Tablica ogłoszeń


Grupa Kreatywnego Pisania to długoterminowy projekt cotygodniowych wyzwań pisarskich z wykorzystaniem writing prompts. Więcej znajdziesz w zakładce "O projekcie".



Temat

Temat na tydzień 129:

To było bardzo kłopotliwe. Nigdy nie miał ofiary, która odniosłaby porażkę w umieraniu.

klucze: klucz, wymiana, akcesoria, niedobre.

Szukaj tekstu

niedziela, 25 czerwca 2017

[45] Spadam stąd ~ Miachar

            Wieczór pełen głośnej muzyki, hałasującej młodzieży i dźwięku klaksonów był zmorą mieszkania w ścisłym centrum miasta, zwłaszcza w weekendy. Nie lubiłem takich wieczorów, bo zwiastowały dwa dni, których nienawidziłem - soboty i niedziele były dla mnie męczarnią, bo nie mogłem pracować tak, jak w poniedziałki, wtorki, środy, czwartki i piątki. Byłem pracoholikiem i totalnym wyrzutkiem, nudziłem się więc bardzo, kiedy nie mogłem tworzyć kolejnych projektów i ze specjalnego, zainstalowanego tylko w firmie programi wysyłać kolejnych maili z naruszeniem zasad korzystania z moich dzieł. Nawet spacery z moim psem mi wówczas nie pomagały. Dobrze, że lekarz nie widział problemu w kolejnym wypisywaniu recept na tabletki nasenne, inaczej wariowałbym zupełnie w każdy weekend.

            - Jak ja nienawidzę piątków - mruknąłem znad kolejnego kieliszka wódki, którą zwyczajowo popijałem sokiem jabłkowym. ­- Nienawidzę.
            Kolejna pięćdziesiątka cieczy spłynęła po moim gardle, rozpalając je. Przełknąłem z przekąsem zapitę i sięgnąłem po butelkę, by uzupełnić naczynie, niestety - na dnie nie było już tego, co potrzebowałem.
            - Cholera jasna - wyrwało mi się, kiedy wstałem z kanapy z pewnym trudem, a pokój zawirował mi lekko przed oczami. - Jak dobrze, że zrobiłem zakupy, jeszcze mam ze dwie butelki - pocieszyłem sam siebie.
            Usiłowałem wykonać pierwszy krok w stronę małej kuchni, okazało się to jednak za dużym wyzwaniem. Z powrotem klapnąłem na mebel i westchnąłem. Potrzebowałem czasu, by na tyle dojść do siebie, by zmierzyć się z dystansem do zamrażalnika. Minuta powinna wystarczyć.
            - Bober! - wydarłem się. - Nie mógłbyś mi przynieść kolejną flaszkę?
            Nie doczekałem się odpowiedzi. Właściwie nawet jej nie oczekiwałem - trudno byłoby tego wymagać od psa.
            Mały, czarny, z krótkim ogonem, przypominający bobra, skąd też wzięło się jego imię, swoje miejsce miał niedaleko drzwi, gdzie też spędzał większą część dnia. Wieczorami zdarzało mu się zachodzić do małego salonu, gdzie wpatrywałem się bezmyślnie w telewizor, siadać nieopodal i patrzeć na mnie tak długo, aż zwrócę na niego uwagę. Zdarzało, ale dzisiaj jakoś go do mnie nie ciągnęło - został w kuchni, pewnie strzegł lodówki, by nikt mnie nie okradł z zapasów. 
            Skoro on nie zareagował, musiałem ponowić próbę dostania się w pobliże wódki. Stanąłem twardo na stopach, przez chwilę mierzyłem się z grawitacją i wyszedłem zwycięsko z tej rozgrywki - udało mi się utrzymać równowagę. Pierwszy krok był niepewny, ale drugi i kolejne o wiele bardziej stabilniejsze. Czyli nie byłem aż tak pijany, jak mi się wydawało, a jedynie lekko wstawiony.
            Ruszyłem do pomieszczenia z cudami, zasalutowałem lodówce, po czym lekko się schyliłem i przez białe drzwi dotarłem do pieczary zamrażalki, gdzie czekała na mnie schłodzona butelka. Ach, jakże spragniony poczułem się na sam jej widok. Obok spoczywała butelka z wodą. Zerknąłem na Bobera i pomyślałem, że jemu też przyda się odrobina orzeźwienia. To dlatego wyciągnąłem obie butelki, odkręciłem jedna po drugiej. Sięgnąłem właśnie po tę z wodą, kiedy złapało mnie na kichanie. Mógłbym przysiąc, że prędkość tego kichnięcia była większa niż sto dwadzieścia kilometrów na godzinę, bo aż mnie do tyłu odrzuciło.
            - O kurwa - wyrwało mi się. Wytarłęm nos rękawem bluzy i chwyciłem za butelkę, coby sprawić przyjemność psu. Polałem mu solidnie do jego metalowej miski, a kiedy do niej podszedł, pogłaskałem go po kosmatym łbie. - Na zdrowie, stary - powiedziałem jeszcze, po czym chwyciłem za butelkę z wódką i z nią wróciłem do salonu, by przez kolejne godziny siedzieć jak bezmózg przed zaczarowanym pudełkiem.
            Musiało mi się przysnąć na któreś z reklam, bo kiedy ponownie przyglądałem sie ścianom pomieszczenia, było zdecydowanie ciemniej. Porozciągałem się trochę w zajmowanym fotelu, spragniony sięgnąłem po butelkę i wlałem w siebie solidną porcję cieszy.
            - Dziwne - wychrypiałęm. - Toż to nie smakuje jak wódka.
            Przyjrzałem się etykiecie w świetle emitowanym przez telewizor i na głos odczytałem:
            - Woda wysokozmineralizowana, lekko gazowana. - Po sekundach dotarło do mnie to, co usłyszałem z własnych ust. - No ja pierdolę.
            - To może wreszcie przestaniesz pierdolić i zaczniesz zachowywać się jak cywilizowany człowiek? - dobiegło mnie czyjeś pytanie, a ja podskoczyłem na siedzeniu.
            Rozejrzałem się przerażony wokół siebie, ale w lichym świetle niewiele zobaczyłem. Pomysł z podejściem do wyłącznika i skorzystanie z niego nie wchodziło w rachubę - co, jeśli po drodze natknąłbym się na tego włamywacza? Bo to musiał być jakiś włamywacz!
            - Kto tu jest? - zawołałem, chwytając za pilot od telewizora i postanawiając użyć go jako broni, jeśli zajdzie taka potrzeba. - Pokaz się, tchórzu!
            W tamtym momencie to pewnie ja bałem się bardziej, ale nie mogłem dać tego po sobie poznać. Musiałem być twardym, nie miętkim.
            Usłyszałem ciche stąpanie. Ktoś tu musiał wyuczyć się w chodzeniu niczym kot, prawie niedosłyszalnie. Przełknąłem ślinę i odwróciłem się w stronę, gdzie spodziewałem się znaleźć i stanąć twarzą w twarz z włamywaczem.
            Jakie było moje zdziwienie, kiedy dostrzegłem tylko czarnego zwierzaka patrzącego na mnie dziwnie pojaśniałymi oczami.
            - Bober? Ty mówisz?! - zapytałem zaskoczony. - Ale przecież dzisiaj nie ma Wigilii!
            - Może i nie ma, ale wiesz, wódka potrafi rozwiązać język każdemu.
            Znowu przełknąłem ślinę. No jasne! Skoro ja piłem wodę, to znaczy, że butelka z magicznym napojem pozostała w kuchni! A przez to cholernie mocne kichnięcie musiałem się pomylić przy chwytaniu i napoić psiaka wódą! Co ze mnie za właściciel?!
            - Czyli że.. E, znaczy... - nie wiedziałem, co powiedzieć, bo nigdy dotąd nie rozmawiałem z żadnym zwierzakiem. - W sensie... co tam u ciebie, Bober?
            - Przestań pieprzyć - ochrzanił mnie. - Zachowujesz się gorzej ode mnie, ziomek. Nigdzie nie wychodzisz, chlejesz po nocach, zarabiasz się po łokcie i myślisz, że to jest życie? Pieprzenie. - Podszedł bliżej, po czym usiadł na swoim zadku, a ja wpatrywałem się w niego jak urzeczony. W końcu gadałem z psem! - Poza tym ciągle masz tu syf, w lodówce zaległa ci się pleśń. Ja nie mogę żyć w takich warunkach! - zawarczał. - Mam dość tego, że muszę się upominać o spacery i jedzenie. A wiesz, czego mam dość najbardziej? Tego pojebanego imienia! Sam się nazwij Bober, ja chcę być Bronisławem! - Teraz każdemu słowu towarzyszyło szczekanie, byłem pewien, że niedługo zlecą sie sąsiedzi zdenerwowani hałasem. - Adios, przegrywie, spadam stąd!
            Wciąż oszołomiony nie potrafiłem się poruszyć, otwierałem tylko szerzej oczy, kiedy widziałem, jak zbliża się do drzwi, doskakuje do klamki i je otwiera, po czym wraca się po smycz, łapie ją w kły i jak gdyby nigdy nic wychodzi z mieszkania. Odczekałem kilka minut pewien, że wróci, że to tylko takie czcze gadanie. Ale nie. On sobie poszedł. Mój własny pies powiedział mi, jakim beznadziejnym człowiekiem jestem, po czym opuścił mieszkanie, w którym żyliśmy razem przez trzy lata.
            Czy to w ogóle możliwe?
            Przytłoczony przeniosłem się z fotela na kanapę, na którą opadłem ciężko i dość szybko - zmęczony tym absurdalnym zdarzeniem - zasnąłem.
            A może właśnie zacząłem wybudzać się ze snu?
            

2 komentarze:

  1. Dobry tekst. Muszę przyznać, że ta ucieczka psa i jego wygarnianie błędów właścicielowi są zaskakujące. Jest tu też lekka doza humoru, plus za to.
    Ogólnie jest krótko, ale przyjemnie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieźle. Pracoholik i wkurzony, pijany pies. Ładnie skrojone, lekko zabawne. Nie mam zastrzeżeń.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń