Pożegnaj jutro: Pełni nadziei
Tekst na antologię
oczywiście musiał być spóźniony. Ostatnio w ogóle nie wyrabiam z czymkolwiek,
więc pisałam go na ostatnią chwilę, trzy razy zmieniając koncepcję. Przede
wszystkim dałam sobie spokój z kolejnym spojrzeniem na „Łowców”, co i tak nijak
mi szło. Ten tekst jest taki, jaki jest, ale akurat PJ naprawdę dobrze mi się
pisze. Możecie uznać to za taki wstęp do serii.
Wiosna to
piękny czas. Dni stają się dłuższe i cieplejsze, przyroda budzi się do życia,
wybuchając wszystkimi barwami świata. Wszystko wygląda całkiem inaczej, nie
jest już szaro-białe, przygnębiające. Można zrzucić ciepłe ubrania, wystawić
twarz do słońca i częściej spędzać czas na zewnątrz. Wszyscy są bardziej
żywotni, energiczni, szczęśliwsi. To dobry moment, żeby zacząć coś nowego. Nie
bez powodu mówi się, że wiosną przychodzi miłość. Każdy chciałby zakochać się
wiosną, przecież w tym tkwi cały romantyzm. Wiosną podejmujemy decyzje o
zmianach w życiu. Nowa praca, element wyglądu, nowa pasja. Wiosna to początek
pełny niewiadomych, do których podchodzimy z entuzjazmem i ciekawością. Pełni
nadziei, że przyniesie nam coś lepszego niż ubiegła zima.
I'm dead but I'm living
I've played the part I've been given
Still kicked outta heaven
I'm into nothing new.
I've played the part I've been given
Still kicked outta heaven
I'm into nothing new.
Nieczęsto zdarzało się, by
Corrie obserwowała wschód słońca. Zwłaszcza w ciągu ostatnich miesięcy. Teraz
jednak owinięta w koc siedziała na parapecie i oglądała budzącą się Jokohamę.
Znała ją tak dobrze, a jednak o tej porze była jej kompletnie obca. Jeszcze
cicha i spokojna. Większość ludzi nadal spało albo dopiero szykowało się do
pracy i codziennych obowiązków.
Niebo
powoli jaśniało, rozbłyskując ciepłymi kolorami. Pomarańcze i róże przeganiały
granat nocy, robią miejsce błękitowi, na który dumnie wstępowało słońce. Coraz
większe i cieplejsze, bo oto nastała wiosna.
Corrie
oparła głowę o chłodną szybę. Nie czuła się zmęczona, choć nie spała przez
większość nocy. Chyba nie potrafiła zasnąć bez podjęcia decyzji, więc siedziała
i myślała o tym wszystkim, co jej się przydarzyło. Wiedziała, że nie może
wiecznie pozostać w tym zawieszeniu. Chyba wiosna była odpowiednim momentem na
zmianę.
Drzwi
otworzyły się cicho. W progu stanął Ukitake. Białe włosy miał związane, co
oznaczało, że znowu pracował po nocy. Chwilę później podał Corrie kubek świeżo
zaparzonej herbaty. Drugi trzymał w dłoni i spojrzał na jaśniejące niebo.
– Świt to
naprawdę dziwna pora – stwierdził. – Już nie noc, ale jeszcze nie dzień.
– Nie
pamiętam, kiedy ostatni raz oglądaliśmy wspólnie wschód słońca – odparła. – To
musiało być dawno.
–
Rzeczywiście. – Uśmiechnął się łagodnie. – Czas tak szybko leci.
Nic więcej
nie dodał. Nie musiał. Oboje wiedzieli, co miał na myśli. Również dla niego
ostatnie miesiące były ciężkie, może nawet cięższe niż dla Corrie, bo musiał
obserwować zmagania córki z samą sobą. Mógł tylko przy niej być, skoro nie
udało mu się jej ochronić przed tym wszystkim.
– Chcę
wyjechać z Jokohamy – odezwała się cicho Corrie. – Zacząć wszystko od początku
i znów poczuć się żywą.
– Myślałaś
już, dokąd? – zapytał.
– Może
Karakura? Zaniedbałam Rukię i chciałabym jej to wynagrodzić.
Pokiwał ze
zrozumieniem głową. Sam przed sobą musiał przyznać, że poczuł ulgę, gdy
oznajmiła, że nie wszystkie więzi chce zrywać. Ta z Rukią była szczególnie
cenna i potrzebna. Zwłaszcza teraz.
– Co prawda
jest już po rekrutacji, ale myślę, że znajdzie się miejsce dla ciebie na
Uniwersytecie w Karakurze – stwierdził.
– Nie
musisz tego robić. Nic się nie stanie, jeśli pójdę na studia za rok. To moja
wina, że tak wyszło.
– Wierzę,
że nawet teraz zdasz egzaminy wstępne. Wystarczy ci to umożliwić. – Uśmiechnął
się. – Przeprowadzka brzmi nieźle. Karakura z pewnością jest spokojniejsza od
Jokohamy. Idealna dla takiego starego człowieka jak ja.
– Nie
jesteś stary, wujku – powiedziała z wyrzutem. – I nie oczekuję, że ze mną
pojedziesz. Przecież masz tu swoje życie, wujka Shunsuia i ciocię Nanao. Nie
mogę oczekiwać, że rzucisz wszystko, żeby ze mną pojechać.
Pogłaskał
ją po głowie czułym, ojcowskim gestem.
– Jesteś
moją córką i nie zostawiłbym cię samej w takim momencie. O mnie nie musisz się
martwić. Pracować mogę w każdym miejscu na świecie, a Kyoraku chętnie nas
odwiedzi. Przecież wiesz.
Spojrzała
przez okno, chcąc ukryć mokre oczy. Nie oczekiwała niczego, odkąd tyle spraw
spieprzyła przez zaślepienie i głupotę. Przecież miała tak wiele w życiu, a na
własne życzenie niemal to zniszczyła.
– Dziękuję,
wujku – szepnęła.
– Nie ma za
co. Prześpij się. Popołudniu poszukamy nowego domu. W Karakurze.
Every day is a battle
I made a deal with the devil
And now I'm deep into trouble
I made a deal with the devil
And now I'm deep into trouble
Squalo złapał za kostkę i
pogładził miękką skórę. Powolnym ruchem przesunął palce wyżej, zatoczył kilka
kręgów na kolanie i podążył dalej. Uśmiechnął się, widząc, jak Vivian krzywi
się we śnie, nie zrezygnował jednak ze swych zamiarów.
– Nie
szkoda ci palców? – mruknęła, nie otwierając oczu.
– Już się
obudziłaś?
Zielone
spojrzenie zmierzyło go z mieszanką irytacji i politowania. Nie zdążyła jednak
nic powiedzieć, bo pochylił się nad nią i pocałował, odbierając cały dech.
Oparła kolano na jego biodrze, uniosła własne.
– Jak
marcowy kot. – Zaśmiał się.
– Uważaj,
rybko, bo cię zjem – odparła.
Błysk w jej
oczach wprost mówił, że nie żartuje. Była zdolna go zniszczyć i doskonale o tym
wiedział. Udowadniała mu to każdego dnia, doprowadzając na skraj szaleństwa.
Jednak nie mógł się oprzeć tej nucie niebezpieczeństwa.
Wplotła
palce w jego białe kosmyki. Uwielbiała się nimi bawić, choć dla niego nie było
to takie przyjemne. Lekka obsesja na punkcie włosów zwykle doprowadzała do
tego, że robił się zirytowany. A mógł ich nie zapuszczać.
Dziś było
nieco inaczej. W ogóle się tym nie przejął, gdy ustami wędrował po jej ciele,
drażniąc te najwrażliwsze punkty kochanki.
– Kreatywny
się zrobiłeś – wydyszała po kolejnym uniesieniu.
– To ta
wiosna. – Wyszczerzył zęby. – I nie myśl, że szybko cię dzisiaj wypuszczę z
łóżka, Vivian.
So tired, I was trying to find a better way
but everyday's the same
I'm trying to break the numbness and it's driving me insane
You could be my savior you could be just what I need
So I lay down and pray for something better
I'm trying to break the numbness and it's driving me insane
You could be my savior you could be just what I need
So I lay down and pray for something better
O tej porze „Hueco Mundo”
było jeszcze puste. Rzadko kiedy pojawiali się tu jacyś klienci przed dwunastą,
więc ekipa Kazeshiniego mogła spokojnie ćwiczyć. Jedynymi świadkami prób byli
barmani, ale ci zajęci byli swoimi obowiązkami i rzadko zwracali uwagę na to,
co robią Hisagi i spółka.
Shuuhei
skrzywił się po raz kolejny i napił wody. Coś mu nie pasowało, a to budziło
irytację.
– O co ci
znowu chodzi? – zapytał Renji, widząc charakterystyczną minę przyjaciela.
– Brak w
tym kreatywności.
–
Kreatywności? – powątpiewał Abarai. – Szukasz dziury w całym. Ta twoja chora
perfekcyjność kiedyś zrobi komuś krzywdę i pewnie będziesz to ty, masochisto.
Shuuhei
westchnął ciężko. Renji może i był świetnym perkusistą, ale o pewnych rzeczach
nie miał pojęcia. Nie winił go za to, nie każdy miał aż takie wyczucie.
–
Potrzebujemy czegoś świeżego – stwierdził.
– Namów
Kirę na nowy materiał i po sprawie.
– Kreatywna
riposta. – Zaśmiał się Kurosaki, wskakując na bar z butelką coli.
– Masz
jakiś problem, Ichigo? – warknął Renji. – Dobrze wiesz, jak kończy się
podpuszczanie tego cholernego perfekcjonisty. Przypominam ci, że niektórzy
muszą zarobić na życie, bo nie siedzą na garnuszku staruszka.
– Mojego
ojca w to nie mieszaj – prychnął Ichigo. – Równie dobrze możemy poszukać nowego
perkusisty.
– Albo
nowej drugiej gitary i będzie kreatywnie.
– Kurosaki,
dupa z baru – warknął Grimmjow, jeden z barmanów. – Ile razy mam powtarzać,
żebyś przyjął do wiadomości?
Ichigo
zeskoczył z blatu, nim dosięgła go ręką Jaegerjaqueza. Bójka z porywczym
barmanem niekoniecznie mieściła się w marzeniach chłopaka.
– Mam! –
wykrzyknął nagle Shuuhei.
– Nie ma
mowy – stwierdził kategorycznie Renji.
– Jeszcze
ni usłyszałeś, co mam do powiedzenia.
– Bez tego
wiem, że to głupi pomysł.
– Abarai,
po prostu się przymknij. Wiem, czego nam brakuje. Drugiego wokalu.
– Drugiego
wokalu? – powtórzył Ichigo. – Wiesz, ile to pracy, żeby rozłożyć partie na dwa
głosy?
– Damy
radę. – Uśmiechnął się Shuuhei.
– Czarno to
widzę. – Westchnął Renji.
Go ahead and leave me paralyzed
There's nothing left to sacrifice
In hell I'm shooting paradise
I'm ready so I'll close my eyes
There's nothing left to sacrifice
In hell I'm shooting paradise
I'm ready so I'll close my eyes
Wiosenny wietrzyk przyjemnie
muskał skórę wystawioną na słońce. Anika jednak nie zwracała na to uwagi,
spacerując po ogrodzie z Dino. To jeden z nielicznych momentów, gdy mieli czas
tylko dla siebie bez tego całego mafijnego zgiełku.
– Dziewiąty
ustalił już datę waszego wyjazdu? – zapytał Cavallone.
– W
przyszłym tygodniu. Najpierw Namimori, żebyśmy się mogli rozeznać w sytuacji,
potem Karakura. Nie wiem, jak długo mnie nie będzie. To duże przedsięwzięcie.
– Zawsze
mogę przyjechać do Japonii. – Wzruszył ramionami. – Kilkudniowy wyjazd nie
powinien zrobić różnicy.
– Masz
sporo własnej roboty.
– Z tym
akurat szybko sobie poradzę. – Uśmiechnął się. – Ważniejsze to ustalić datę
ślubu.
– Wiesz, że
starszyzna się wścieknie?
– Jakby
zdanie starszyzny było najważniejsze – mruknął. – Interesuje mnie tylko twoje
zdanie. Ewentualnie twoich najbliższych.
