Nigdy
nie pisało mi się niczego tak mozolnie jak tego tekstu. Może
dlatego, że pomysł miałam tylko na początek i ta część chyba
jest najlepsza. Mam wrażenie, że dalej coś zepsułam... Z
założenia miało być bajkowo, baśniowo, a jak wyszło, to już
sami ocenicie.
Aktina
W
jedności siła
Dawno,
dawno temu, za siedmioma lasami, za siedmioma górami... a może
wcale nie? Nikt nie zna dokładnej daty ani miejsca. Równie dobrze
mogło się to zdarzyć przed powstaniem ludzi i na innej planecie.
Pewnego
dnia pojawiły się pod drzwiami ośrodka, tak po prostu, zawinięte
w kocyk i ułożone na wycieraczce. Cztery noworodki, siostry o
nieznanych rodzicach. Niektórzy twierdzili, że urodziła ich
Natura, ojcem zaś miał być Rok. Prawdę znały podobno tylko ich
opiekunki, Słońce i Ziemia, ale nigdy jej nie zdradziły. I bez
tego każdy czuł, że dziewczynki mają w sobie jakąś moc, która
z czasem się rozwinie. Ich przeznaczenie nie było wielką
tajemnicą. Pojawienie się kogoś, kto zapanuje nad porami roku,
było tylko kwestią czasu. Chaos, władający pogodą do tej pory,
sprawiał mnóstwo kłopotów. Wszyscy mieli dość
nieprzewidywalności aury. Z burzowych chmur w jednej chwili mógł
sypnąć gruby śnieg, aby za godzinę ustąpić miejsca prażącemu
słońcu.
Dzieci
dorastały obok młodych wróżek, driad, elfów, gnomów... Ośrodek
znajdował się bowiem pośrodku magicznego świata i był szkołą
dla wszelkich stworzeń niebędących ludźmi. Wszystkie rasy żyły
obok siebie, ale nie koniecznie w zgodzie. Driady trzymały się z
elfami, które w największym stopniu podzielały ich więź z
przyrodą. Z drugiej strony oboje nie lubili gnomów, których po
prostu uważali za głupich. Takich zależności można by znaleźć
o wiele więcej.
To,
że zupełnie różne rasy czasem nie potrafiły się dogadać, nie
powinno aż tak dziwić. Ze znalezieniem wspólnego języka miały
jednak problem również cztery siostry. W miarę jak dorastały,
różnice między nimi stawały się coraz bardziej widoczne. Ktoś,
kto widziałby je po raz pierwszy, nigdy nie domyśliłby się ich
bliskiego pokrewieństwa. Dziewczyny nie dość, że często patrzyły
na siebie krzywo, kłóciły kilka razy dziennie, to wyglądały
zupełnie inaczej.
Wiosna
w swoje blond włosy często wplatała wianki z polnych kwiatów.
Błękitne oczy śledziły z uwagą wszystkie zjawiska dziejące się
dookoła. Zaróżowione policzki sprawiały, że wyglądała uroczo i
młodo. Wolny czas spędzała w lesie, na łące. Zawsze blisko
natury, której prostota a jednocześnie piękno ją zachwycały.
Czuła się, jakby była świadkiem małego cudu w każdym rozkwitłym
pąku kwiatowym, w każdej mrówce mogącej unieść przedmiot o
wiele cięższy od siebie, w każdym locie ptaka przezwyciężającego
siłę grawitacji. Nie stroniła również od ludzi, a może raczej
należałoby powiedzieć od innych stworzeń z jej świata. Była
bardzo towarzyska, ale jednocześnie wyjątkowo przenikliwa. Ciężko
było ukryć przed nią cokolwiek, zawsze doszła do prawdy.
Lato
miała rude włosy wiecznie zaplecione w dwa grube warkocze. Jej
bladą cerę zdobiły setki drobnych piegów pokrywających nos i
policzki. W zielonych oczach zawsze widać było iskierki radości,
które idealnie współgrały z szerokim uśmiechem, wiecznie
goszczącym na twarzy. Energia aż z niej kipiała. Jeśli nie spała,
nie umiała usiedzieć w jednym miejscu, zrelaksować się. Według
niej życie było zbyt cenne i interesujące, aby marnować choćby
jego minutę na bezczynność. Sama siebie określała jako lekko
szaloną i pozytywnie zakręconą. Przez innych była raczej uważana
za męczącą. Jej wieczny optymizm niektórych irytował, a
gadulstwo przyprawiało o ból głowy.
Jesień
bardzo często chowała się za swoimi długimi, ciemnobrązowymi
włosami. Nosiła je rozpuszczone i nie reagowała, kiedy opadały
jej na twarz. Zza pojedynczych kosmyków widać było szare,
nieustannie zaszklone oczy. W połączeniu ze skórą o niezdrowym,
ziemistym odcieniu prezentowało się to wyjątkowo depresyjnie.
Zresztą słowo depresja
momentami bardzo pasowało do dziewczyny. Była zamknięta w sobie,
bardzo emocjonalnie reagowała na wszelkie uwagi i krytykę. Zawsze
balansowała na granicy płaczu, gotowości do wykrzyczenia
wszystkich pretensji i całkowitemu zobojętnieniu. Jeśli nie miała
ochoty, mogła nie wyjść z łóżka przez cały dzień, a czasem
dłużej lub po prostu siedzieć na parapecie i patrzeć przez okno,
szczególnie jeśli akurat padał deszcz. Wtedy nikt nie mógł do
niej dotrzeć.
Zima
sama w sobie była wyjątkowo kontrastowa, nie potrzebowała
porównywania z siostrami, przynajmniej w kwestii wyglądu. Czarne
włosy, wręcz z granatowym połyskiem, ciemnobrązowe oczy, a do
tego alabastrowa, prawie biała karnacja składały się na jej
wyjątkową urodę. Przyciągała wzrok, a z drugiej strony swoim
potrafiła, przysłowiowo, zabić. Było w niej coś takiego, jakaś
wyniosłość, która sprawiała, że wszyscy przebywający w pobliżu
czuli się wyjątkowo mali i nieistotni. Izolowała się, ale tylko i
wyłącznie z własnej woli. Po prostu nie wszystkich traktowała
jako godnych uwagi. Bywała wredna i bezwzględna, nie przejmowała
się tym, czy kogoś urazi.
Wszystkie
cztery mieszkały w jednym pokoju, co działało na niekorzyść ich
wspólnych relacji. Można kogoś lubić, kochać, ale jeśli za
długo jest się skazanym na jego obecność to nawet najdrobniejsze
nawyki zaczynają przeszkadzać. Kiedy tylko dziewczyny wychodziły
poza budynek szkoły, każda szła w swoją stronę. Nie miały
wspólnych znajomych, zainteresowań również nie dzieliły.
Dopełniały się, ale nie tak łatwo zauważyć, że różnice mogą
równie łatwo łączyć co dzielić.
***
– Uważaj!
– krzyknęła Lato, kiedy piłka plażowa, którą odbijała ze
znajomymi syrenami, poleciała w kierunku Zimy.
Niestety,
było już za późno. Niewinna zabawka trafiła w kapelusz, którym
siostra chroniła się przed słońcem. Wściekła dziewczyna złapała
piłkę i ścisnęła ją na tyle mocno, aby ta pękła z głośnym
hukiem.
– Co
ty zrobiłaś?! – Lato wybiegła z płytkiej wody. Obejrzała
sflaczały przedmiot, ale zdawał się już nie do uratowania. –
Wielka tragedia się stała, kilka promieni słonecznych dotknęło
nieskazitelnej cery Zimy! Przecież przed chwilą skończyłaś
smarować się kremem z filtrem, a robiłaś to przez pół godziny!
– Miałabym
spalić się tak jak ty? Jesteś równie czerwona co twoje włosy –
prychnęła. – Nawet piegi stały się praktycznie niewidoczne.
Skrytykowana
dziewczyna zacisnęła pięści. Już miała rzucić jakimś równie
wrednym tekstem, jeszcze nie wiedziała tylko jakim, ale powstrzymała
się. Wzięła głęboki oddech, drugi, trzeci... Przypomniała
sobie, że miała być miła. Dla wszystkich. Bez wyjątku, nawet
takiego najbardziej kuszącego.
– Dobrze
wiesz – odpowiedziała w końcu – jak szybko moja skóra reaguje
na słońce, ale nie będę przecież tyko dlatego rezygnować z
zabawy na plaży. Jesteśmy tu wszystkie, miało być wyjątkowo!
– Odbijanie
gumowej kuli nadmuchanej przez zapluty ustnik nazywasz zabawą?
Wybacz, ale chyba mamy inne standardy. Ja wypisuję się z tego
zbiegowiska. – Zima zaczęła otrzepywać swoje rzeczy z piasku.
– Nie
możesz! – pisnęła Lato. – Przecież nasz wspólny dzień nie
będzie wtedy wspólny.
– Jaki
wspólny dzień? Jedna plecie sobie nowy wianek, druga czyta
najgrubszą możliwą powieść tylko po to, żeby nikt się do niej
nie odezwał, ty spędzasz czas ze swoimi rybkami, a ja... W sumie
nie wiem, co tu robię.
Syreny
słyszały całą rozmowę. Nienawidziły, kiedy ktoś stawiał je na
równi z morskimi zwierzętami. Chciały się zemścić. Kiedy po
chwili jedna z sióstr, ta, która je zdenerwowała, odchodziła
brzegiem morza, bez zastanowienia zrobiły użytek ze swoich
wyśmianych ogonów. Chlapnęły wodą w kierunku dziewczyny.
Niestety, nie tej, co chciały. Zima pozostała sucha, za to na
Jesieni nie znalazłoby się suchej nitki. Zapewne nawet by się tym
nie przejęła, z własnej woli często wychodziła na deszcz, a
dzień był dość upalny, gdyby nie książka, która przez to
wydarzenie ucierpiała najbardziej. Nie minęła nawet minuta, a już
biegła w kierunku szkoły, cała zapłakana.
– Widzisz,
co zrobiłaś?! – Wiosna zerwała się z miejsca. Podbiegła do
czarnowłosej siostry i popchnęła ją.
– Przecież
to nie jest moja wina. To one! – Wskazała palcem płyciznę, gdzie
jeszcze chwilę wcześniej znajdowały się syreny. Już ich tam nie
było. Udało jej się tylko dostrzec znikające pod wodą ogony, ich
właścicielki postanowiły przeczekać zamieszanie w głębinach.
– Sprowokowałaś
je do tego! – Do kłótni dołączyła Lato, nadymając policzki.
– Ale
to ty pierwsza rzuciłaś we mnie piłką!
– Dosyć!
– krzyknęła blondynka. – Ty idziesz tu, a ty tu. – Odwróciła
siostry w przeciwne strony i odprowadziła kilka kroków. – Inaczej
się pozabijamy.
– Z
wielką chęcią stąd odejdę, bo, jakbyście nie zauważyły,
chciałam to zrobić już wcześniej – fuknęła, po czym
faktycznie skierowała się w stronę obszaru wiecznie pokrytego
śniegiem.
– Dobrze,
ja idę zobaczyć, co z jesienią.
– Wiosno...
– zawołała jeszcze siostrę Lato. – Spróbujesz naprawić tę
piłkę? Dostałam ją od Ziemi na urodziny.
– Spróbuję
– odparła, oglądając dziurę w zabawce. – Tylko nic nie
obiecuję – zastrzegła od razu.
***
– Jesień,
przecież tak nie można... – Dopadła do siostry płaczącej w
oknie. Siedziała ona na parapecie i obracała w dłoniach
przemoczoną książkę, nie wiedząc, co z nią zrobić. – To
niepoważne, żeby tak histeryzować z powodu...
– Nie
waż się mówić, że to tylko książka! – Brunetka w jednej
chwili z rozpaczy przeszła w złość. Zmarszczyła brwi oraz wbiła
nieustępliwy wzrok w Wiosnę, chociaż nadal pociągała nosem.
Położyła lekturę przed sobą, otwartą w połowie. Delikatnie
gładziła strony, lecz i tak się marszczyły.
– To
nic nie da. Trzeba włożyć między każdą kartkę papier
toaletowy, a później zamknąć tom i przyłożyć jakąś ciężką
encyklopedią. – Blondynka zdawała się analizować wszelkie
możliwości uratowania powieści. – Inaczej wszystko tylko
bardziej się pomarszczy... – Zaraz wracam!
– Gdzie
ty idziesz? – Tym razem zdenerwowanie odeszło w zapomnienie. W
oczach brunetki z powrotem pojawiły się łzy. Nie chciała zostawać
sama.
– Chcesz
jeszcze przeczytać tę książkę czy nie? Przecież mówię, że
zaraz wrócę. – Uśmiechnęła się uspokajająco, po czym
wybiegła z pokoju.
Łazienka
znajdowała się na końcu korytarza. Każdego ranka na odcinku tych
kilku metrów odbywał się prawdziwy wyścig, a nagrodą dla
zwycięzcy było pierwsze miejsce w kolejce do świątyni
dumania. Walka zawsze
przedstawiała się bardzo zacięcie, chociaż brały w niej udział
wyłącznie cztery siostry, co w sumie tylko bardziej utrudniało
sprawę.
Wracając
do pokoju, Wiosna musiała przejść obok gabinetu swoich opiekunek.
Gdy mijała go w jedną stronę, nie zauważyła w środku nikogo. O
tej porze nauczycielki powinny prowadzić lekcje dla wróżek w innym
budynku. Kiedy w drodze powrotnej dziewczyna zbliżyła się do
uchylonych drzwi, usłyszała znajome głosy. Zapewne nie
poświęciłaby temu zbytniej uwagi, gdyby do jej uszu mimowolnie nie
dotarło imię jednej z jej sióstr. Natychmiast cofnęła się o
krok, aby mentorki nie zauważyły jej w świetle wyjścia do holu.
Nie
musiałaby podsłuchiwać, jeśli inni nie traktowaliby jej jak
dziecko. Miała szesnaście lat, a podczas rozmów z dorosłymi,
kiedy chciała coś wtrącić, ignorowano ją, praktycznie za każdym
razem. O wielu rzeczach dowiedziała się tylko dzięki temu, że
sama zadbała o swoją wiedzę. Nie dawali jej wyboru.
Zbliżyła
się do drzwi, tym razem powoli, i dyskretnie zajrzała do
pomieszczenia. O solidne biurko opierała się Ziemia. Zielona
marynarka i błękitna suknia nadawały jej dodatkowej powagi. Całą
swoją uwagę skupiała na Słońcu, przedstawiając jej zawzięcie
swój punkt widzenia. Druga kobieta zdawała się nie przejmować aż
tak omawianym problemem. Wyglądała przez okno, a jej długa, złota
suknia mieniła się hipnotyzującym blaskiem w świetle wpadającym
z zewnątrz.
– One
nie są gotowe, nie umieją ze sobą współpracować... To
rozkapryszone nastolatki. Nie zrozumieją istoty powierzonej im roli.
– Ziemia kontynuowała swój wywód.
– Zrozumieją.
Będą musiały.
– Co
masz na myśli? – Z jakiegoś powodu kobieta w dwukolorowej
garsonce oderwała wzrok od rozmówczyni i powiodła nim po
gabinecie. Na ten ruch Wiosna z bijącym sercem oparła się plecami
o ścianę po stronie korytarza.
– Chaos
już wie, co robić, jeśli im się nie uda. Umowa jest prosta.
Ukryta
dziewczyna zebrała się na odwagę i szybko przebiegła obok drzwi,
uciekając do swojego pokoju. Próbowała przeanalizować to, co
usłyszała, ale ciągle nie mogła uwierzyć. Ich opiekunki zawarły
umowę z Chaosem? A jeśli ona i jej siostry nie nauczą się ze sobą
współpracować to co? On przejmie władzę nad naturą? Przecież
każdy o zdrowych zmysłach zdawał sobie sprawę, że to zapowiadało
jedną wielką katastrofę.
Przeznaczenie
sióstr było im znane od jakiegoś czasu, nie wiedziały tylko,
kiedy wejdzie w życie. Miały zyskać swoją moc, jak już będą
gotowe, cokolwiek miało to znaczyć. Nigdy nie otrzymały
dokładniejszych informacji, same również nie dopytywały. W
związku z tym dni mijały im na codziennych, często niezbyt
produktywnych zajęciach. Objęcie ról Pór Roku wiązało się z
mnóstwem dodatkowych obowiązków, dlatego nie śpieszno im było do
zakończenia nauki, która miała przygotować je do przyszłych
stanowisk.
Ziemia
i Słońce były dla sióstr najważniejszymi osobami, zawsze mogły
liczyć na wsparcie z ich strony. Teraz wszystko wskazywało na to,
że opiekunki zdradziły swoje podopieczne. Wiosna nie umiała
wytłumaczyć w żaden inny sposób podsłuchanej rozmowy.
Wyrwała
się z rozmyślań, kiedy sprawa z książką była już załatwiona
– przedmiot leżał na szafce, przyłożony słownikiem elfów, a
spomiędzy jego kartek wystawał papier toaletowy. Najwidoczniej
wszystkie czynności wykonywała automatycznie i bez żadnego słowa,
co chyba odpowiadało siedzącej naprzeciwko Jesieni.
– Powiedz
mi, jak określiłabyś naszą czwórkę? – zapytała blondynka. –
Jednym słowem.
– Chaos
– odparła druga z sióstr, zapatrzona w coś za oknem.
– To
naprawdę trafiłaś w sedno...
– Nie,
to nie było do ciebie – poprawiła się Jesień. – Spójrz. –
Wskazała Wiośnie postać kryjącą się między drzewami
pobliskiego lasu. Białe włosy chłopaka odcinały się na tle
bujnej zieleni. Nie trudno było go zauważyć.
– Ach,
ten Chaos. Nawet dobrze się składa. – Blondynka zeskoczyła z
parapetu i, pokonując labirynt korytarzy, dotarła do wyjścia z
budynku. Ściana lasu zaczynała się kilka metrów dalej, a chłopak
nadal stał w tym samym miejscu.
Piękna
słoneczna, wręcz upalna pogoda, która uraczyła Lato lekkimi
poparzeniami słonecznymi jeszcze kilkadziesiąt minut wcześniej,
stawała się coraz bardziej niesprzyjająca, im bliżej białowłosego
chłopaka podchodziła zdenerwowana Wiosna. Wytoczył najcięższe
działa. Dziewczyna dziwiła się, że wiatr, który o mało jej nie
przewrócił, nie zamienił się jeszcze w tornado. Pochyliła się
do przodu, próbując przezwyciężyć siłę żywiołu. Bardzo
powoli posuwała się do przodu, nie wiedziała jakim cudem, ponieważ
na zdrowy rozsądek i według praw fizyki powinna się raczej cofać.
Chłopak,
prawdopodobnie specjalnie albo w wyniku ewidentnej bezcelowości
swoich działań, uspokoił wichurę po dłuższej chwili. W wyniku
tego, próbująca się do niego dostać uczennica, upadła na twarz.
Westchnęła tylko i podniosła się.
– Co
ty tu robisz? – zapytała, otrzepując sukienkę.
– Stoję.
To ty czegoś ode mnie chcesz.
– Gdybyś
nie miał żadnego celu w przebywaniu tu, nie próbowałbyś się
mnie pozbyć.
– Wybacz,
niektóre zjawiska pogodowe są trudne do opanowania. – Jakby na
potwierdzenie jego słów, kolejny, chociaż dużo słabszy podmuch
powietrza uderzył w dziewczynę, aż ta lekko się zachwiała.
– Przestań
już z tymi gierkami. Przejmiesz naszą rolę na stałe, jeśli się
nie pogodzimy. Tak, coś na ten temat usłyszałam. Nie pozwolimy ci
na to.
Chaos
podniósł jedną brew w zdziwieniu. Stojąca przed nim blondynka
twierdziła, iż wie wszystko. Nie wiedział, czy to pomysł
opiekunek sióstr, czy informacja, a raczej jej część, wypłynęła
w całkiem inny sposób, ale nie on powinien wszystko odkręcać.
Postanowił zaimprowizować i zobaczyć, jak sytuacja się potoczy.
– Mówisz
w imieniu was czterech, tylko jakoś ich tu nie widzę. – Rozłożył
ręce, rozglądając się po pustym lesie. – Niezbyt dobrze
świadczy to o poziomie waszej jedności. Zróbmy tak, dziewczynko...
– Zawiesił głos, ale nie doczekał się gwałtownego protestu.
Może i Wiośnie nie spodobał się sposób, w jaki ją potraktował,
lecz wiedziała, że ma rację. Wyglądał na chłopaka niewiele
starszego od niej, a tak naprawdę istniał, odkąd powstał świat,
kto wie czy nie wcześniej. – Na tę chwilę nie mamy już sobie
nic do powiedzenia, chyba że sądzisz inaczej? – Nie padła żadna
odpowiedź. – Cudownie, że tak szybko doszliśmy do porozumienia.
Teraz wybacz, śpieszę się na spotkanie.
Blondynka
stała z otwartymi ustami, kiedy Chaos rozpłynął się w powietrzu.
Przez chwilę mogła jeszcze zauważyć jego mglisty zarys, ale kiedy
i on zniknął, po obecności chłopaka nie został żaden namacalny
ślad.
– Dlaczego
on musi mieć rację? – Westchnęła. – To prawda, jestem tu
sama! Jak mam przekonać siostry, że dzieje się coś dziwnego, co
może wpłynąć na nasze życie? Przecież każda z nich będzie
chciała zrobić mi na złość, a także sobie nawzajem. Co zrobi
jedna, tego nie zrobi druga, a trzecia jeszcze przeszkodzi pierwszej,
żeby ta czwarta, w tym wypadku ja, musiała się denerwować.
Zapomniała
o Jesieni, zapewne nadal obserwującej ją z okna. W ogóle przestała
myśleć o czymkolwiek. Jej nogi same wybrały ścieżkę, którą
pokonywała już niezliczoną ilość razy i najwidoczniej mogła to
robić bez udziału świadomości. Podciągnęła tylko kołnierzyk
cienkiego sweterka bliżej szyi, ponieważ zaczął wiać zimny,
przenikliwy wiatr – ostatnie świadectwo o obecności Chaosa.
Ocknęła
się dopiero na polanie. Siedziała na ziemi wśród polnych kwiatów
i gładziła palcami drobne płatki. Nigdy nie zrywała roślin.
Wolała obserwować, jak rosną, rozwijają swoje pąki, niż
stopniowo więdną niezależnie od ilości dostarczonej wody.
Kiedy
na jej dłoni usiadł wielobarwny motyl, podniosła rękę, aby
lepiej przyjrzeć się owadowi, spojrzeć w jego niezwykłe oczy.
Wiedziała, czyją obecność zwiastowały motyle.
– Dawno
cię nie widziałam, Mariposo. – Obróciła się. Za nią stała
elfka otoczona liczną grupą kolorowych owadów. Niektóre siadały
na kwiatach wplecionych w jej włosy.
– Wszystko
przez to, że dawno tu nie przychodziłaś. – Usiadła obok Wiosny,
a latający towarzysze otoczyli je obie. Ten widok miał w sobie coś
magicznego.
– Chyba
podświadomie szukałam tu odpowiedzi. Powiedz mi – spojrzała w
oczy znajomej – czy my, ja i moje siostry, naprawdę nie będziemy
umiały się nigdy pogodzić? Stanąć wspólnie po jednej stronie,
przeciwko wspólnemu zagrożeniu?
– Już
to, że zadajesz sobie takie pytania, świadczy o chęci zmian.
– Co
z tego, skoro ja jedna nie zmienię nas wszystkich! Bez tego
poniesiemy porażkę, której skutki odczują wszyscy. – Objęła
się ramionami. Miała wrażenie że temperatura cały czas spada.
– Poproś
opiekunki o pomoc. Są dla was jak najbliższa rodzina. Twoje siostry
posłuchają ich.
– Nie.
Słońce i Ziemia nie mogą wiedzieć o tym, że... że usłyszałam
pewną rozmowę. – W pierwszym odruchu chciała ukryć swoje
zachowanie, ale ufała elfce, przyjaźniły się od dawna. Traktowała
Mariposę jak starszą siostrę, której można się poradzić w
każdej sprawie i wykorzysta ona swoje doświadczenia, aby coś
doradzić.
– O
czym była ta rozmowa zapewne mi nie powiesz?
– Nie,
tym razem nie będę cię w to mieszać. Chyba jednak możesz
podpowiedzieć mi, co mam zrobić z dziewczynami? Tak jakby to była
zwykła sytuacja, wynik jednej z naszych kłótni.
– Dobrze,
a więc znowu się pokłóciłyście? – Westchnęła, akceptując
zaproponowaną jej rolę. – Przecież muszę coś z tym zrobić,
zdarza się to wam za często. – Zamyśliła się na chwilę. –
Możesz wykorzystać różniące was cechy na swoją korzyść, tylko
do każdej siostry trzeba podejść indywidualnie. To, co nakłoni do
działania jedną, może zniechęcić drugą. Porozmawiaj z każdą
osobno, tak żeby reszta o tym nie wiedziała...
– I
wtedy, nawet jeśli prawda wyjdzie na jaw, będą już rozumieć
powagę sytuacji. Dzięki! – Zerwała się z miejsca, płosząc
chmarę motyli. – Wezmę się za to od razu. Chociaż mogłabyś mi
pomóc z jeszcze jedną rzeczą. Wiesz może, z czego mogę zrobić
klej, aby naprawić piłkę Lata?
– Tak,
oczywiście, że wiem – odparła z ociąganiem, przyglądając się
chabrowi, który wcześniej bezwiednie gładziła Wiosna. Teraz
zdawał się bardziej rozwinięty i większy.
***
Do
domu wracała już dużo wolniej, jakby chciała odsuwać w
nieskończoność moment, kiedy będzie musiała wziąć wszystko w
swoje ręce. Ilość niewiadomych ją przerażała. Na dobrą sprawę
nie wiedziała nic konkretnego. Wszystko opierała na strzępku
usłyszanej rozmowy i związanych z tym złych przeczuciach. Nie
mogła jednak o tym zapomnieć i udawać, że nic się nie dzieje. W
najgorszym przypadku wyjdzie na przewrażliwioną histeryczkę.
Równie dobrze może mieć rację i okłamywano je od lat. Nie
wiedziała już, który scenariusz będzie gorszy.
Nie
miała już czasu na wahania. Stanęła przed drzwiami do szkoły i
zdecydowanym ruchem otworzyła ich ogromne skrzydło. Tuż za progiem
przywitały ją dwa młode fauny grające w berka, o mało się z nią
nie zderzając. Nie zwróciła na nie większej uwagi. Skierowała
się prosto do pokoju dzielonego z siostrami.
Zastała
Jesień na parapecie, tym samym, gdzie ją wcześniej zostawiła.
Była zajęła wyjmowaniem papieru toaletowego spomiędzy kartek
powieści i sprawdzaniem wielkości szkód wyrządzonych książce
przez słoną wodę. Nawet nie podniosła głowy, ale odezwała się
do Wiosny, gdy tylko ta zamknęła za sobą drzwi.
– Długo
cię nie było.
– Przepraszam,
że wybiegłam bez żadnego wytłumaczenia. Za to ty wyglądasz,
jakbyś nie ruszyła się z miejsca.
– Bo
to prawda. – Spojrzała przez okno. Silny wiatr poruszał koronami
drzew, a deszcz rozbijał się o szyby. Musiał zacząć padać zaraz
po tym, jak blondynka weszła do szkoły, ponieważ była sucha.
– Tak
właściwie to spodziewałam się tego. Pomożesz mi z piłką
plażową? – Usiadła obok Jesieni, w jednej ręce trzymając
sflaczałą zabawkę, a w drugiej zawiniątek z liści, w którym
Mariposa schowała naturalny klej. Kiedy obie były pochłonięte
naprawianiem zabawki, postanowiła natychmiast przystąpić do planu.
– Pamiętasz, o co wcześniej cię pytałam?
– O
naszą zgodę, a raczej jej brak – poprawiła się.
– To
nie było bez powodu. Dowiedziałam się o czymś, co dotyczy całej
naszej czwórki.
– Coś
groźnego? – Otworzyła szeroko oczy, ukazując zaawansowanie
ogarniającego ją strachu.
– Nie!
– Nie mogła przerazić Jesieni na samym początku. Wolała
zachować część podejrzeń dla siebie i stworzyć łagodniejszą
wersję wydarzeń. – Po prostu, jeśli nic z tym nie zrobimy, nasza
przyszłość nie będzie taka, jak ją sobie wyobrażałyśmy.
– Przestań
dawkować informacje i mów!
Wiosna
spojrzała na siostrę z lekkim zaskoczeniem. Zawsze była ona
wycofana, rzadko kiedy zdradzała własne zdanie na jakiś temat. Tym
razem również była nieco zdenerwowana, ale ewidentnie chciała
działać.
– Jeszcze
trochę i nasz wieczny konflikt wykorzysta Chaos. Planuje trwale
przejąć kontrolę nad pogodą i naturą. – Rzuciła okiem na
okno. Do szyby zaczęły przyklejać się pierwsze płatki śniegu. –
Właśnie o tym mówię. – Wskazała palcem dziwne zjawisko. –
Jeszcze kilka godzin temu można było się opalać.
– Tak
nie może być na zawsze... Co możemy zrobić?
– Sądzę,
że kiedy staniemy we cztery przed Chaosem i nie pozwolimy mu dalej
rujnować świata i życia wszystkich stworzeń, w tym ludzi, będzie
musiał odpuścić.
– A
co jeśli nie? Jego rolą jest niszczenie ładu i porządku. Gdyby
zajął nasze miejsce, mógłby robić to praktycznie bezkarnie, na
olbrzymią skalę.
– Spróbujemy
zrobić coś w tej sprawie, oczekują tego od nas. Nie możemy poddać
się na starcie, zakładając, że i tak nic nam się nie uda. –
Starała się mówić jak najbardziej emocjonalnie, co zawsze
trafiało do Jesieni. Musiała się naprawdę przejąć, żeby
przystać na plan konfrontacji.
– Staniemy
przed nim wszystkie? Ramię w ramię?
– Tak,
oczywiście. – Co z tego, że jeszcze nawet nie rozmawiała z
resztą. Wtedy liczyło się to, aby zapewnić jedną siostrę o jej
bezpieczeństwie. Inaczej przedsięwzięcie skończyłoby się, zanim
na dobre by się zaczęło.
– Porozmawiajmy
z opiekunkami! Pomogą nam we wszystkim. – Już podnosiła się z
parapetu, kiedy Wiosna złapała ją za ramiona i posadziła na
miejscu.
– Ciszej!
– syknęła. – Ziemia i Słońce nie mogą się dowiedzieć, że
my wiemy.
– Nie
rozumiem. – Jesień utkwiła w siostrze zagubione spojrzenie.
– To
z ich rozmowy dowiedziałam się o wszystkim. Początkowo nie
chciałam ich podsłuchiwać, ale usłyszałam nasze imiona i...
Teraz po prostu wolałabym minąć ich gabinet. Wszystko byłoby
prostsze.
– W
takim razie wiedzą o wszystkim i nic z tym nie robią? Dlaczego?
– Nie
tylko nic nie robią. Wygląda na to, że mu pomagają. Zawarły z
nim jakąś umowę. Możemy nie spełniać ich oczekiwań, lecz taka
decyzja odbije się na całym świecie, nie tylko naszym. – Mówiła
spokojnym głosem, chociaż miałaby ochotę wykrzyczeć wszystkie
tłumione żale i zarzuty. Byłoby to jednak nierozsądne. Ktoś na
pewno by ją usłyszał. Nagle uświadomiła sobie coś. – Nie
możemy rozmawiać o tym tutaj. Jak przyjdą dziewczyny, zachowujemy
się normalnie, jasne? Znajdę sposób, żeby bez podejrzeń zebrać
nas w jednym miejscu poza szkołą.
"A
przed zebraniem pasowałoby jeszcze przekonać pozostałe dwie"
– dodała w myślach.
Zdążyła
w ostatnim momencie. Do pokoju wpadła właśnie zmarznięta Lato,
wytrzepując śnieg z włosów i rozcierając dłonie. Wiosna szybko
schowała piłkę za plecy. Miała ona być pretekstem do późniejszej
rozmowy w cztery oczy z właścicielką przedmiotu.
– Gdzie
Zima? – zapytała blondynka, nie słysząc kroków następnej osoby
zbliżającej się do drzwi.
– Wzięła
tylko cieplejsze ubrania z szafy i wróciła na tę zimnicę. –
Lato ponownie przeszły dreszcze na myśl o paskudnej pogodzie. – W
dolinie śnieg się nie utrzymuje, ale w górach już tak.
– Miała
się z kimś spotkać?
– Nie.
– Energicznie potrząsnęła głową, aż jej rude warkocze odbiły
się od policzków. – Chciała kontemplować różnorodność
wzorów śnieżynek w samotności.
Wiosna
natychmiast zauważyła swoją okazję.
– Przecież
zaraz się ściemni! – Udała zmartwioną. – Idę.
– Gdzie?
– spytała zaskoczona Jasień.
– Do
Zimy. Zadbam, żeby się nie przeziębiła i zaraz wróciła.
– Ona
i przeziębienie? – Lato parsknęła śmiechem. – Przecież ona
przyjaźni się z yeti!
Blondynka
nie zwracała uwagi na słowa siostry. Po prostu wybiegła z pokoju
i, zahaczając o pralnię, skąd zabrała swój najgrubszy płaszcz,
opuściła budynek. Wybrała ścieżkę prowadzącą w góry i
przyspieszyła kroku.
***
– I
ty chcesz, żebym ci uwierzyła? – zapytała brunetka, po
wysłuchaniu wszystkiego, co miała do powiedzenia Wiosna. Nie
przerwała nawet łapania w
dłonie padającego śniegu.
O dziwo płatki nie rozpuszczały się po dotknięciu jej gołej
skóry.
– Tak,
chcę.
– Podaj
mi jeden powód. Byle dobry.
– Może
dlatego, że jestem twoją siostrą? – Czuła, jak jej policzki
czerwienieją ze zdenerwowania. Nie było jej nawet zimno, chociaż
zachodzące słońce potęgowało chłód. – Nieważne! Zapomnij o
wszystkim. – Podniosła ręce w geście poddania. – Lato miała
rację, straciłam tylko czas i zdrowie przychodząc tu. Od razu było
wiadomo, że masz nas gdzieś. Przynajmniej we trzy zrobimy wszystko,
co możliwe. – odwróciła i zaczęła powoli odchodzić z wysoko
uniesioną głową.
– Zaczekaj!
– krzyknęła po chwili Zima.
Wiosna
zatrzymała się w pół kroku i uśmiechnęła pod nosem. Wjazd na
ambicję zawsze działa. Zanim obróciła się z powrotem do siostry,
przybrała kamienną twarz wyrażającą kompletną ignorancję.
Uniosła jedną brew i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej,
ponaglając brunetkę.
– Lato
stwierdziła, że ja nic w tej sprawie nie zrobię?
– Tak.
Kiedy usłyszała całą historię, jej pierwszymi słowami było:
musimy poświęcić temu dwa razy więcej zaangażowania,
gdyż na pewno staniemy przed Chaosem we trzy. Jeśli
przez ciebie stracimy szansę na otrzymanie mocy Pór Roku, każdy
zapamięta cię jako tę złą, egoistyczną, wyrachowaną...
– Wystarczy
– przerwała jej Zima. – Zrozumiałam. Nie chciałam was zostawić
z tym zadaniem. Po prostu nie mogłam wejść w coś, co nie było
potwierdzone. Przecież wszystko opiera się wyłącznie na tym, co
ty usłyszałaś, co ty – zaakcentowała, wskazując ją palcem –
widziałaś. Czy to nie dziwne?
– Nie
pogrążaj się. Reszta nie miała takich problemów. Proste pytanie.
Będziesz z nami czy nie?
– Będę
– odparła po chwili ciszy.
– Rozumiesz
wszystko? W murach szkoły nie wspominamy o tym ani słowa. Teraz już
wracajmy, jeszcze ktoś zauważy naszą nieobecność. Zresztą,
śnieg przestał padać.
Brunetka
spojrzała w niebo, po czym warknęła coś pod nosem.
***
– Moja
piłka! – Lato aż pisnęła z radości, kiedy następnego dnia
Wiosna przekazała jej naprawioną zabawkę.
– Tylko
jest pewien problem. Nie możesz grać nią w wodzie, bo za każdym
razem trzeba by było kleić ją od nowa.
– Jasne,
jasne. Na plażę będę zabierała inną. Chciałaś ze mną jeszcze
o czymś porozmawiać?
– Skąd
wiesz?
– Nie
ciągnęłabyś mnie tak daleko od szkoły, żeby przekazać mi
piłkę.
– No
tak, masz rację. – Odetchnęła z ulgą. Przez chwilę bała się,
że Jesień wszystko jej powiedziała poprzedniego wieczoru, kiedy
zostały same w pokoju. – Nie chciałabyś utrzeć nosa Chaosowi?
– Mów
dalej... – Tyle razy zepsuł jej humor i spotkanie ze znajomymi, że
na samą myśl o lekkiej zemście uśmiechnęła się szeroko. Wraz z
kolejnymi informacjami usłyszanymi od Wiosny robiło się jednak
coraz poważniej.
– Tak
to wygląda. Mam nadzieję, że rozumiesz, jak ważne jest to, abyśmy
osiągnęły cel wspólnie. Oczywiście postąpienie właściwie, dla
dobra wszystkich, nie wyklucza odrobiny zabawy. No hej, nie ma się
co zastanawiać! – Szturchnęła ją przyjacielsko w bok. –
Wyobraź sobie minę Chaosa, kiedy wyprzedzimy jego ruch i zniweczymy
niecne plany.
– Wyobraziłam
sobie! – Obie zaczęły śmiać się w głos.
– Czyli
mogę to uznać za całkowitą zgodę?
– Możesz.
Dziewczyny już wiedzą?
– Tak.
Ciebie zostawiłam na koniec, bo wiedziałam, że to będzie tylko
formalność.
– Chyba
aż za bardzo wczuły się w sytuację. Spójrz, już czekają.
Faktycznie,
Jesień i Zima wyszły im na przeciw. Na horyzoncie majaczył już
budynek szkoły. Siostry szły energicznym krokiem i wyglądały na
zdenerwowane. Wiosna natychmiast to zauważyła i przebiegła
dzielący je odcinek, aby szybciej dowiedzieć się powodu ich
niecodziennego, wspólnego spaceru.
– Słońce
i Ziemia najprawdopodobniej słyszały, że rozmawiamy o Chaosie. –
Brunetka nawet nie czekała na pytanie.
– Jak
to? Gdzie? Kiedy? Co słyszały?
– Przed
chwilą. Przyszły, żeby zabrać nas na zajęcia.
– Dlaczego
rozmawiałyście o nim na terenie szkoły? Przecież mówiłam, żeby
tego nie robić! Wiedziałam, że prędzej czy później tak to się
skończy, a teraz skończyło się nawet szybciej, niż zakładałam
w najgorszych scenariuszach.
– Wiesz
co, może i żałowałabym wpadki, gdybym nie dowiedziała się
wtedy, że mnie oszukałaś! Ją zresztą też. – Skinęła na
Jesień, ale nawet na nią nie spojrzała. – Lato nic takiego o
mnie nie mówiła. Mało tego, ona jeszcze wtedy o niczym nie
wiedziała.
– O
czym nie wiedziałam? Czego nie mówiłam? – Zapytała Lato, która
dopiero doszła do sióstr. Nie śpieszyła się jak blondynka.
– Podobno,
kiedy tylko Wiosna opowiedziała ci o sprawie, stwierdziłaś, że na
pewno was oleję.
– Ja
nic takiego nie mówiłam... Dopiero przed chwilą zostałam
wtajemniczona.
– No
widzisz, a według Wiosny jednak tak! Zresztą każda z nas była
werbowana jako ostatnia. Przynajmniej tak twierdziła.
– To
nie ma teraz znaczenia. – Próbowała uspokoić siostry i przekazać
im nieco swojego opanowania, ale sytuacja zaczęła wymykać jej się
spod kontroli. – Musiałam tak zrobić. Inaczej bym was nie
przekonała i dobrze o tym wiecie.
– A
próbowałaś? – oburzyła się Zima.
Kłótnię
przerwał odgłos oklasków, powolnych, szydzących. Wszystkie
dziewczyny odwróciły się w kierunku, skąd dobiegał dźwięk. W
ich stronę szedł Chaos. Jak zwykle pojawił się nie wiadomo jak i
nie wiadomo kiedy.
– Brawo,
brawo! Takiego widowiska mimo wszystko się nie spodziewałem. No
właśnie o tym mówiłem. Nie umiecie współpracować. Nie umiecie
dogadać się w najprostszych sprawach i zawsze zrzucacie wszystko na
resztę.
– Przecież
jesteśmy tutaj wszystkie! Stoimy przed tobą, ponieważ żadna z nas
nie chce pozwolić na twoje rządy. Właśnie o to chodziło. –
Wiosna nie rozumiała, co zrobiła źle.
– Walczące
ze sobą armie w momencie starcia również są w jednym miejscu,
można by powiedzieć, że razem, ale raczej nie współpracują dla
wspólnego celu.
– Och,
przestań już gadać! – Zima machnęła ręką w jego stronę.
Razem z tym ruchem powstała chmura lodowych igieł, która skupiła
się na jego ustach.
Chaos
otworzył tylko szeroko oczy ze zdziwienia, a może z uznania?
Siostry były po prostu zdziwione i zdezorientowane.
Jako
pierwsza w ślady Zimy poszła Lato. Sama nie wiedziała, co
dokładnie robi. Skupiła się na czymś, co ma wewnątrz siebie, a
co do tej pory skutecznie ukrywała, nie do końca świadomie.
Powietrze wokół nich zrobiło się cieplejsze, chociaż słońce
zakrywały gęste chmury. Lód na twarzy Chaosa momentalnie stopniał.
– Ktoś
tu się czegoś nauczył – powiedział, chociaż trochę
niewyraźnie przez zmarznięte wargi. – Szkoda, że współpraca
nadal leży...
Wiatr
znów zaczął tworzyć mini-tornado zakrywające jego postać.
Wiosna wiedziała, że w ten sposób próbuje zniknąć. Nie mogła
na to pozwolić, więc zrobiła pierwsze, co przyszło jej do głowy.
Przykucnęła i dotknęła ręką ziemi. Kiedy zaczęła powoli ją
podnosić, wszelkie rośliny w pobliżu zaczęły rosnąć. Sunęły
po podłożu w stronę chłopaka. Wreszcie pierwsze pędy dotarły do
jego nóg, zaczęły się wokół nich owijać, tworząc coraz
grubsze sploty. Chaos popełnił błąd, nie zwracając na nie uwagi.
Uniemożliwiło mu to ucieczkę. Z każdą chwilą był coraz mocniej
przywiązany do miejsca, gdzie stał. Po jakimś czasie uścisk łodyg
przestał się zwiększać, lecz dziewczyny nie zostawiły mu okazji
do ucieczki.
– Lato,
musisz je przejąć – krzyknęła blondynka. – Ja nie mogę ich
wzmocnić. To już twoja rola.
Siostra
skinęła głową, zadowolona, że teraz ona może coś zrobić. Pod
gestami jej dłoni rośliny zaczęły sięgać coraz wyżej, a ich
pędy stały się grubsze. Plątaniny nie dało się w żaden sposób
rozerwać.
– Zobaczymy,
co zrobicie z tym – wymamrotał pod nosem.
Zaczęło
się od pojedynczych ziarenek, które zaczęły wpadać w oczy.
Niedługo później w siostry uderzyła cała burza piaskowa.
Trzymanie oczu otwartych było praktycznie niemożliwe, a organizm
protestował przed każdym oddechem, próbując uniknąć uduszenia.
– Jesień!
– Wiosna ustawiła się tyłem do zamieci. – Musisz zorganizować
deszcz! Słyszysz?! – Próbowała przekrzyczeć wszechobecną
wichurę. Kiedy jednak poczuła pierwsze krople na skórze,
zrozumiała, że się udało.
Mokry
piach opadł, jednocześnie brudząc wszystkich. Chaosowi nie udało
się na tyle rozproszyć dziewczyn, aby ich moc osłabła.
– Teraz
ty, Zimo. Wiesz, co robić.
– Z
przyjemnością. – Uśmiechnęła się, ale nie było to przyjazne.
Na jeden jej gest przemoczony Chaos pokrył się lodem.
Siostry
spojrzały na siebie z wyrazem radości. Współpracowały. Nie
kłóciły się, ponieważ wszystko działo się tak naturalnie...
Gdy jedna zrobiła wszystko, co mogła, jej miejsce zajmowała druga,
tak jakby to miało się dziać dokładnie w ten jeden ustalony
sposób.
– Egzamin
zaliczony pomyślnie.
Gdyby
nigdy nic pomiędzy nimi pojawiły się opiekunki. Słońce uwolniła
Chaosa, co ten przyjął z ulgą.
– Jaki
egzamin?! – krzyknęły we cztery jednocześnie.
– Wiosno,
usłyszałaś część naszej rozmowy, ale gdybyś zaczekała chwilę
dłużej, chociaż nie pochwalam twojego zachowania, dowiedziałabyś
się, o co tak naprawdę chodziło – zaczęła Ziemia. – Mogłaś
również najzwyczajniej w świecie zapytać, a nie tworzyć wielkie
teorie spiskowe.
– Mówiłyście
o Chaosie i jakiejś umowie z nim. Podobno wiedział, co robić,
jeśli nam się nie uda. Zabrzmiało to tak, jakby miał zająć
nasze miejsce!
– Wszelka
harmonia powstaje z chaosu. – Chłopak podszedł bliżej. Nie
wyglądał na zdenerwowanego czy żadnego zemsty za uwięzienie i
zamrożenie. – Moja rola również była znana od dawna. Miałem
nakłonić was do odkrycia swoich mocy, które posiadałyście od
dawna. Miałem być pretekstem do waszego zjednoczenia. Mam również
być żywą przestrogą, abyście nigdy nie przestały współpracować,
ponieważ wtedy wrócę. Zdaje mi się, że wykonałem wszystkie
zadania.
– Nikt
nie może zająć waszych miejsc. Przeznaczenia nie możecie się
pozbyć, co najwyżej nieco przesunąć w czasie. Byłyście jednak
wyjątkowo krnąbrne, a chciałyśmy, abyście do niektórych rzeczy
doszły same. Nic tak nie łączy jak wspólny wróg. – Słońce
przez chwilę szukała odpowiednich słów. – Ciężko wam żyć
razem, ale nie możecie istnieć oddzielnie. Wasze różnice
dopełniają się wzajemnie, tak jak atrybuty.
– Jakie
atrybuty? – zaciekawiła się Lato.
– Twoim
jest energiczność i pogoda ducha. Do Jesieni należy melancholia.
Zima jest bezwzględna i surowa – wyliczała Ziemia.
– A
co ze mną? – dopytywała Wiosna.
– Do
ciebie należy kreatywność. Budzisz przyrodę do życia i tworzysz
coś z niczego. Pozostałe Pory Roku tylko to kontynuują i
dopełniają – tłumaczyła Słońce.
– W
takim razie co teraz? – pytała dalej blondynka.
– Zaczynamy
prawdziwą naukę.
Gdzieś przeczytałam, że by móc powiedzieć o dwóch osobach, iż są podobne, wystarczy znaleźć jedną różnicę między nimi. Tak mi się przypomniało podczas lektury.
OdpowiedzUsuńCiekawie ukazane, jak to zaistniały pory roku. Plastycznie pokazałaś różnice między siostrami, zgrabnie opisałaś ich relację oraz to, jak łączą siły, by pokonać to, co może chcieć ich zniszczyć.
Tak porządnie opisałaś Chaos, że naprawdę myślałam, iż zagraża siostrom.
Ładny tekst.
Pozdrawiam :)
W sumie ciekawa ideologia (nie wiem, jak to nazwać... teoria?). Faktycznie może kojarzyć się z tym tekstem.
UsuńAkurat plastyczność shota była w planie od początku. Wszystko miało być nazwane bezpośrednio. Nawet Mariposa to "Motyl", ale to pewnie wiesz :)
W pierwotnej wersji zakończenie rozmowy Ziemi i Słońca miało być znane praktycznie od razu. Było dopisane, jak Wiosna pobiegła do pokoju. Czytelnik miał się trochę śmiać z naiwności i lekkiej paranoi Wiosny, ale ostatecznie (również po konsultacji zeznajomą xD) stwierdziłam, że taka, ostateczna wersja, nawet lepiej spełni tę rolę :)
Dziękuję, bo naprawdę miałam mieszane uczucia co do tego shota :)