jaką była na co dzień. Oboje dorośli, inni niż w tamtym czasie. To nic, że to nie miało sensu. To był sen.
– Yuu...
Spoglądał na nią czarnymi oczyma w milczeniu. Nie miała śmiałości do niego podejść, wyciągnęła jedynie rękę, za którą złapał i przyciągnął ją do siebie tak gwałtownie, że na niego wpadła.
– Przetrwałaś i pamiętasz – odezwał się w końcu.
Spojrzała mu w oczy i poczuła, że się czerwieni. Był tak blisko. Tak bardzo za nim tęskniła.
– Mam nadzieję, że nigdy nie zapomnisz żyć, które odebrałaś.
Chwycił ją za podbródek i pocałował brutalnie. Pchnął ją na zakrwawioną podłogę, nie była w stanie się poruszyć. Mogła tylko patrzeć, jak przymierza się do kopniaka. Jednego, drugiego, kolejnego.
– Jesteś mordercą – szepnął, ujmując jej mokre od łez policzki. – Przetrwasz, ty jedna przetrwasz. Niesiesz naszą pamięć. Przetrwasz.

I've tried so hard to tell myself that you're gone,
But though you're still with me,
I've been alone all along...

Zerwała się do siadu z niemym krzykiem na ustach. Czuła przerażenie tamtego dziecka, którym była. Ta beznadzieja ją przytłaczała. Przeklęty Anioł Lucyfera. Jedyna, która ocalała z rzezi. Nikt nie mógł zdjąć z jej ramion tego ciężaru. Gdyby tak mogła zapomnieć... Nie da się. Wciąż z tym żyła, ze świadomością, że musiała ich wszystkich pochować, choć nigdy jej nie opuścili.
– Vivian.
Otuliły ją ciepłe, męskie ramiona. Wiedział, domyślał się, o czym znów śniła, lecz nie potrafił tego zrozumieć. Nigdy nie czuł takiej beznadziei, nie utracił wszystkiego, co posiadał. Tak bardzo mu zazdrościła normalnego życia. I nienawidziła go za to. Nienawidziła ich wszystkich, że mieli normalne dzieciństwo, że mogli decydować o sobie, że byli kochani. Nienawidziła świata, który istniał nadal, choć Yuu i pozostałych już nie było. Niewzruszony małą, zakrwawioną dziewczynką, która nie umiała przetrwać sama. Tylko dzięki Vongoli żyła do dziś.
– Nienawidzę siebie – szepnęła przez łzy. – Nienawidzę tego, że przeżyłam.
– Dzięki temu, że przeżyłaś, oni nadal mogą żyć. W tobie – szepnął Squalo. – A ja zawsze będę przy tobie, moja piękna Chmuro. Na zawsze.

2 komentarze:

  1. Mmmmmm. Kolejna spora dawka czegoś mocnego. I dobrego. W głowie wciąż grała mi ta piosenka. Mocne słowa, w dodatku powtórzone, choć nawet nie musiały, tak były mocne, grały. Niesiesz naszą pamięć. Przetrwasz. Różnokolorowe spojrzenie? Trafia w moje serce. Jak cały ten shot. Że wiedział jak zaareguje, że nie wiadomo, czego oczekiwał. Wszysto jest spójne i się scala, choć wyrwane z kontekstu mogłoby się wydawać, że reakcje Viv są nad wyrost, to nope, nie są. To wszystko gra. To dobra kompozycja. Gdyby tak bywało w operach, chodziłabym.

    OdpowiedzUsuń
  2. Im więcej dowiaduję się o Vivian, tym bardziej mi jej szkoda. Zniszczono ja, po czym zniszczono tych, którzy zrobili z niej maszynę. Przez tyle czasu nie żyła w normalnym świecie, a kiedy może żyć w Varii, powraca morderca jej "kolegów" sprzed lat. Nie dziwię się jej reakcji, jej sen mnie zasmucił.
    Boże, współczuję morderczyni. Brzmi to dziwnie, ale taka prawda.
    Dziękuję za to opowiadania.
    A za piosenkę masz olbrzymi plus!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń