Ikari jest tym bohaterem cykli, którego lubię najbardziej, bo tak łatwo daje mi o sobie pisać.
Poprzednio w rozdziałach: 27, 29, 35, 37, 41, 61, 66, 68, 75, 95.
Nie chciałem się budzić. Nie chodziło o to, że się nie wyspałem - po tym, jak wróciłem późno w nocy z wycieczki, od razu rzuciłem się do wyra i zasnąłem - ale o to, że bardzo nie chciałem mieć znowu do czynienia z rzeczywistością, bo ta była dla mnie zbyt brutalna. Może i byłem - za wynikiem postępu i kradzieży - jednym z najsilniejszych czarowników obecnych czasów, ale też zachowałem w sobie coś z człowieka, co pokazały ostatnie wydarzenia i przez co teraz okropnie bolało mnie serce.
Nie chciałem budzić się z tego płytkiego snu, ale czułem, że muszę, inaczej ci, którzy byli obok i nade mną, nie dadzą mi spokoju.
Powoli uniosłem jedną powiekę, nie dając się jasnemu światłu, które chciało mnie porazić, a do niej dołączyła jej siostra. Parę sekund to potrwało, ale udało mi się nie stracić umiejętności widzenia. Jak dobrze - po tym, jak całkowicie, choć metaforycznie, pozbawiono mnie całego serca, nie chciałem tracić już nic więcej.
Kiedy już patrzyłem jak na istotę żyjąca przystało, dostrzegłem, a nie tylko wyczułem, znajome twarze zawieszone nad moją głową. Skrzywiłem się lekko.
- Jak długo zamierzacie stać nad moim łóżkiem jak banda zboczeńców? - zapytałem i prawie odrzuciłem od siebie kołdrę, w porę jednak zdałem sobie sprawę z tego, że jestem nagi. Westchnąłem. - Gdzie moje spodnie?
Kurt, najbardziej posłuszny że wszystkich moich złoczyńców, rozejrzał się po moim wagonie, a dostrzegłszy parę granatowych dresów przewieszoną przez oparcie jedynego krzesła, jakie posiadałem w tym miejscu - inne spotkał niedawno zły los - chwycił za nie i przyniósł mi je prawie prosto po nos niczym jakiś pies patyk do aportowania.
Uniosłem brew, ale nie skomentowałem tego zachowania. Dobrze wiedziałem, że Kurt już po prostu taki jest - grzeczny, poukładany, a przy tym zabójczy - co nie zmieniało faktu, że czasem działał mi na nerwy.
- Dzięki. - Całkowicie usiadłem na łóżku, teraz gotowy, by z niego wstać i ubrać się w normalny sposób, ale żaden z cyrkowców się nie poruszył. - Co was do mnie sprowadza? - zapytałem, wciągając spodnie pod kołdrę i tak je ubierając.
Mógłbym pokazać się pracownikom goły, bo nie wstydziłem się swojego ciała, ale niektóre z akrobatek pewnie zaczęłyby piszczeć i zasłaniać sobie oczy na widok męskich genitaliów. Cnotki, które były pierwsze do siekania nożem widzów. Hipokrytki, jak my wszyscy.
- Mamy problem, dyrektorku - wyjaśnił Cedric, zakładając przed sobą ramiona, a koszulka prawie pękła mu na bicepsach.
Westchnąłem. Udało mi się włożyć dresy, ale następnym razem, jak sytuacja się powtórzy, obiecałem sobie zrobić to jak na ludzia przystało, nie dbając o to, że ktoś właśnie na mnie patrzy.
- O co chodzi?
- Znaleźliśmy trupa.
Opuściłem w końcu wyrko, czym zmusiłem cyrkowców do odsunięcia się, i spojrzałem uważnie na każdego z nich. Nikt nie dodał nic więcej.
- Czy ja dobrze rozumiem? Mówicie, że "znaleźliście trupa", a nie, że zrobiliście z jakiegoś człowieka trupa, tak?
Musiałem się upewnić - szczerze mówiąc, zabrzmiało to dla mnie niedorzecznie. Moi pracownicy byli sadystami lubującymi się w zabijaniu na przeróżne sposoby, nie kimś, kto znajduje ciała podczas spaceru.
- Tak, znaleźliśmy - odpowiedziała Diaz, jedyna z kobiet-cyrkowców, która nie bała się zabierać głosu w mojej obecności. Może to przez jej brodę? - Jest na skraju lasu. Dobrze dyrektor wie, że my masakrujemy ciała, a to znalezione ma tylko dwie rany postrzałowe. Na czole i na sercu.
Minąłem pracowników i stanąłem przy stoliku, chcąc napić się wody z dzbanka, który zawsze na nim stał, i pozbyć się piasku z gardła. Nim się jednak napiłem, mój wzrok powędrował ku stojącej nieopodal drzwi wazie - rodzinnej pamiątce, którą zabrałem ze sobą po tym, jak zniszczyłem najbliższych. Mógłbym przysiąc, że światła, które grały na jej powierzchni, układały się w jedno słowo.
"Perdone"
Albo tylko mi się tak wydawało.
- Co to ma ze mną wspólnego? - Coś musiało, skoro Cedric i spółka nie wzięli się do ćwiartowania zwłok i zabawy nimi.
Przez sekundy panowała cisza, w końcu Kurt odchrząknął i wyjaśnił:
- Wydaje się nam, że to jest ten policjant, o którym mówiła ta kobieta, de Sanchez. Ten, który deptał nam po piętach, by udowodnić, że pozostawiamy za sobą pas śmierci.
Aż musiałem oprzeć się o blat, tak bardzo zakręciło mi się w głowie.
"Perdone"
Gdy udało mi się odnaleźć Rosario, nie zaprzeczyła temu, że wykorzystała mnie do swoich celów, a tylko przepraszała. Jednak teraz...
"Perdone"
Zamknąłem oczy i posłałem w myślach wiadomość.
"To nie jest to, co sobie życzę, ale dziękuję za zdjęcie mi z barków problemu."
Nie byłem w stanie wybaczyć, ale czułem wdzięczność. Jedyne uczucie, na jakie było mnie stać w stosunku do byłej Stróż. Tylko tyle mogłem jej dać.
Pozbierałem się szybko do kupy i obejrzałem na cyrkowców.
- Dziękuję za informację. Wracajcie teraz do obowiązków i mi nie przeszkadzajcie. - Uśmiechnąłem się. - Muszę zająć się pogrzebem.
Bez słowa, kiwając mi głową, po kolei wyszli z wagonu, a ja wyciągnąłem z szafy czysty fioletowy frak. Szczególna uroczystość wymagała najlepszego stroju.
Super tekst. Mieszanka fantastyki i kryminału. Musze wrócić do poprzednich części, aby lepiej poznać bohaterów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kajuszka
No ładnie nam się Cyrk Gniewu rozwija, choć sytuacja rzeczywiście dość kuriozalna. Średnio żal mi Ikariego, ale z pewnością będę obserwować jego kolejne kroki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jest Ikari!!! Tesknilam!!
OdpowiedzUsuńCzy on sie budzi na kacu czy mi sie wydaje? xd
"Moi pracownicy byli sadystami lubującymi się w zabijaniu na przeróżne sposoby, nie kimś, kto znajduje ciała podczas spaceru." Kocham to uniwersum.
Oyyy krotka scenka, ale znow wnoszaca wiele do calosci. Rany, rany, no Cyrk gniewu pelna gębą. Nie chcialabym do takiego trafic. W sumie w zyciu raz bylam, malo pamietam, w sumie tyle, ze w namiocie panowal duszny polmrok. Pomysl na to, by cyrk, ktory moze przez klauny wydaje sie troche creppy, uczynic w ogole tak morderczym, wydaje sie tak absurdlany, ze az przerazajacy. Tak, trafilas z tym w punkt i ozywilas te koncepcje koncertowo. Wszystko gra, nie jest to cyrk na kolkach ;D W sumie to... znaczy nie wiem czy bym chciala, bo to tez byloby straszne, ale... nie wiem czy nie zdarzylo mi sie czytac, czy Ikari jeszcze nie pokazal, co w nim siedzi? Jako dyrektor tej.... organizacji... na pewno nie jest gorszy od swoich zloczyncow. Wlasnie zobaczylam ten jego fioletowy frak, tylko ze bardziej czerwony.... ya know. Naprawde, naprawde, budowanie takiej historii pod przykrywka cyrku to po prostu cos pieknego. Od poczatku jestem fanka tego uniwersum i z tekstu na tekst doceniam go coraz bardziej. Konstrukcja solidna i zdecydowanie zasluguje na medal.