Wspinaczka pod górę, nawet przy użyciu samochodu i taksówkarza z kwaśną miną, nie była dla niego przyjemna. Wciąż nie doszedł do siebie po kilkugodzinnym locie, który z jego wnętrzności zrobił bigos, dalszy etap podróży również mu się nie podobał. Dobrze, że na szczycie czekała nie tylko praca, ale także miejsce na odpoczynek, którego potrzebował.
W przeciwieństwie do niego jego asystentka wyglądała na zadowoloną, na jej twarzy malował się delikatny uśmiech, który ostatnimi dniami ukrywała przed światem. Mężczyzna zerkał na nią co jakiś czas i szukał w głowie - po raz chyba tysięczny od czasu, jak się poznali - sposobu na to, by w końcu zmienić ich relację. Jedyne, do czego doszedł, to do wniosku, że ta sprawa i to miejsce mogą być dobrą okazją, by to się stało.
Nie chciał brać tej sprawy, bo oznaczała ona, że razem z Deiji muszą opuścić na kilka dni swoje biuro i do tego dwa razy lecieć samolotem, czego z całego serca nienawidził. Początkowo bronił się przed przyjazdem tutaj, dwukrotnie odmówił kapitanowi, który zwrócił się do niego z prośbą o pomoc, dopiero kiedy asystentka głośno oznajmiła, że ten wyjazd oznacza kilka dni, które praktycznie w całości spędza razem, uległ, spakował się i właśnie teraz w taksówce wjeżdżał pod górę, a nad nim górował zamek.
Dzień przed wylotem, czyli raptem wczoraj, Deiji położyła na jego biurku w gabinecie ręczne zawierającą dokumenty na temat tego zabójstwa oraz zdjęcia i opis miejsca, gdzie doszło do tej zbrodni, a gdzie oni właśnie mają się zjawić i gdzie to miejscowa policja załatwiła im pokoje na nocleg. Nie spali w jednym, mimo to Profesor był przekonany, że poza złapaniem mordercy uda mu się zbliżyć do Deiji i otworzyć jej serce na jego uczucia.
Kiedy samochód zatrzymał się tuż przed bramą prowadzącą bezpośrednio na zamek, mężczyzna jak najszybciej opuścił pojazd, byle tylko znów zaczerpnąć świeżego powietrza. Wyskoczył z niego tak szybko, że Deiji spojrzała za nim zaskoczona. Gdy zamknęły się za nim drzwi, kobieta westchnęła ciężko, złapała za listonoszkę, w której przewoziła dokumenty sprawy, i również wysiadła.
Kierowca, który przez całą drogę z lotsnika miał niezadowoloną minę, z takim samym wyrazem twarzy wyciągnął z bagażnika dwie torby. Skinąłem dwójce cudzoziemców, których tu przywiózł, głową na pożegnanie i bez żadnego słowa wrócił do samochodu, po czym odjechał, odprowadzany spojrzeniem Profesora i Deiji.
- Całkiem przyjemny gość - zauważyła kobieta i spojrzała w stronę zamku. - No to jesteśmy prawie na miejscu.
Mężczyzna przypatrywał się wiekowej budowli zachowanej w niezłej kondycji i zerknął z ukosa na asystentkę, pytając:
- Mogę spalić to miejsce?
- Wiedząc, że to zamek z kamienia, myślę, że ogień nie wyrządzi mu zbyt wielkiej szkody.
- Ale jeśli spróbuję, poczuję się lepiej.
Na tę odpowiedź Deiji wzruszyła tylko ramionami. Nie była kimś, kto powinien go osądzać, Profesor miał własny umysł, sam mógł dochodzić do tego, co złe, a że nie posiadał sumienia, to była inna kwestia.
- Więc spróbuj, ja cię nie powstrzymuję. Lepsze to niż zniszczenie kolejnego miasteczka. Tylko poczekaj, aż policja na dobre się stąd wyniesie, chyba nie chcesz, by tutejsi detektywi dowiedzieli się o twoich morderczych zapędach.
- Ach, moją droga Deiji, jak zwykle pełna pesymistycznych myśli.
- Któreś z naszej dwójki musi.
Profesor zaśmiał się i chciał pogłaskać asystentkę po głowie, bo to był jedyny kontakt fizyczny, na jaki mu pozwalała, ale nie było mu to dane, bo właśnie do tej dwójki zbliżył się kapitan policji, który wezwał niezwykłego kryminologa i jego pomocnicę, by wyjaśnili, dlaczego zabito tu kogoś, zrzucając z jednej z wież po tym, jak ofiara została uduszona, zasztyletowana i pozbawiona krwi.
- Witajcie - odezwał się grubym głosem, z mocnym akcentem, który zniekształcił to angielskie słowo. - Cieszę się, że dotarliście tak szybko.
Jeszcze dobę temu byli w swoim biurze, nie myśląc nawet o tym, że dostaną podobne wezwanie, a już byli tutaj, gotowi wykorzystać swoje umiejętności i dzięki nim ująć kolejnego złego człowieka.
- Nie ma sprawy - odparła Deiji, biorąc na siebie konwersację, bo dobrze wiedziała, że jej pracodawca nie jest chętny do wszelkich rozmów. - Czy miejsce zbrodni wygląda tak jak chwilę po zdarzeniu? - Nie chciała wyrzucać z siebie niepotrzebnych słów powitania, wolała od razu przejść do meritum, bo nauczyła się, że jej szefowi zawsze na tym najbardziej zależy
- Oczywiście! Nie jesteśmy przecież żółtodziobami. Zwłoki zostały zabrane wczoraj do kostnicy i wstępnie zbadane, bo patologowi spieszy się na urlop, ale miejsce zostało zabezpieczone, byście państwo mogli się mu przyjrzeć. Proszę za mną.
Kapitan poprowadził ich na główne schody do zamku, a uwadze Deiji i Profesora nie uszło spojrzenie szarych oczu śledzące ich spomiędzy filarów na pierwszym piętrze budynku. Skoro ich podglądał, pewnie był w jakiś sposób zamieszany. Oto podejrzany numer jeden wystawił się na złapanie. Teraz pozostało tylko wykonać swoje obowiązki, a przed zachodem słońca być może uda się zakończyć śledztwo.
Jednak w cieniu zamku zawsze coś może pójść nie tak.
Stare zamczyska maja w sobie coś, co sprawia, iż nawet najbardziej banalna sprawa w mgnieniu oka może okazać się wielkim wyzwaniem. Czy będzie tak w przypadku Twojego opowiadania? Cóż, dla historii byłoby chyba tak najlepiej xD
OdpowiedzUsuńProfesor (jeśli dobrze zrozumiałem) kreowany jest tu na takiego "śmieszka-profesjonalistę", co osobiście kupuję - lubię bohaterów niejednoznacznych, a przy tym potrafiących wzbudzić w czytelniku szczerą radość. Zaś Deiji (swoją drogą ciekawe imię) jest z rodzaju tych, którzy muszą pilnować innych przed powiedzeniem o jedno słowo za dużo. Jak dla mnie idealnie spleciona para - ciekawi mnie tylko, czy pragnienie mężczyzny znajdzie swoje ujście, lecz widząc, iż asystentka podchodzi do świata na trzeźwo, sądzę, iż czeka go wyboista droga xD
Choć cała sprawa rysuje się prosto - śledzące spojrzenie w zamku - to mimo wszystko same zabójstwo nie było przecież z serii "tych banalnych". Wystarczy choćby spojrzeć na ostatnią linijkę tekstu: "Jednak w cieniu zamku zawsze coś może pójść nie tak" - to oczywisty znak, iż sprawa ma drugie dno, które tylko się prosi, aby ją rozwiązać.
Zaś co do ewentualnych uchybień, to w jednym miejscu zamienił się Tobie szyk liter w "lotsnika" i w jednym czy dwóch miejscach nieco zmieniłbym szyk wyrazów, ale generalnie nie jest to nic, co psuje odbiór całego tekstu.
Temat przewodni został w mojej ocenie jak najbardziej zrealizowany i nie pozostaje mi nic, jak tylko podziękować za dobre i ciekawe opowiadanie oraz czekać na kolejne.
Pozdrawiam :)