Anika
zaśmiała się wdzięcznie. Lubiła tę stanowczość w jego postacie, gdy na czymś mu
naprawdę zależało. Zdawała sobie przecież sprawę, jak bardzo Dino nie chce, aby
wyjeżdżała z Włoch na tak długo. Jednak dzielnie to znosił.
– Wiem, ale
chyba lepiej, jak powiemy im teraz. Już słyszałam te pomysły, żeby uzależnić
Kuchikich od nas. – Skrzywiła się wymownie.
– Jest szansa,
że Xanxus mnie nie zabije?
– Najwyżej
pośle Vivian, żeby sprawdziła, jak bardzo jesteś wierny.
– To chyba
jeszcze gorsze. – Zaśmiał się nerwowo. – Z tą diablicą nie mam ochoty mieć nic
do czynienia.
–
Spokojnie. Nie jest taka zła.
– W razie
czego i tak jej się nie powiedzie – oznajmił. – Może i jest piękną kobietą, ale
nie umywa się do ciebie, Aniko Vongolo.
Miał ją
pocałować, gdy usłyszeli:
– A może
spróbujemy, Don Cavallone?
Dino drgnął
nerwowo, bo nie słyszał kroków Vivian. Ta stała tylko dwa metry od pary i
uśmiechała się niewinnie. Kto znał jej prawdziwą twarz, ten wiedział, że ten
gest nie wróży nic dobrego.
– Co tu
robisz, Vivian? – zapytała Anika, pierwsza odzyskując zimną krew.
Była
przyzwyczajona do gierek Chmury Varii, więc nie robiły na niej wrażenia.
– Dziewiąty
prosił, żeby was znaleźć. Chyba macie coś do przedyskutowania.
Odwróciła
się i ruszyła w sobie tylko znanym kierunku. Każdy jej krok przyciągał uwagę i
Dino musiał się porządnie wysilić, by oderwać wzrok od krągłych bioder Vivian.
– Ta
kobieta mnie przeraza – przyznał.
It's gonna hurt but I'm ready
It's clear where I'm heading
Don't call paramedics
I'm into nothing new
It's clear where I'm heading
Don't call paramedics
I'm into nothing new
Tegoroczne Hanami należało do
najcieplejszych w ostatnich latach. Rukia cieszyła się z tego, bo mogła wybrać
lżejsze kimono niż w roku ubiegłym. Wszystko układało się po jej myśli, a i
Byakuya wyglądał na zadowolonego, gdy usiedli w ogrodzie pod ulubioną wiśnią
mężczyzny.
Do czasu,
oczywiście. Ichigo się spóźniał, a spóźnialstwa Byakuya nie tolerował w żadnym
przypadku. Przez to całe popołudnie mogło ucierpieć. Niby starszy Kuchiki
siedział spokojnie z czarką herbaty, ale Rukia widziała gniew w jego oczach.
W końcu
Kurosaki się zjawił. Kamerdyner przyprowadził go prosto do ogrodu, odbierając
kosz z owocami, który Ichigo przyniósł w prezencie.
– Co tak
długo, głupcze? – zapytała Rukia. – Zegarka nie masz?
– Sorry,
próba nam się przedłużyła. Pisałem ci.
– Na Hanami
nie znosimy telefonów. To czas na wyciszenie – ochrzaniła go.
– Nie
wiedziałem. Sorry, wiesz, że jak Shuuheiowi coś przyjdzie do głowy, trzeba
pozwolić mu to zrobić, bo będzie marudził.
– Rukia –
odezwał się Byakuya. – Usiądźcie już.
–
Oczywiście, bracie.
Kuchiki
obserwował pilnie sympatię siostry. Do tej pory poznał go dość słabo, ale chłopak
wydawał się dość nieokrzesany. Jednak jeśli Rukia miała być z nim szczęśliwa,
nie zamierzał jej zabraniać.
– Coś nie
tak? – zapytał Ichigo, czując na sobie wzrok Byakuyi.
Wiedział,
że będzie trudno, ale nie z takimi przeciwnikami sobie radził. Na Kuchikiego
też znajdzie sposób, by nie prowadzić z nim regularnej wojny. To by zraniło
Rukię, która wręcz ubóstwiała starszego brata.
–
Zastanawia mnie, czy Rukia zapomniała ci przekazać, że w Hanami obowiązuje
strój oficjalny, Ichigo Kurosaki.
– A to. Sorry,
nie zdążyłem się przebrać. Ale to szczegół, Byakuya, więc nie spinaj się tak.
Rukia
ukryła twarz w dłoniach. Tyle się natrudziła, by jej chłopak zrobił jak
najlepsze wrażenie na jej bracie, a ten to wszystko zrujnował w ciągu paru
chwil. Miała przerąbane.
I'll be gone in a minute
I'm not afraid to admit it
So wrong but I love it
I'm not afraid to admit it
So wrong but I love it
Elegancka restauracja, jej
czerwona suknia, jego biały garnitur. Która to już taka kolacja? Ktoś mógłby
powiedzieć, że brak w tym kreatywności, ale w ten wiosenny wieczór zupełnie jej
to nie przeszkadzało. Najważniejsze, że był tu z nią, nie znikał znowu nie
wiadomo gdzie i po co, nie mówiąc ani słowa.
– Dziękuję
za zaproszenie, Gin – powiedziała z uśmiechem i upiła łyk wina.
– Dla
ciebie wszystko, Rangisiu. Jak wino?
– Wyborne.
– Cieszy
mnie to.
– Ale nie
zaprosiłeś mnie tylko po to, żeby przyjemnie spędzić czas, prawda?
Uśmiechnął
się jak dziecko przyłapane na psikusie. Wydawać się mogło, że Rangiku jest tak
próżna, że nie widzi niczego poza czubkiem własnego nosa, ale było wręcz
odwrotnie. Zawsze miał to na uwadze, by nie dostrzegła w nim tego, co mogłoby
sprowadzić na nią niebezpieczeństwo. Wystarczył jeden błąd młodości, by musiał
balansować na granicy ryzyka. Nie żeby tego nie lubił, ale naprawdę nie chciał
jej w to wciągać.
– Wybrałem
już asystenta – oznajmił.
– Jednak
cię przekonałam? Kto to taki?
– Nazywa
się Izuru Kira. Właśnie skończył studia i szukał czegoś na pół etatu. Jest
idealnym kandydatem.
– Na
którego będziesz zwalać swoje obowiązki? – zapytała, unosząc brew.
– Ależ,
Rangisiu, dzięki temu będziemy mogli spędzać więcej czasu razem, jeśli Izuru
będzie mi pomagał.
– Chyba mu
współczuję.
– Jesteś
okrutna, Rangisiu.
Nie
odpowiedziała, czując, że to nie wszystko. Jednak o nic nie zapytała. Miała
nadzieję, że Gin nie zrobi temu chłopakowi krzywdy i nie wciągnie go w swoje
szemrane sprawy. Zamierzała zrobić wszystko, by tak się nie stało, ale zbyt
dobrze znała Gina, żeby pozbyć się wszelkich obaw.
Nad ranem
Ichimaru ubrał się cicho i opuścił mieszkanie Matsumoto. Jak zawsze, gdy musiał
coś załatwić. To nie tak, że nie cenił tych spokojnych dni u jej boku, ale
nadal były pewne niezakończone sprawy i czuł się w obowiązku zająć się tym.
Wiedział, że przez to Karakura stanie się niespokojna, jednak nie chciał dłużej
zwlekać. Wiosna to chyba dobry czas, by rozpocząć realizację tego planu.
I made a deal with the
devil
Every day is a battle
Every day is a battle
This is my paradise!
Every day is a battle
Every day is a battle
This is my paradise!
Nie jestem zapoznana ze wszystkimi postaciami, uważam jednak, że w tym dziele wystarczająco zawiązujesz postaci i relacje, by chcieć sięgnąć po całą historię.
OdpowiedzUsuńKurosaki mnie rozbawił swoim nieprzystosowaniem do sytuacji i niszczeniem jeszcze nie zaczętej znajomości.
Fragment z Corrie trochę smutny, ale opisanie świtu bardzo mi się podoba.
Przemyślane, z zachowaniem tematu i z dobraną piosenką. Zgrabnie.